niedziela, 11 maja 2014

- 015 -


Obudziłam się chyba przed dziesiątą, kiedy otworzyłam oczy dostrzegłam, że Ellingtona, Rikera i Rossa nie było, a Rydel z Rocky'm jeszcze sobie śpią. Zmieniłam pozycje na siedzącą i rozejrzałam sie, dzięki czemu zobaczyłam, że ta nieśpiąca trójka siedziała na tarasie. Wzięłam głęboki oddech, wstałam z sofy i powoli ruszyłam w stronę tego tarasu.
- O! Wstała nasza śpiąca królewna! - przywitał mnie rozbawiony Ross, kiedy tylko mnie zobaczył. Tylko się uśmiechnełam i podeszlam do Ellingtona, który uśmiechnął się, objąl mnie jedną ręką i pocałował w policzek. Spojrzałam na Rikera... Palił... No cóż, teraz przynajmniej nie musiał się przede mną kryć.
- Oj, ale ta księżniczka to chyba się nie wyspała? - powiedział uśmiechnięty brunet.
- Spokojnie, bywało gorzej. - odpowiedziałam uśmiechnięta.
- Rocky z Rydel jeszcze śpią? - zapytał Riker.
- Tak... I chyba szybko nie wstaną. - wzruszyłam ramionami.
- To jak, budzimy ich? - zaproponował Ross.
- Dopiero po dziewiątej, no przed dziesiątą. Mają jeszcze czas. - odpowiedział.
- Czyli macie zamiar tu tak siedzieć, aż tamci sie obudzą? - spojrzałam na blondynów, a następnie na Ratliff'a.
- No coś ty. Przecież zanim Rocky wstanie będzie czternasta. - zaśmiał się najstarszy.
- Poważnie? - spojrzałam na niego.
- Ta, ale przecież tak długo czekać, aż łaskawie wstanie. Poczekamy może do dziesiątej i się zwijamy. - wyjaśnił.
- A tak... Dziś macie ten występ? - uśmiechnełam się i spojrzałam na chłopaków.
- Tak. Kolejny występ na żywo. - powiedział dumnie Ross.
- Naprawdę cieszę się, że jesteście już tak znani i doceniani. - oznajmiłam uśmiechnięta i po chwili spojrzałam na Ellingtona.
- A będzie jeszcze lepiej. - odparł Ell.
- Właśnie, przecież za kilka miesięcy wyjeżdżamy w trasę. Będziemy w Europie. Tyle koncertów... Może długo nie będzie nas w domu, ale za to wszystko zdecydowanie będzie warto. - powiedział najmłodszy. Słuchając go uśmiech stopniowo znikał z mojej twarzy, aż w końcu zachciało mi się płakać. Nie będzie ich aż tak długo? Może teraz to wydać się cholernie egoistyczne, ale nie chcę, aby na tak długo wyjeżdżali. Ellington też spoważniał, Riker to samo. Chyba tylko Ross nie przejmował się tym, co mówi. Ale już o tym wiedzieli... Ciekawe od jak dawna... Po chwili zapadła cisza, którą dopiero przerwał Riker.
- No, ale w każdym razie dzisiaj mamy ten występ, a do trasy jeszcze daleko, prawda Ell? -powiedzial Riker.
- Dokładnie i jeszcze wszystko może się zmienić. - przytaknął. Uśmiechnął się lekko i spojrzał na mnie, jednak ja tylko spuściłam wzrok. Riker spojrzał na brata z miną "Are you fuckin kidding me?", a młodszy dopiero wtedy zrozumiał, o co chodzi.
- To znaczy trasa jest tak planowana, ale znając nasze szczęście, albo nieszczęscie, skróci się o połowę... - powiedział Ross.
- Dobra, nie waże.. Riker, wracamy? - zapytałam ze spuszczonym wzrokiem, nie patrząc na żadnego z nich ponownie wróciłam do środka.
Chłopcy spojrzeli na siebie, lekko zdziwieni.
- Czekajcie, aż nie wrócę z nią za ręke. - oznajmił jak najbardziej poważnie Ratliff, na co blondyni przytakneli.
- Musiałeś mówić o trasie, głupku? - odezwał się Riker.
- Oj przepraszam, musi być świadoma. Ma sławnego chłopaka, to chyba oczywiste, że jako zespół będziemy jeździć w trasy. Poza tym, skoro jest taka zadowolona? - wyjaśnił nieco... Obojętnie.
Kiedy tylko weszłam do pokoju dostrzegłam, że Rydel najwyraźniej właśnie się obudziła, nie zdążyła nic powiedzieć, bo do salonu wszedł Ratliff.
- Yvonne! - zawołał nie zwracając uwagi na Rydel i śpiącego jeszcze Rocky'ego, którego właśnie obudził. W tej samej chwili odwróciłam się do niego z zaszklonymi oczami.
- Co jest..? - zapytał już ciszej i podszedł do mnie.
- Przepraszam, nie powinnam tak reagować... - przyznałam i spuścilam wzrok. Ell spojrzał na rodzeństwo Lynch'ów, a następnie na mnie.
- Więc o to jesteś... Umm... Może nie tutaj? - zaproponował, na co przytaknęłam i razem przeszliśmy do innego poloju.
- Więc jesteś zła? Jesteś na mnie zła..? - zapytał i spojrzał mi w oczy.
- Nie... To znaczy... Nie jestem zła... Może tylko trochę smutna... - odpowiedziałam podchodząc do bruneta.
- Rozumiem... Ale posłuchaj... - złapał moje dłonie - Pojadę w te trasę... Później zapewne będą inne, ale nie pozwolę, aby kariera zespołu nam przeszkodziła... Jak mam być szczery, to kariera rozwaliła mi już jeden związek... Nie pozwolę, aby znowu tak się stało... Mimo wszystko... Zespół jest ważny, ale ty jesteś najważniejsza. - powiedział patrząc w moje oczy. Chyba jeszcze nikomu tak na mnie nie zależało... Kiwnełam głową na znak zrozumienia i wzięłam głęboki oddech.
- Obiecujesz..? Że ta trasa czy zespół nic nie zmieni..? - zapytałam z nadzieją.
- Obiecuję. - szepnął i przybliżył się do mnie jeszcze bardziej. - Ale teraz nie bądź smutna... Do trasy naprawdę jeszcze daleko. - dodał równie cicho.
- No jasne... - przytaknełam.
- Teraz musimy myśleć o tym, co jest tutaj, teraz... A nie o tym, co będzie za kilka miesięcy... Zgoda?
- Jasne. - uśmiechnełam się lekko i pocałowałam go. Po tym, jak wszystko sobie wyjaśniliśmy, wróciliśmy do Lynch'ów, tym razem już wszyscy tu byli.
- Dziękuje za interesującą pobudkę. - powiedział ironicznie Rocky. - Ale mogliście sie jeszcze trochę przy nas pokłócić. - zaśmiał się.
- Ale my się nie kłóciliśmy. - powiedziałam cicho i spojrzałam na niego.
- Nie? To to nie był początek kłótni? - zapytał.
- Nie kłóciliśmy się... Po prostu musieliśmy obdagać jedną sprawę, jasne? Żadna kłótnia. - wyjaśnił Ellington. Ross i Riker tylko na siebie spojrzeli, a następnie odezwał się najstarszy:
- Więc... Jak już sobie wszystko wyjaśniliście, my będziemy wracać... Ell, dzięki za przenocowanie nas. - uśmiechnął się.
- Ta, mówicie to za każdym razem. - powiedział już z zdecydowanie lepszym nastrojem.
- Powinieneś się cieszyć. - zaśmiał się Rocky... On chyba nigdy nie traci poczucia humoru.
- Chłopcy... Rodziców chyba dziś nie będzie w domu do wieczora, zgadza się? - odezwała się dla odmiany Rydel.
- To dziś? - zdziwił się Riker.
- Tak, dziś... Więc... Może Yvvy zostałaby z Ell'em, później przyjadą razem i pojedziemy do studio, czy jakoś tak? - zaproponowała uśmiechnięta, spojrzała na mnie i Ell'a, a później na Rikera.
- Pasuje wam? - zwrócił sie do nas. Najpierw spojrzałam na Ellingtona, który od razu się zgodził, więc ja również przytaknęłam.
- Dobra, to Ratliff, bądźcie u nas o 14, dobra? - spojrzał na bruneta.
- Tym razem się nie spóźnię! - zaśmiał się.
- Mam taką nadzieję... Yvonne, liczę na ciebie. - puścił mi oczko. Lynch'owie właściwie szybko się stąd zabrali; nie mineło może piętnaście minut, kiedy zostawili nas samych.
- Gotowy do dziejszego występu? - zapytałam z uśmiechem.
- Ellington Lee Ratliff zawsze gotowy. - zaśmiał się.
- Mam nadzieję, liczę na to, że nie przyniesiesz wstydu zespołowi. - powiedziałam i zaśmiałam sie.
- Ja? No wiesz! - udał oburzenie, założył ręke za ręke i odwrócił się do mnie tyłem. Wywróciłam oczami, podeszłam do niego i przytuliłam, a wtedy chłopak się zaśmiał. Jako, iż dalej stał do mnie tyłem i był ode mnie wyższy, uniosłam się na palcach i pocałowałam go w policzek.
- Żartowałam... Ellington Lee Ratliff zawsze robi największe show. - szepnełam i uśmiechnełam sie szeroko.
- Wiadome. - zaśmiał się.
- Więc jestem pewna, że pójdzie wam świetnie... Jaką piosenkę zagracie? - zapytałam z pogodnym uśmiechem.
- 'Forget about you' - odpowiedział i w końcu odwrócił się do mnie.
- Powodzenia. - zaśmiałam się. - Moja dobra znajoma chyba jest waszą fanką... - uśmiechnełam się lekko przypominając sobie, jak to było Caroline.
- Tęsknisz za nimi, co..? - zapytał lekko poważniejąc.
- 'Nimi'?
- Znajomymi... Wszystkich tam zostawiłaś.. - wyjaśnił.
- Nawet nie... To było tak; w szkole miałam dobrą opinię, byłam raczej jedną z tych 'fajniejszych', ale... Znajomi, których miałam teraz pewnie nawet nie zauważyli, że mnie nie ma... Tylko Caroline... I Ashton... Car na pewno sie przejmuje, chociaż teraz już mniej, bo do niej dzwoniłam, a Ash...To Ash... Ma ważniejsze rzeczy na głowie...- wyjaśniłam i lekko posmutniałam.
- No jasne, rozumiem... - przytaknął, podszedł do mnie i przytulił widząc, że nie daleko mi do płaczu.
- Nie chcę tam wracać... Nie do szkoły... Domu... - wyszeptałam, a po moich policzkach zaczeły płynąć łzy, które po chwili delikatnie otarł Ellington.
- Nie wrócisz... Kiedy będziesz musiała tam wrócić, zamieszkasz ze mną, pamietasz? - próbował mnie pocieszyć... Po części mu wyszło.
- Pamiętam, pamiętam, ale... Już niedługo tam jadę... W prawdzie chyba tylko na tydzień, ale zawsze to coś... Boję się... - wyszeptałam ostatnie słowa, a z moich oczu mimowolnie zaczeły płynąć łzy.
- Nie, nie, nie. - odsunął się trochę ode mnie i ponownie otarł łzy. - Nie bój się... Nie możesz... Wszystko będzie dobrze... A później wrócisz tu do mnie, cała i zdrowa.
- Chciałabym...
- Tak będzie... Zobaczysz... Nie masz czym się przejmować. - powiedział, na co lekko się uśmiechnełam. - Już..? Wszystko jest w porządku..? - zapytał.
- Ta...- kiwnełam głową i uśmiechnęłam się delikatnie.

~~~

Okej, trochę krótki, ale w końcu jest ;-; Przepraszam, że nie dodawałam nic prawie przez dwa miesiące, ale nie miałam pomysłów i weny, cóż... Kolejny postaram się dodać szybciej niż ten, ale nic nie obiecuje ^^
- Cat.

piątek, 7 marca 2014

- 014 -

   Rocky oznajmił nam swój 'genialny' pomysł, który i tak nie mógł się udać ze względu na to, że planował go na jutro, a w ten dzień zespół miał mieć wywiad i krótki występ w jednym z programów. Powoli zbliżała się godzina pierwsza w nocy, jednak nikomu jeszcze marzył sie sen. 
- Hmm, to może coś obejrzymy? - zaproponował uśmiechnięty i zadowolony Rocky. 
- Spoko, co proponujesz? - zapytał młodszy brat, Ross. 
- Ja nie wiem, zależy od Ell'a. - spojrzał na przyjaciela. 
- Mnie jest to obojętne, może niech dziewczyny coś wybiorą? - odparł Ratliff i spojrzał na nas... To znaczy na mnie i Rydel. 
- Ooo nie. Rydel nie wybiera. - sprzeciwił się Rocky.  
- A to dlaczego? - zapytała zdziwiona i spojrzała na młodszego brata, wyczekując szybkiej odpowiedzi z jego strony. 
- A dlatego, że ty pewnie wybierzesz coś głupiego. - wyjaśnił pewnie, a Delly spojrzała na resztę. 
- Rocky ma rację... To znaczy... Chyba nie wszyscy lubimy taki sam rodzaj filmów, co ty. - wyjaśnił, znacznie delikatniej Riker. 
- Macie problemy... - powiedziała obojętnie blondynka i przewróciła oczami.  
- To może Yvonne coś zaproponuje? - zaproponował Ellington i spojrzał na mnie. 
- Ja? Nie, raczej nie... - szczerze? Nie miałam pojęcia, co mogę zaproponować. U siebie miałam co robić, wolałam wyjść z domu niż siedzieć i coś oglądać. 
- Cokolwiek? - odezwał się Rocky. 
- Rany... Faktycznie macie problem. - powiedziałam ironicznie. - Nie wiem, jestem otwarta na wasze propozycje. Może być cokolwiek, byle nie horror. - oznajmiłam, jako, iż nie byłam największą fanką horrorów. 
- Zgadzam się. - uśmiechnęła się Rydel i spojrzała na chłopaków. 
- Nie horror to co? Może jakiś musical, Delly? - zapytał sarkastycznie Rocky i spojrzał na siostrę. 
- Ta, spadaj. - mruknęła patrząc na brata. - Chociaż już prędzej to niż horror. - uśmiechnęła się ironicznie. 
- O rany... Macie problemy... - zamarudził Ross. - Ale hej... Yvonne, ty masz Ell'a, jak będziesz się bała to przytulisz się do niego i będzie tak pięknie, romantycznie i w ogóle. - powiedział trochę zmieszany. 
- A w sumie... Niech stracę. - zgodziłam się, co mi szkodziło. Ross w sumie miał rację. 
- Dobra, to ona, a ja? - zapytała Rydel patrząc na młodszych braci. 
- Ty masz braci. - zaśmiał się Ross. 
- Podkreślam, że ty też jesteś jej bratem. - odparł najstarszy. - Dobra, Rydel, jeśli będziesz się bała, wbijaj do mnie. - uśmiechnął sie do siostry Riker. 
- Jeden normalny. - mruknęła cicho blondynka i przytuliła blondyna. 
- No dobra, wszystko pięknie, to co oglądamy? - zapytał Rocky. 
- Jakieś propozycje? - Ellington spojrzał na każdego z osobna. 
- Proponuję 'Obecność' albo 'Lustra'. - odpowiedział zadowolony Ross. 
- Pasuje wam, dziewczyny? - zapytał Riker i spojrzał na mnie i Rydel. Ja przytaknęłam, a Rydel po dłuższej chwili także się zgodziła. Wszyscy ułożyliśmy się przed telewizorem, to znaczy Ellington, ja, Riker i Rydel (dokładnie w takiej kolejności) usiedliśmy na sofie, a Rocky i Ross zajęli fotele obok. Ostatecznie chłopcy włączyli 'Obecność', z czego nie byłam do końca zadowolona, ale już trudno. Od razu złapałam dłoń Ratliff'a, a film nie podobał mi się już od pierwszych kilku minut. 
Na szczęście nie było aż tak źle, zapewne ze względu na to, że co chwila byłam przytulona do bruneta.  Kiedy tylko film dobiegł końca, chyba tylko Ellingtonowi chciało się wyłączyć sprzęt. Jednak kiedy podchodził, tak po prostu zgasły światła i wszystkie inne urządzenia też... W pierwszej chwili lekko sie przestraszyłam, a to zapewne za sprawą obejrzanego wcześniej horroru, dlatego złapałam dłoń Rikera, jako iż siedział obok mnie, a Ell poszedł wyłączyć film. 
- Ło, co jest? - odezwał sie jako pierwszy, zdezorientowany Rocky. 
- No właśnie, Ell, coś ty zrobił? - zapytał zdziwiony Ross. 
- Ta spadaj, od razu ja... - burknął cicho, wyciągnął z kieszeni komórkę i poświecił na nas. 
- Ej chłopcy, co jest? - zapytała chyba równie lekko przestraszona, co ja Rydel. 
- Nic, prąd musiał wysiąźć. Zaraz wyjdę i to naprawię. - powiedział spokojnie Ratliff. - Ale wy... Chyba się nie boicie, co? - spojrzał na Rydel, a następnie na mnie. 
- Wy wiecie, że nie lubię horrorów... - odpowiedziała Delly. 
- No ja też za nimi nie przepadam... - powiedziałam niepewnie. Ratliff zrobił kilka kroków w moją stronę, więc również do niego podeszłam i go przytuliłam. 
- Wy się serio boicie? - zapytał ponownie, na co przytaknęłam, Rydel tam coś cicho odpowiedziała. - No dobra, to zaraz coś z tym zrobie, ok? 
- Zgadzam się! Włącz ten prąd, bo nie mam pojęcia, gdzie jest mój telefon. - odezwał się Rocky. 
- To idę. - uśmiechnął się lekko i cofnął sie o krok. 
- Ale idziesz sam? - zapytałam po chwili. Tak, horrory źle na mnie działały. 
- No tak. - przytaknął. 
- Dobra, idę z tobą, żeby się laski o ciebie nie bały. - zaśmiał się Rocky, a następnie trochę niechętnie podniósł się z miejsca. 
- Ej, a nie masz tutaj czegoś typu świeczki albo latarka? - zapytał z lekka ironicznie Ross. - A i jakbyś mógł, zadzwoń do mnie, żebym znalazł telefon. 
- Spoko i w kuchni poszukaj. - powiedział obojętnie i razem z Lynch'em wyszli z pomieszczenia. 
- Dobra, to ja idę po te świeczki. - odezwał się Ross, jednak wstał dopiero, kiedy zobaczył, że jego telefon się zaświecił, gdyż Ratliff puścił mu sygnał. Od razu po niego poszedł i z telefonem, jako latarką powoli zaczął kierować się w stronę kuchni. 
- Czekaj, idę z tobą. - odparła Rydel i ruszyła zaraz za bratem. Zostałam sama z Rikerem, pomyślałam sobie tylko jedno: 'O nie...'.
- Boisz się? - przerwał ciszę blondyn. 
- Nienawidzę horrorów. - mruknęłam rozglądając się. 
- No jasne... Ale chyba wiesz, że przy mnie... Nas nie masz się czego bać. - szybko się poprawił. Z tego, co mi się wydawało, dalej siedział na swoim miejscu, więc po chwili namysłu usiadłam obok niego. 
- Spokojnie, Ell zaraz to naprawi i wszystko znowu szybko będzie dobrze. Zobaczysz. - powiedział miło i położył mi dłoń na ramieniu. Szybko na niego spojrzałam. Co mi się wtedy przypomniało? Nasza pierwsza rozmowa, kiedy powiedziałam mu o tym, dlaczego konkretnie u nich jestem i co działo się u mnie w domu. Wtedy też pierwszy raz zobaczyłam Ellingtona, ale wtedy myslalam 'ten trzeci'. No i pierwsze słowa Rylanda, przez które uciekłam... Tyle dosyć dziwnych wspomnień. Ale wtedy zaufałam Rikerowi, to wspomnienie bardzo dobre. Spojrzałam na blondyna, wzięłam głęboki oddech i przytuliłam się do niego. 
- Riker... Dziękuje ci... - powiedziałam cicho, a Lynch również mnie przytulił. Tak... Przy nim zdecydowanie czułam się bezpieczna. 
- Hmm, za co? - uśmiechnął się lekko. 
- Za wszystko. - odpowiedziałam i również lekko się uśmiechnęłam. 
- Ooo, więc... Nie ma za co. - odrzekł, a między nami zapadła cisza. Jeszcze przez chwilę byłam przytulona do Lynch'a, jednak... Starałam się wyobrazić sobie, że to Ellington. To głupie, ale chciałam, żeby chłopcy już wrócili. Nie wiedziałam, co powiedzieć, dlatego na szczęście lub nieszczęście do salonu weszli Ross z Rydel. A na nieszczęście dlatego, że wolałam zostać jeszcze z Rikerem przez chwilę.
- Riker, masz zapalniczkę albo jakieś zapałki? - zapytał Ross, wchodzący do pomieszczenia. W tej chwili odsunęłam się od jego starszego brata. 
- Co? - zapytał lekko zdziwiony starszy blondyn. 
- No... Bo ten idiota, Ratliff ma świeczki, ale zapałek ani nic nie ma. - wytłumaczył. Chwila... Czy on nazwał Ellingtona idiotą? O nie, tak nie będzie. 
- Hola, uważaj na to, co mówisz. - powiedziałam... Pewnie. 
- Co? Ooo, ale nie bierz tego tak do siebie. - uśmiechnął się lekko Ross.
- Mniejsza. - dodałam ciszej i spojrzałam na Rikera. 
- Taa... To jak Riker, masz coś? - zapytał młodszy, wracając do poprzedniego tematu.
- Tak, powinienem mieć zapalniczkę w kurtce, weź sobie. - odpowiedział Rossowi. Czy on?.. Chyba powoli zaczynałam mieć dziwne myśli. 
- Nie możesz mi podać? Nie wiem, gdzie masz kurtkę. - zamarudził. 
- Ross, coś ty taki leniwy? - westchnął cicho i wstał z sofy. - Chociaż mi poświeć, co? - odparł niechętnie. 
- Dobra, chodź. 
- Chwila, chyba nie zostawiacie nas same? - zapytała od razu Rydel. 
- Na chwile.. - odpowiedział Riker. 
- Nie, nie, nie. Riker, jak chcesz, to idź sam. Ross zostaje tutaj. - oznajmiła Rydel. 
- Dobra? - powiedział blondyn, Ross dał mu telefon, aby jakoś doszedł i najstarszy Lynch poszedł po te zapalniczkę. Wrócił już po kilku minutach i wtedy razem z bratem pozapalali kilka świeczek. 
- Riker, po co ci za...- zapytałam, kiedy usiadł ponownie obok mnie, ale niestety nie dał mi dokończyć. 
- Nie ważne. - powiedział cicho. Było to dla mnie trochę dziwne, ale postanowiłam teraz nie zaczynać tematu, chociaż nieco mnie to zaciekawiło. Później rodzeństwo Lynch zaczeło rozmawiać na jakieś tematy, ja się nie odzywałam. Po kilku minutach zapadła kompletna cisza i jedyne, co usłyszeliśmy to klaśnięcie w dłonie. Rydel cicho krzykneła, bo dokładnie coś takiego było w filmie, którzy obejrzeliśmy, ja też lekko się wystraszyłam, ale po chwili już mi sie uspokoiłam, bo dokładnie zaraz po tym usłyszeliśmy głośny śmiech Rocky'ego. 
- No dobra, kto tak krzyknął, Ross? - zapytał rozbawiony i podszedł do nas, za nim przyszedł Ell. 
- Spadaj! - zaśmiał się blondyn. - To Rydel. - dodał. 
- Co ze światłem? - zapyał dwudziestodwulatek. 
- A więc... Są dwie wiadomości, zła i powiedzmy, że w miarę dobra. - odpowiedział Ratliff. 
- A mianowicie? 
- Zła jest taka, że nie mam pojęcia, co się stało, po prostu nie ma prądu. A ta powiedzmy, że dobra to taka, że najprawdopodobniej nie tylko tu nie ma prądu. U sąsiadów też ciemno. - wyjaśnił i uśmiechnął się na koniec. 
- A może tak jest u nich ciemno, bo przed trzecią w nocy i raczej wszyscy już śpią? - powiedziała ironicznie Rydel. 
- No właśnie nie. U nich zawsze, ale to zawsze świeci się światło w korytarzu. - objaśnił. 
- Dobra... - westchneła cicho. 
- To co ludzie, ja proponuję iść spać. - oznajmił zadowolony Rocky. 
- Chyba sobie żartujesz. - wtrącił Ross. 
- Co? - zaśmiał się brunet - Nie mów, że ty też się boisz? 
- Nie...
- Więc co? - zapytał ponownie rozbawiony. 
- Zdadzam się z Rossem. - powiedziała cicho Delly. 
- Serio? - Rocky spojrzał na siostrę. 
- Ja również. - odezwałam się, a Rocky spojrzał na mnie. - Rany, ludzie wy naprawdę sie boicie? - zapytał rozbawiony, ale po chwili rozbawienie zmieniło się w zdziwienie. Ja z Rydel przytaknełyśmy, a Ross się upierał, twierdził, że pod żadnym pozorem się nie boi, po prostu nie chce. Oczywiście jego starsi bracia mu nie uwierzyli. 
- Rany... To Yvonne śpi z Ell'em, Rydel z Rossem, skoro się boicie. - kontynuował znudzony Rocky. 
- No i jeszcze czego? Jeszcze mam z nią spać? - oburzył się Ross. 
- Dobra ludzie, koniec! Skoro ta trójka sie boi możemy się dziś wszyscy przespać tu, w salonie, racja? - w końcu odezwał się najmądrzejszy, czyli oczywiście Riker. Spojrzał na Ratliffa, który przytaknął, wałaściwie wszyscy bez gadania się zgodzili, ale oczywiście bracia Lynch zaczeli kłócić się, kto zajmuję kanapę, a kto podłogę. Ostatecznie wyszło na to, że ja z Ell'em mieliśmy kanapę, Rydel fotel, Ross drugi, a ich bracia na podłodze. Właśnie tak zasneliśmy. To znaczy z początku chłopcy jeszcze się śmiali, ale po upomnieniach Rydel szybko się uciszyli i zasneli. 
Obudziłam się może po kilkudziesięciu minutach, już świtało.  Poczułam jakby wiatr, więc mój wzrok od razu padł na drzwi na taras , jak myślałam - były otwarte. Trochę mnie to zdziwiło, ale postanowiłam je zamknąć lub ewentualnie zobaczyć, kto wyszedł. Ostrożnie, aby nie obudzić Ellingtona wstałam i równie cicho i ostrożnie podeszłam do tych drzwi. Miałam zamiar je zamknąć, ale zobaczyłam, że ktoś siedzi na barierce. Zobaczyłam, że to blondyn, ale on... Palił. Poznałam, że to Riker. Szczerze? Teraz mnie to już nie zdziwiło. Jeszcze nie zorientował się, że tu jestem, więc cicho zrobiłam kilka kroków w jego stronę. 
- Wiedziałam, że byłbyś zbyt idealny, gdybyś nie robił czegoś podobnego. - powiedziałam miło i uśmiechnęłam się lekko, Lynch odwrócił się do mnie i również lekko uśmiechnął. 
- Dlaczego nie śpisz? - zapytał przyjaźnie. 
- Cóż... Mogłabym zapytać o to samo. - podeszłam do niego i oparłam dłonie o te barierkę. 
- Nie mogłem zasnąć... Ty pewnie też? - odrzekł. Zaciągnął się i po chwili wypuścił dym. - Ale wiedzę, że nie jesteś specjalnie zaskoczona.
- Cóż... Ta zapalniczka dała mi trochę do myślenia. - odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem. 
- Nie chciałem, abyś o tym wiedziała... - spuścił wzrok. 
- Dlaczego? - chyba robię się zbyt ciekawska. Nie powinnam się przyzwyczajać, kiedy wrócę do domu moja pewność siebie zapewne wyjdzie mi niezbyt dobrze. 
- Sam nie wiem... Właściwie tylko zespół i rodzice o tym wiedzą, po co ty miałaś? To znaczy... Nie zrozum mnie źle, ale... Po prostu nie chciałem, abyś o tym myślała... Chyba rozumiesz? - spojrzał na mnie. 
- No jasne... Nie sądziłam, że tak bardzo się mną przejmujesz... - powiedziałam cicho i na chwilę spuściłam wzrok, ale słysząc słowa blondyna ponownie na niego spojrzałam:
- Teraz jesteś dla mnie jak młodsza siostra... - uśmiechnął się lekko. 
- Naprawdę? - zapytałam... z lekko wyczuwalną nadzieją w głosie. Riker dokończył papierosa, peta rzucił gdzieś za siebie i zeskoczył z barierki. 
- Może ty tak uważasz... Ale dla mnie... Moich rodziców i pewnie rodzeństwa też nie jesteś jakąś dzieczyną, która musi u nas być przez jakiś czas... Nie. Dla wszystkich... Może za wyjątkiem Rylanda i Ell'a, bo dla niego jesteś już kimś znacznie więcej... Dla nas jesteś już jak członek naszej rodziny... Jak mówiłem, moja młodsza siostrzyczka. - wyjaśnił i uśmiechnął się lekko. To było niezwykle miłe, co on mówi, od razu podeszłam do niego i przytuliłam. Szkoda tylko, że jak już za kilka godzin do nich wrócimy znowu on pójdzie do siebie, ja do siebie i przez dłuższy czas sie nie zobaczymy. Cóż... 
- No dobra, może już wracajmy? Jeszcze ktoś się obudzi i zobaczy, że naszej dwójki nie ma... A po ty, dziwnym wyzwaniu mogą pomyśleć sobie dziwne rzeczy. Uwierz mi, znam ich. - Zaśmiał się cicho. 
- No jasne, wracajmy. - również się zaśmiałam, po czym z uśmiechem na twarzy razem z Rikerem wróciłam do środka. On wrócił na swoje poprzednie miejsce i... Chyba szybko zasnął. Ja po powrocie do Ratliff'a nadal nie mogłam spać, ale w końcu mi się udało. 

~~~

Key, dodałam! Wiem, że nie dodawałam nic prawie równo miesiąc, ale cóż... Szkoła = brak weny, myślę, że to rozumiecie :| Również nie mam pojęcia, kiedy dodam kolejny, zapewne nie za szybko, w sumie na ten też trochę byście poczekali, ale ostatnio na historii dostałam weny, to napisałam te końcówkę :D 
~ Cat. 

niedziela, 23 lutego 2014

- 013 -

- No Riker, dawaj: spodobał ci się pocałunek z Yvonne? - zapytał zgryźliwie Ross.
- Więc... - zaczął trochę niepewnie. - Był... Normalny, był ok. - powiedział obojętnie i wzruszył ramionami. Obojętnie... To znaczy ja widziałam,mże tylko udawał... Było coś w jego oczach, co mówiło mi, że Riker nie powiedział całej prawdy, ale już wolałam się nie odzywać, właściwie może wolałam jej nie znać...
- No spoko. - powiedziała Delly. - Teraz ty kręcisz. - uśmiechnęła się lekko i wskazała bratu butelkę. Później jeszcze graliśmy przez jakiś czas. Nikt już na szczęście, pytaniami nie wracał do tamtego pocałunku. Powoli robiło się już późno, więc Elly zaproponował, abyśmy dziś u niego zostali, wszyscy się zgodzili, więc Riker wykonał tylko jeden szybki telefon do domu. Nie robiliśmy nic nadzwyczajnego, mimo to było naprawdę fajnie. Nawet nie wiedziałam, że tak dobrze będe dogadywać się z innymi Lynch'ami. A "innymi" są Rocky, bo z nim tak naprawdę jeszcze nie miałam okazji spokojnie porozmawiać. Ale jest w porządku, a to najważniejsze.
Miałam jedną, myślę, że trochę istotną sprawę do Ellingtona, ale on dziwnie nam gdzieś zniknął. Zapytałam Rikera, czy wie, gdzie może być. Obstawił kuchnię, więc właśnie tam sie udałam. Podeszłam pod drzwi i usłyszałam cichy, bardzo cichy głos Ratliff'a, domyśliłam się, że może rozmawiać przez telefon, ale mimo to postanowiłam wejść do środka. D razu zobaczyłam coś, przez co od razu miałam ochotę wybuchnąć płaczem.
- Elly..? - wydusiłam z siebie tylko jego imie. Co zastałam wchodząc do środka? Stał Ratliff, a na przeciwko niego Rydel... Byli do siebie przytuleni, a on coś do niej szeptał. Patrząc na nich powoli zaczęłam się cofać, a do moich oczu napłynęły łzy. Oczywiście obydwoje od razu odsuneli się od siebie. Delly spuściła wzrok, a Ell podszedł do mnie.
- Yvonne... To nie tak... Nie myśl sobie, że my...- zaczął się tłumaczyć ale mu przerwałam:
- Widziałam... Nie przeszkadzajcie sobie... - powiedziałam bliska płaczu i wyszłam, a raczej wybiegłam z kuchni. Na moje nieszczęście zobaczył mnie Riker. Zignorowałam fakt, że zapewne ktoś jeszcze mnie widział i weszłam do pierwszego, lepszego pokoju. Zamknęłam drzwi i stanęłam pod ścianą. Z moich oczu mimowolnie zaczeły płynąć łzy. Nie wierzyłam w to, co właśnie zobaczyłam... Wiedziałam, że Ell i Rydel się przyjaźnią, ale... Wiem, co widziałam i to mi nie wyglądało na zwykłą, przyjacielską rozmowę. Jak się domyśliłam, po chwili do pokoju wszedł Riker.
- Yvonne... Co się stało? - zapytał cichym i troskliwym tonem, podchodząc do mnie. Nic nie odpowiedziałam.
- Byłaś u Ratliff'a? - zapytał. Właściwie... Dlaczego by nic mu nie powiedzieć? Przecież jemu ufam, ale Rydel też ufałam... I Ellingtonowi... Ehh... Kiwnęłam głową na 'tak'.
- Więc o co chodzi? - wyraźnie przejął się tym... Mną.
- Bo byłam u niego, ale... Był z Rydel... - powiedziałam przez łzy. Chłopak zbliżył się do mnie i delikatnym ruchem otarł moje łzy.
- Hej... Po pierwsze: nie płacz... Ile można? Twoje łzy przecież nic nie zmienią... To jak, przestaniesz płakać i wszystko mi powiesz? - on myśli, że jestem idiotką? Przecież dwie godziny temu go pocałowałam... Głupio mi teraz przed nim.
- Yvonne, to jak? - uśmiechnął się delikatnie.
- No dobra... - w końcu się odezwałam. Otarłam jeszcze swoje łzy i spojrzałam na blondyna.
- Więc dlaczego płakałaś? Co się stało? - zapytał i spojrzał mi w oczy.
- Poszłam do kuchni, jak radziłeś. Zobaczyłam tam Ell'a z Rydel... Byli do siebie przytuleni, a on coś do niej szeptał... - wyjaśniłam i spuściłam zrok.
- I myślisz, że oni naprawdę mogliby ze sobą kręcić?
- Tak mi się wydaje, ale... Nie wiem na pewno... Po prostu wiem, co widziałam... - powiedziałam już nieco pewniej.
- Słuchaj Yvonne... Nie wiem, co dokładnie zobaczyłaś w tej kuchni, ale znam Ellingtona i znam moją siostrę... Rydel kompletnie nic nie czuje do Ratliff'a. Wieldziałbym o tym, mówi mi o wszystkim. A Ell... Słuchaj, przyjaźnę się z nim od dobrych kilku lat i... Powiem ci jedno: jemu można zarzucić wiele, naprawdę wiele, ale on nigdy by cię nie zdradził. Tym bardziej nie z Rydel. Może... Jestem pewny, że on tylko coś jej pomógł, doradził, a ona mu podziękowała i go przytuliła. Jestem pewny. - przekonywał z delikatnym uśmiechem.
- Może i masz rację... Mam nadzieję, że ją masz...
- Mam. Zaufaj mi, jestem przekonany, że za chwilę w drzwiach stanie Ratliff, wszystko ci wyjaśni i powie, ja było. - mówił przyjaznym tonem i położył dłoń na moim ramieniu. Westchnęłam cicho i spojrzałam w jego oczy.
- Zaufaj mi. - szepnął i właściwie mimowolnie zaczęłam się do niego przybliżać, on zrobił to samo... Nie myśląc wiele w krótkiej chwili nasze usta złączyły się w jednym pocałunku, który z każdą chwilą nabierał namiętności. Kiedy Riker najbardziej delikatnie, jak tylko potrafi odkleił się ode mnie, spojrzałam mu w oczy.
- Ja... Przepraszam... - powiedziałam cicho i zrobiłam krok do tyłu.
- Hej... Nie masz za co, to przecież ja cię pocałowałem. Ja powinienem przeprosić... - odrzekł patrząc na mnie.
- Ale... Przecież tamten pocałunek ci sie nie spodobał... Dlaczego teraz to zrobiłeś? - zapytałam niepewnie.
- Mam być szczery? - zapytał, na co przytaknęłam. - Tamten pocałunek mi się spodobał. Cholernie. - powiedział pewnie.
- Więc... Dlaczego powiedziałeś, że był po prostu ok, był normalny? - zapytałam nadal niepewnie.
- Bo Ell to mój przyjaciel... A ty jesteś jego dziewczyną, damn! - powiedział szybko i dosyć głośno, zwłaszcza końcówkę, a następnie schował twarz w dłoniach.
- Riker... - odezwałam się cicho, złapałam jego dłonie, odkrywając twarz.
- Zapomnijmy o tym. Nie mów nic Ratliff'owi...
- Riker...
- Zapomnijmy o tym. - powtórzył całkiem poważnie.
- No jasne... - kiwnęłam głową. Riker jest świetnym przyjacielem, może pomijając to, że mnie pocałował... Chce być w porządku co do Ell'a. Widziałam, że tego żałuje, to takie kochane...
- Jasne, ani słowa Ell'owi. - westchnęłam cicho i obydwoje usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzeliśmy w tamtą stronę, a do pokoju wszedł nikt inny, jak nasz Ellington. Riker spojrzał na niego, a następne na mnie.
- Zostawiam was. - szepnął, bez słowa wyminął Ell'a i wychodząc zamknął za sobą drzwi. Przez chwilę staliśmy w ciszy, wcale nie miała ochoty na rozmowę z nim.
- Yvonne... - zaczął przerywając ciszę. - Nie mam pojęcia, co mogłaś sobie pomyśleć, ale to nie tak...
- Ellington, wiem, co widziałam. - powiedziałam poważnie. - Jak... To wyjaśnisz? - miałam ochotę wybuchnąć płaczem i go przytulić, ale teraz nie mogłam tego zrobić.
- Posłuchaj... Nie wiem czy Rydel mówiła ci coś o Leo? - zapytał podchodząc do mnie. Pokręciłam sprzecznie głową, mnie nigdy nic nie wspominała. - Więc chodzi o to, że te chłopak naprawde jej się spodobał i... Chyba wiesz, jak to jest, kiedy osoba, którą kochasz...
- Tak.. - przerwałam mu. - Teraz, dzięki wam już wiem. - dodałam, a do moich oczu napłynęły łzy. Ell trochę przybliżył sie do mnie, ale ja się cofnęłam.
- Nie, nie, nie, to nie tak... - bronił sie. - Poza tym, hej... Ja nie miałem nic przeciwko, żebyś pocałowała Rikera. - dodał.
- Ooo, czyli to był taki rewanż? Ja pocałowałam Rikera, a ty... Nie wiem... Pocałowałeś Rydel? - powiedziała ironicznie, a po moich policzkach powoli zaczeły spływać łzy.
- Nie, to nie tak... Yvonne, przepraszam cię... - odparł już znacznie ciszej i ponownie się do mnie zbliżył, tym razem już nie 'uciekałam'.
- Nie pocałowałem Rydel, nigdy bym tego nie zrobił, będąc z tobą. - powiedział patrząc w moje oczy.
- A więc co to było? Kiedy tam weszłam... - niepewnie spojrzałam na niego.
- Chodzi o tego Leo. Była smutna przez chłopaka, musiałem jakoś jej pomóc, nie mogę patrzeć, kiedy moi przyjaciele się smucą... Nie mogę też patrzeć, jak ty się smucisz, a myśl, że to przeze mnie, nie daje mi spokoju. Yvonne, jak mam ci udowodnić, że mówię prawdę? - brzmiał naprawdę przekonująco. Może faktycznie mówi prawdę? Ehh... Uwierzyłam mu, w końcu jeszcze nigdy mnie nie okłamał, dlaczego teraz miałby to zrobić. Wzięłam gęboki oddech i spojrzałam w jego oczy.
- Ellington... Po prostu o tym zapomnijmy, zgoda? O moim pocałunku z Rikerem i o... Tym z Rydel? - zaproponowałam z pewnością, że się zgodzi, jednak lekko się obawiałam.
- Zapomnijmy. - przytaknął. Bez wahania go przytuliłam, on mnie również.
- Przepraszam za to... Jak zareagowałam... - westchnęłam cicho.
- Nie masz za co, rozumiem to. - uśmiechnął się lekko. Odsunęłam się trochę od niego. - Wracajmy... - powiedziałam cicho i chciałam iśćmw stronę drzwi, ale brunet mną zatrzymał, łapiąc za ręke.
- Yvonne...
- Tak? - spojrzałam na niego, czekając na odpowiedź z jego strony.
- Rozmawiałem z Rydel... Wcześniej z Rikerem i... Powiedzmy Stormie i Markowi o nas. - oznajmił i uśmiechnął się lekko.
- Mówisz poważnie? - zrobiłam kilka kroków w jego stronę. Właściwie to byłoby naprawdę dobre, zwłaszcza, że wcześniej sama mu to zaproponowałam. Byłam tylko ciekawa, dlaczego nagle się do tego przekonał.
- Jak najbardziej poważnie... Riker powiedział, że może z nimi porozmawiać, a Rydel, że nie powinni mieć coś przeciwko. Będą chceć, aby było tu dla ciebie jak najlepiej. Ze mną chyba będzie...- wyjaśnił.
- Będzie. - uśmiechnęłam się, a wtedy Elly odwzajemnił uśmiech.
- Byłoby świetnie... Powiedzmy im. - powiedziałam pewniej i pocałowałam lekko Ell'a w policzek.
- Będzie. - uśmiechnął się już nieco szerzej. - Nie mówiąc o tym, co będzie, jak tylko będziesz mogła wrócić.
- Będzie cudownie. - uśmiechnęłam sie, przegryzając dolną wargę. Ell tylko chwilę na mnie patrzył, aż w końcu się odezwał:
- Nie bądź na mnie zła... - odparł cicho i złapał moją drugą dłoń.
- Nie jestem. - odrzekłam uśmiechnięta. Podeszłam do niego trochę bliżej i złożyłam na jego ustach czuły pocałunek, który oczywiście odwzajemnił.
- A teraz do nich wracajmy. - zaśmiałam się cicho.
- Ooo... Przecież oni wiedzą, że jesteśmy razem. - powiedział zrezygnowany.
- Ale niech nie myślą, że robimy tu niewiadomo co, albo tak długo potrzeba na, czasu, abyśmy się pogodzili. - uśmiechnęłam się, wtedy Ell westchnął cicho i również się uśmiechnął.
- To chodź. - zaśmiał się i razem wyszliśmy z pokoju i wróciliśmy do salonu, gdzie była reszta. Rydel widząc mnie uśmiechnęła się promiennie, jednak ja tylko odwróciłam wzrok, spojrzałam na Rikera, westchnęłam cicho i usiadłam z Elly'm na fotelu.
- Dobra, skoro wszyscy już jesteśmy, to mam genialny pomysł na jutro. - oznajmił zadowolony Rocky, wszyscy się tym zainteresowaliśmy, dlatego spojrzenia wszystkich padły na Lynch'a.


~~~

Okej, napisałam >_< Pewnie jeszcze byście poczekali, gdyby nie wczorajsza motywacja od Ani i moje Jo (która nie może komentować;< ) ❤ w każdym razie nie mam pojęcia, kiedy pojawi się kolejny, ale mam nadzieje, że ten wam się spodobał, mimo, że jest naprawdę krótki ;c następnym razem bardziej się postaram. A więc... Komentujcie xD

piątek, 14 lutego 2014

- 012 -

Kiedy dołączyliśmy do Lynch'ów podeszłam do Rydel, a Ell wbił się między Rocky'ego a Rikera.
- Nie jest łatwo, co? - zwróciła się do mnie Delly.
- Ta... - westchnęłam cicho.
- Nie myśleliście może... Żeby powiedzieć o sobie... No wiesz, moim rodzicom? - zapytała cicho, żeby ona jeszcze wiedziała, jak bardzo by to pomogło.
- Ja myślałam, ale Ellington nie chce nic mówić, aby czasem nam tego nie zabronili czy coś... Eh... - spuściłam wzrok. Sama miałam już dość takiego 'ukrywania się', ale może Ell miał rację, może lepiej nic nie mówić. Przecież już niedługo mogę zostać wysłana do domu, czyli... Czyli już będe mogła być z Ell'em.
- To może chociaż spróbujcie? Słuchaj... Znam moich rodziców i wiem, że będą chcieli dla ciebie jak najlepiej, więc nie powinni niczego wam zabraniać. W ogóle... Skąd taki pomysł? - spojrzała na mnie.
- Teraz już sama nie wiem... Ale wiesz... Może po prostu teraz będe cicho, a później... Chcę już tylko u niego zostać i... - westchnęłam cicho.
- Czekaj, czekaj... Co? - zapytała zdziwiona.
- No bo... Nie mówiłam ci? - lekko się zdziwiłam, ale w sumie kiedy miałam jej o tym powiedzieć?
- Nie... - sprzecznie pokręciła głową.
- A więc... Ell chcę, to znaczy zaproponował mi, abym z nim zamieszkała... - wyjaśniłam cicho.
- A ty się zgodziłaś? - zapytała ucieszona.
- Tak... - kiwnęłam głową. - Tylko, jak będe mogła już wrócić... Nie wracam już do domu, tylko do niego. - powiedziałam nieśmiało i uśmiechnęłam się lekko.
- To wspaniale! - krzyknęła wesoła.
- Co jest takie wspaniałe? - wychylił się rozbawiony Rocky.
- Nie twoja sprawa! - odpowiedziała Delly i ponownie spojrzała na mnie, a jej młodszy brat wrócił do reszty.
- To wspaniale... - powiedziała już znacznie ciszej.
- Ale... Nikomu ani słowa, chyba mogę na ciebie liczyć? - zapytałam tylko dla pewności, mimo, iż wiedziałam, że Rydel mogę ufać.
- No jasne, mam nadzieję, że wam się razem uda. - uśmiechnęła się.
- Dzięki... - mruknęłam cicho z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Czekaj, to znaczy, że teraz nie...
- Teraz wracam do rodziców, dopiero kiedy na stałę będe mogła was opiścić... Wtedy. - wyjaśniłam.
- Rozumiem, ale i tak się cieszę. - dodała wesoła.

- O właaśniee... - usłyszałam głos Ratliff'a, który w tej chwili podszedł do mnie. - Wydaje mi się, że mam coś, co należy do ciebie. - uśmiechnął się i stanął obok mnie. Rydel tylko się uśmiechnęła i zostawiła nas samych, dołączając do braci.
- O co chodzi? - zapytałam niepewnie. Brunet tylko się uśmiechnął, wyciągnął z kieszeni - co bardzo mnie zdziwiło - moją komórkę i podał mi ją.
- Skąd masz mój telefon? Przecież ja go wtedy...
- Wiem, ale... Wczoraj podszedł do mnie jakiś chłopak, kompletnie mi obcy... Dał mi telefon, powiedział, że widział nas razem i żebym ci go dał i...
- I..? - spojrzałam w jego oczy. Powoli zaczynałam domyślać się, o kogo chodzi.
- I przedstawił się jako Troy. - dokończył.
- On..? Umm, nie ważne... Bardzo ci dziękuje... - uśmiechnęłam się i przytuliłam bruneta. Teraz miałam gdzieś czy Ryland nas widzi, czy nie.
- Ale ty go znasz? - zapytał nadal lekko uśmiechnięty.
- Tak jakby... To znaczy... Wtedy, jak mnie znalazłeś, to... Dzięki niemu wtedy się... - spoważniałam, a bardziej posmutniałam i spuściłam wzrok.
- Umm, rozumiem... Przepraszam. - dodał cicho.
- W porządku... Dziękuje za ten telefon. - uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na niego. Potem już w miarę szybko doszliśmy do tego kina, wybraliśmy film, a raczej chłopcy wybrali, a ja z Rydel musiałyśmy się dostosować. Na szczęście nie wybrali horroru, bo na to w życiu bym nie poszła. W sali nie było wiele osób, ale jednak ktoś był, więc przynajmniej była większa szansa, że Rocky z Rossem nie zachowają sie, jak ostatnio. Na szczęście Riker miał bilety, więc ustalił, że Ryland siedzi na jednym końcu, a ja z Ellingtonem na drugim. Ogółem to wygląda tak: Ryland - Ross - Rocky - Rydel - Riker - ja - Ell. Czyli wszystkim na ręke. Przez cały film było spokojnie, to znaczy co jakiś czas było słychać rozmowy Rocky'ego z Rossem, ale po za tym było ok.
Po wyjściu z kina Ryland stwierdził, że jest umówiony z Savannah, kimkolwiek ona jest, dlatego szybko nas opuścił. W końcu!
- Dobra, Rylanda nie ma, to wszyscy wbijają do mnie. - oznajmił/zaproponował uśmiechnięty Ratliff.
- Spoko. - odpowiedział jako pierwszy Rocky i spojrzał uśmiechnięty na resztę. Oni też się zgodzili. I ja... Ja oczywiście, że się zgodziłam. Więc cała nasza 'ekipa' udała się w stronę domu Ratliff'a. Na miejscu było bardzo fajnie. W prawdzie nie robiliśmy nic nadzwyczajnego, ale mimo to, przynajmniej ja, ale wydaje mi się, że cała reszta też, dobrze się bawiłam. W końcu Rocky (a któż by inny) zaproponował grę w buteklę, to znaczy zwykłe 'pytanie czy wyzwanie' i w sumie wszyscy się zgodzili.
Rodzeństwo Lynch, Ellington i ja usiedliśmy w kółku z salonie. Ross przyniósł jakąś pustą butelkę i postanowiliśmy, że grę powinien zacząć najstarszy, czyli Riker, ale Ross chyba zapominając o mnie i korzystając z okazji, że nie ma Rylanda stwierdził, że powinien zacząć najmłodszy. Najmłodsza byłam ja, więc wyraźnie się nie zgodziłam, więc już wszyscy zgodzili się, aby zaczeła najstarsza dziewczyna czyli Delly. Blondynka chętnie wzięła szklaną butelkę i zakręciła. Jako pierwsze padło na Rocky'ego. Spojrzenia wszystkich padły na Rydel, a następnie na bruneta.
- Pytanie czy wyzwanie? - zapytała i spojrzała na młodszego brata.
- Wyzwanie! - odpowiedział zadowolony. Rydel przez chwilę się zastanawiała i popatrzyła na każdego z osobna
- Dobra, a więc... O rany, nie wiem, nie możesz wziąć pytania? - odparła niechętnie.
- Nie. No dalej. Czekam na moje wyzwanie. - powiedział z entuzjazmem.
- Dobra! Skoro tak bardzo chcesz... To uklęknij przed Rossem i wyznaj mu miłość. - oznajmiła z satysfakcją Rydel i spojrzała na brata.
- No nie! - udał oburzenie.
- Sam chciałeś. - uśmiechnęła się.
- Nie takie!
- Jak nie chcesz powiedzieć tego Rossowi, to niech będzie Ratliff. - spojrzała na Ell'a. Cała reszta tylko przyglądała się rodzeństwu. Spojrzałam najpierw na Rocky'ego, a później na Ellingtona, który słysząc wyzwanie o nim trochę się zdziwił.
- Dobra, to już niech będzie Ell, już wolę wyznać miłość jemu niż bratu. - odparł nadal lekko rozbawiony i spojrzał na przyjaciela. Ratliff wstał, a Rocky bardzo niechętnie i uklęknął przed nim. Ell czując się conajmniej dziwnie, patrzył na Lynch'a, który po chwili chwycił jego dłoń.
- Nie, ja nie mogę. - zasmiał się Rocky i cofnął sie.
- No dawaj! - krzyknął rozbawiony Ross, Rocky tylko spiorunował go wzrokiem i ponownie spojrzał na przyjaciela i przysunął sie do niego.
- Ellington Lee Ratlif, kocham cie. - powiedział szybko, a następnie jeszcze szybciej, zawstydzony wrócił na swoje miejsce, natomiast cała reszta wybuchnęła śmiechem. Ell pokręcił głową i też zajął swoje poprzednie miejsce.
- Zadowolona? - burknął Rocky do siostry.
- Bardzo. - uśmiechnęła się. - Dawaj, teraz ty kręcisz. - podała mu butelkę. Brunet zakręcił i jak na złość wypadło na mnie.
- Pytanie czy wyzwanie? - zapytał ze złowieszczym uśmieszkiem.
- Pyta... Wyzwanie. - powiedziałam trochę nieśmiało.
- O, to pocaałuj... - na chwilę się zamyślił. Już miałam zamiar coś mu zrobić. - Rossa... Albo Rikera. - dokończył zadowolony.
- Serio? Żartujesz sobie? - odprałam zdziwiona i spojrzłam na Ell'a.
- Jak wyzwanie to wyzwanie. - westchnął cicho i uśmiechnął się lekko do mnie, najstarszy wśród brunetów.
- No dawajcie! - powiedziała Delly.
- Właśnie, to tylko gra. - dodał uśmiechnięty Ross.
- Dobra... - mruknęłam cicho i spojrzałam na obu blondynów. Miałam któregoś z nich pocałować? Szczerze, to nie chciałam całować żadnego z nich, ale "jak wyzwanie to wyzwanie" i właściwie sama zgodziłam się na te grę. Teraz zostało mi tylko wybrać... Z każdym z nich jeszcze muszę mieszkać, więc i tak to było złe. Z jednej strony bliżej jestem z Rossem, ale z drugiej Riker jest dla mnie większym oparciem. Jest najstarszy i tak naprawdę to on trochę 'uspokoił' Rylanda, ale dla mnie lepiej, jeśli pocaluję tego, z którym mniej mnie łączy, czyli z... Rossem... Albo Rikerem... Wszystkie spojrzenia były zwrócone na mnie, zwłaszcza blondynów. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na Ellingtona, który tylko kiwnął głową z lekkim uśmiechem. Przybliżyłam się do blondyna, zamknęłam oczy i złożyłam pocałunek na ustach Lynch'a. Podobało mi sie to. Ani ja, ani Riker nie planowaliśmy kończyć, gdyby nie jedno:
- Dobra, będzie. Zadanie wykonane. - powiedział Rocky. Szybko odsunęłam się od chłopaka i zajęłam swoje poprzednie miejsce. Spojrzałam nieśmiało na Rossa, miał jakąś dziwną minę... Później na Rikera, jemu chyba też się spodobało, ale w oczy Ellingtona w tej chwili nie miałam odwagi spojrzeć. Nie po tym. Przez chwilę panowała cisza.
- No, Yvonne, kręcisz. - odezwała się Rydel. Spojrzałam na nią, wzięłam butelkę do ręki i zakręciłam nią, wypadła Delly. Wybrała pytanie, więc zadałam jej je. Później gra jeszcze przez chwilę trwała, a później wypadł Riker, a pytanie, które wybrał miał mu je zadać Ross.
- Too... Rany, skończyły mi się pomysły... - zamarudził.
- Ross, dawaj! - rzekł Rocky.
- Dobra, to... Czy podobał ci się pocałunek z Yvonne? - zapytał ciekawy. Wszyscy spojrzeli na blondyna. Riker spojrzał najpierw na Ellingtona i spuścił wzrok. Wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie.
- Riker..? - odezwała sie Delly, patrząc na starszego brata. Blondyn się wahał, w sumie to go rozumiem. W końcu jak powie, że mu się podobało, to Ellington może być na niego zły, a to są przyjaciele, więc... Ale jak powie, że mu się nie podobało... Nie wiem, może myśli, że wtedy ja dziwnie się poczuje? W każdym razie, sam nadal się zastanawiał.
- Riiikeer... - mruknął Rocky, cały czas patrząc na brata. Chłopak w końcu spojrzał na Ratliff'a, a następnie na mnie...


~~~

No, taki tam koniec :) Mam nadzieję, że się spodobał :p Kończę dla was rozdział tak naprawdę w ostatni weekend wolności, bo od poniedziałku do szkoły (y) Zwykle wychodzą dłuższe rozdziały, ale nic... A i tak.. Życzę wam wesołych walentynek, czy jak to się tam mówi. >_< Kolejny rozdział... Jak najdzie mnie wena, czyli jakoś w niedalekiej przyszłości xD

niedziela, 2 lutego 2014

- 011 -

!Oficjalnie zmieniłam imię bohaterki z Mai na Yvonne, wyjaśnienie pod rozdziałem!

- No to wyobraź sobie, że ja muszę znosić go na codzień. - oznajmiłam lekko uśmiechnięta.
- Tak, od kilku dni, ja mam tak od czterech lat. - Zaśmiał się i podszedł do mnie, to znaczy do drzwi... Ale stanął obok mnie.
- Nie chcę nigdzie iść z Rylandem... Wolałabym zostać z tobą, bez niego. - zamarudziłam i spojrzałam w jego śliczne, brązowe oczy.
- Uwierz, że ja też bym wolał, ale co powiemy Stormie i Markowi? - westchnął cicho.
- Powiedzmy im o nas... Przecież... Ile można to ukrywać? Chyba lepiej, żebyśmy powiedzieli im to sami niż mieliby dowiedzieć się przez przypadek, mam racje? - odparłam pewnie. Mimo, że właściwie dopiero zaczynaliśmy ja już miałam dość. Dość ukrywania się, tyle dobrze, że Riker, Rocky, Ross i Rydel wiedzieli na na wszystkich próbach mogliśmy spokojnie okazywać swoje uczucia, a tutaj nic.
- Ile można? Trzeba, nie chcę, aby jeszcze coś do tego mieli, nie chcę, aby nam tego zabronili, a wiem, że zapewne właśnie tak by zrobili. Wolę być z tobą 'po tajemnie' niż nie być wcale. - wyjaśnił szybko, na co niechętnie przytaknęłam. I już bez słowa wyszłam z pokoju i od razu podeszłam do Lynch'ów, którzy najwyraźniej już tylko na nas czekali.
- Gdzie Ratliff? - zapytał Ross, kiedy przyszłam sama, miałam szybko coś odpowiedzieć, ale chwilę po mnie pojawił się również Ellington.
- Jestem. Możemy iść. - uśmiechnął sie lekko. Wszyscy wyszliśmy z domu kierując się w stronę wybranego celu, czyli kina. Chłopcy chyba tradycyjnie nie mogli iść normalnie, bo praktycznie całą drogę się wygłupiali. Dopiero po jakimś czasie Ell do mnie podszedł.
- Jesteś na mnie zła... - powiedział cicho, szybko poważniejąc.
- Co? Nie... - zaprzeczyłam, choć tak naprawdę myślałam o sytuacji w domu.
- To nie było pytanie. Jesteś na mnie zła. - westchnął cicho.
- Nie prawda... Nie jestem... - uśmiechnęłam sie lekko. Uśmiech w prawdzie był sztuczny, ale zrobiłam to jak najbardziej wiarygodnie.
- Przecież widzę... O co chodzi? - dopytywał. Nie byłam zła, może trochę... Zmieszana tym udawaniem, ale nie zła. Westchnęłam cicho i spojrzałam na bruneta.
- Elly, nie jestem zła. - uśmiechnęłam się... Tym razem szczerze, na niego nie umiałam się gniewać, a niecierpiałam, kiedy ktoś był smutny, tym bardziej kiedy był smutny przeze mnie.
- Teraz magicznie ci przeszło. - zaśmiał się.
- Hej! To nie prawda! - odparłam z rozbawieniem.
- Tak, tak... Oczywiście. - odrzekł rozbawiony.
- Nie jestem... - oznajmiłam poważniejąc, jednak uśmiech nadal gościł na mojej twarzy.
- Teraz już nie. - uśmiechnał się szeroko, ukazując tym samym swoje urocze dołeczki, którym nie mogłam się oprzeć. On był taki słodki!
- Dobra, nieważne. - pokręciłam w zabawny sposób głową i spojrzałam przed siebie. Między mną, a Ellingtonem zapanowała cisza, którą po kilku chwilach przerwał Ratliff.
- Muszę porozmawiać z Rikerem, chodzi o zespół. - powiedział szybko.
- W porządku. - uśmiechnęłam się, Ell kiwnął głową, odwzajemnił uśmiech i podszedł do Rikera, pociągnął go za rękaw, aby sie zatrzymał.

- Możemy porozmawiać? - zapytał patrząc na obecnie najstarszego Lynch'a.
- Koniecznie teraz? - odpowiedział trochę niechętnie.
- Chodzi o Yvonne... - powiedział już ciszej brunet.
- Chyba, że tak. - od razu spojrzał na Ratliff'a. - To o co chodzi? - zapytał poważnie.
- Boję się o nią... - odpowiedział trochę nieśmiało.
- To oczywiste, jesteś jej chłopakiem. - uśmiechnął się, jednak brunetowi wcale nie było do śmiechu, więc blondyn także spoważniał.
- Wiadome, ale... Obawiam się tego jej powrotu do domu...
- Hej... Wraca tylko na kilka dni, poza tym jej ojciec się zmienił... Przecież nikt by jej tam nie puścił, gdyby było inaczej. - przerwał mu i wyjaśnił.
- Chodzi o to, że on się już nie zmieni. - mruknął cicho.
- Jak to? Ell, nie gadaj głupot. - pokręcił sprzecznie głową.
- Riker, mówię serio. Jak dla mnie on jest jakiś chory... Czekaj, wiesz dlaczego Maia tak wystraszyła się Rylanda? No wiesz... Ostatnio?
- Nie, nic mi nie mówiła.
- A mnie tak. Słuchaj, boje się, że może jej się tam coś stać... - wyjaśnił cicho, za wszelką cenę próbował przekonać Rikera, właśnie jego, ponieważ jako najstarszy syn państwa Lynch, zapewne zostanie najbardziej wzięty pod uwagę przez rodziców.
- Mówisz poważnie? - zapytał i na chwilę się zamyślił.
- Cały czas. Słuchaj, ja po prostu chcę ją chronić, a wysłanie jej tam nie jest najlepszym pomysłem. - przekonywał. - Poza tym... Chyba widziałeś jej nadgarstki? Pełno ran i siniaków, Riker, ona sobie z tym nie radzi... - dokończył już mniej spokojnie.
- W sumie... W sumie masz rację Ell, pogadam z rodzicami, jeśli masz racje... Masz rację! Rany, no właśnie: dziś była mocno przybita, kiedy dowiedziała się, że wraca do domu... Ale powiedz mi, dlaczego tak wystraszyła się Rylanda? Przecież nic strasznego jej nie zrobił... O co chodziło? Wyglądała wtedy na okropnie przerażoną, jakby... Naprawdę się go bała. Ratliff, wyjaśnij mi to. - odparł poważnie i z jwagą czekając na odpowiedź ze strony przyjaciela.
- Nie powinienem tego nikomu mówić, ale... Chodzi o to, że jej ojciec dla niej i jaj matki był potworem... Jej matka sobie z tym nie radziła, tyle że ona się nie tnie, to znaczy Yvonne mówiła, że pare razy podejmowała próby samobójcze, ale ona również 'wyżywała' się na Yv. Te siniaki na rękach... To nie tylko wina ojca. - wyjaśnił smutny, wcale nie było mu łatwo o tym mówić.
- I ona tak o wszystkim ci mówi?
- Ufa mi. Wie, że ze mną jest bezpieczna, więc mi ufa i mówi takie rzeczy... To chyba nic złego..? - spuścił wzrok.
- Teraz już nie... - powiedział cicho. - Naprawdę ją pokochałeś, prawda? - zapytał Lynch, na co brunet przytaknął. - Mam nadzieje, że nic jej nie powiedziałeś..?
- Nie... I nie powiem.. Na początku... To było naprawdę dziwne, ale teraz... Riker, ja naprawdę bardzo ją kocham. - wyznał ze spuszczonym wzrokiem. - To jednak coś innego niż było wcześniej, z Kelly, to coś więcej... Kocham Yvonne i czuję sie za nią odpowiedzialny. Właściwie wcześniej nie myślałem o tym w ten sposób, ale... Ona mi ufa i wie, że jest ze mną bezpieczna, więc jestem dla niej...
- Wszystkim... - dokończył za niego i westchnął cicho. - Teraz jesteś dla niej wszystkim.
- Dokładnie. - mruknął brunet. - Dlatego tym bardziej nie mogę pozwolić, aby jakiś Ryland ją straszył i tym samym odbierał jej to poczucie bezpieczeństwa. Ona przecież boi się wyjść z pokoju, bo wie, że Ryland może kręcić się po całym domu. - powiedział i spojrzał na przyjaciela.
- No tak, Ell, dziękuje. - uśmiechnął sie lekko blondyn. - Za to, że tu jesteś, nie... To dziwnie zabrzmiało... Chodzi mi o to, że cieszę się, że sie tak o nią troszczysz. Chyba wiesz, o co mi chodzi?
- No jasne, rozumiem. Nie musisz sie tak tłumaczyć. - uśmiechnął się.
- A więc przemyśl to... Pogadaj z rodzicami, ona naprawdę nie może tam wrócić...
- Jane, rozumiem. - przyyaknął.
- Super, to ja ten... Wracam do Yvonne. - uśmiechnał się lekko i spojrzał w moją stronę, ale uśmiech szybko zniknął z jego twarzy. - Riker... - powiedział cicho, szturchając lekko przyjaciela. Blondyn od razu spojrzał w tamtą stronę:
- Ryland! - krzyknął bez większego zastanowienia, spojrzenia wszystkich padły najpierw na najstarszego Lyncha, a później na najmłodszego, idącego równo ze mną. Szesnastolatek spojrzał jeszcze na mnie, a następnie podszedł do brata.
- Tylko szybko do nas dołączcie. - powiedział Riker do przyjaciela, ten przytaknął i podszedł do mnie. Złapał moje dłonie i razem się zatrzymaliśmy, a Lynch'owie poszli dalej.
- Yvonne, co on ci znowu powiedział?! - zapytał przejęty i spojrzał mi w oczy.
- Nic... - powiedziałam szybko i spuściłam wzrok.
- Słuchaj... Mnie możesz powiedzieć. O co chodzi? - dopytywał. Był taki opiekuńczy, to wspaniała cecha.
- Nie chce nigdzie iść z Rylandem, po prostu... - powiedziałam cicho i spojrzałam na bruneta.
- Jak po prostu? No dalej... Mnie nie powiesz..?
- Dlaczego Riker sie odezwał? - zapytałam nie zwarzając na jego poprzednie słowa.
- Jak to dlaczego? Bo nie chciał, aby Ry znowu powiedział coś głupiego, to chyba zrozumiałe...
- Właśnie nie... Nie wiem, naprawdę nie wiem, o co chodzi temu kretynowi, ale powiedział, że lepiej, abym siedziała cicho, b...
- Nie przejmuj się jego słowami! - przerwał mi. - Przecież wiesz, że on nic nie może może ci zrobić. Może i umie straszyć, ale będzie bał sie zrobić cokolwiek... Zaufaj mi... Bo co? To znaczy... Lepiej, żebyś 'siedziała cicho', bo co? Co on ci powiedział?
- Że będzie gorzej...- odpowiedziałam cicho.
- Ale chyba się tym nie przejęłaś? Yvonne... Oh... No chodź tu do mnie. - uśmiechnął sie lekko, choć w ogóle mało widocznie i rozłożył ręce do uścisku. Od razu przybliżyłam się do niego i przytuliłam się do bruneta.
- Ale posłuchaj mnie... Jeśli będziesz bała się Rylanda, da mu to jeszcze większą satysfakcję... Nie możesz pokazać mu, że się boisz, nie możesz się go bać. Obiecaj mi to. - przez chwilę sie zastanawiałam, nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie chciałam od razu się zgadzać, bo nie chciałam łamać obietnicy.
- Mogę postarać się udawać, że nie robię sobie nic z jego słów, ale tylko udawać... - powiedziałam niemalże szeptem i westchnęłam cicho.
- Dalczego tak się go boisz? - zapytał wprost - To... Ma jakiś związek z tym, co działo sie w twoim domu, zgadza sie? - zapytał, na co pokręciłam głową.
- Też... To znaczy... Wiem do zdolni są ludzie, nie chcę, aby znowu coś złego... - wyjaśniłam, a do moich oczu napłyneły łzy. Może i było to trochę egoistyczne, ale... Jednak właśnie tego sie bałam.
- Słuchaj... Wiem, co tam się działo, ale tutaj jesteś bezpieczna, jesteś ze mną. Możesz już nie myśleć o tym, co działo się wcześniej.
- Ale to nie tak... Z tobą czuję się dobrze, bezpiecznie, ale... Wszędzie są źli ludzie... Nie tylko moi rodzice... Kiedy 'uciekłam' od Lynch'ów, też spotkałam takie osoby. Nie wiem, co by się stało, gdyby jeden z nich nie postamowił mi pomóc... - wyjaśniłam smutna. Ellington z uwagą wysłuchał moich słów.
- Ale teraz jesteś ze mną i jesteś bezpieczna...
- Teraz... Z tobą... Teraz...
- Pamiętaj, że zgodziłaś się ze mną zamieszkać, tam już zawsze będziesz bezpieczna. - powiedział cichym tonem. Uśmiechnęłam się lekko.
- Wracajmy do nich...- odparłam cicho i spuściłam wzrok.
- Hej... Co jest? - zapytał patrząc na mnie.
- Nic...
- I tak po prostu chcesz do nich wracać? Do Rylanda?
- Nie chcę myśleć o tym, co może być...
- Posłuchaj mnie... Wszystko będzie dobrze, dopóki będziemy razem, tak? - powiedział niemalże szeptem.
- Masz rację... - uśmiechnęłam sie delikatnie, chłopak odwzajemnił uśmiech i złapał mnie za ręke. Na początku niepewnie wzrokiem wskazałam idących już całkiem daleko przed nami Lynch'ów. On tylko sie uśmiechnął i pokręcił głową. Przez chwilę nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale szybko zrozumiałam. Zaczęliśmy iść w stronę rodzeństwa Lynch.

~~~

Okej, więc w końcu dodaję :) Od razu wyjaśniam, dlaczego zmieniłam to imię głównej bohaterki, oczywiście wiem, że nie powinna, tego robić, ale wiem, że wiele osób myśli, że w opowiadaniu jest Maia Mitchell, a za nią nie przepadają. Ale nie, to nie Maia Mitchell, a od teraz po prostu Yvonne Schmidt. Mam nadzieję, że to nie zrobi większej różnicy... W każdym razie mam też nadzieję, że rozdział się spodobał :)

czwartek, 23 stycznia 2014

010

!Przypominam, że w opowiadaniu nie ma Mai Mitchell, jest tylko bohaterka o takim imieniu :p (i tak, jest w nagłówku)!

Niezbyt długo używałam laptopa Rydel, właściwie to tylko sprawdziłem kilka stron i odłożyłam do na szafke nocną. Później właściwie czas minął mi szybko, nim się obejrzałam było już po 13, a wtedy do pokoju wpadła Rydel, która zawołała mnie na obiad, a więc trochę niechętnie wyszłam z pokoju i przeszłam do kuchni, gdzie była już cała rodzina Lynch'ów. W kuchni było lekkie zamieszanie, bo praktycznie każdy w czymś pomagał, a ja czując się nieswojo zajęłam pierwsze, wolne miejsce, kiedy prawie wszystko było już gotowe rodzina zaczęła siadać przy stole, a ja zorientowałam się, że ktoś stoi za mną. Obróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam Rylanda, 'No świetnie...' - pomyślałam, a wtedy chłopak się odezwał:
- To chyba moje miejsce. - powiedział całkiem poważnie i najwyraźniej czekał, aż mu je zwolnie. Wszyscy, z wyjątkiem państwa Lynch, którzy robili jeszcze coś przy blacie i raczej nic nie słyszeli, spojrzeli na mnie.
- Ryland, daj spokój... - upomniał brata Riker.
- Ta, zapomnij. - spojrzał na brata i parchnął cicho, a następnie zwrócił swój wzrok na mnie. Chłopak dalej czekał, ale to w końcu tylko jakieś głupie miejsce przy stole, nie miałam zamiaru się o to kłócić czy coś.
- Ryland! - krzyknęła Delly, a Stromie odwróciła się do nas.
- Coś się stało? - zapytała przejęta kobieta. Pokręciłam sprzecznie głową.
- Nie, nic... - powiedziałam cicho i wstałam i zajęłam miejsce obok Rikera, który na chwile położył dłoń na moim ramieniu.
- Wszystko ok? - zapytał i spojrzał na mnie.
- Tak... No jasne... - kiwnęłam głową, tak naprawdę już miałam dość tego Rylanda i nie chciałam nawet na niego patrzeć. Po chwili państwo Lynch również odsiedli się do stołu i cała nasza ósemka zaczęła jeść obiad. Mnie szło to dosyć wolno, a cały czas czułam na sobie czyiś wzrok, zapewne Rylanda. Po chwili ciszy odezwał się Riker:
- A właśnie, Maia, idziemy dzisiaj z Ratliff'em do kina, chcesz wybrać się z nami? - zapytał, jakby nie znał odpowiedzi. To miłe, że o to zapytał, ale żeby nie było dziwnie, chwile się wahalam nad odpowiedzią, w końcu ich rodzice nie mogą dowiedzieć się o tym, że jestem z Ellingtonem.
- No dawaj, przy okazji może troche lepiej go poznasz. - dodał Ross.
- Właśnie, może przynajmniej się do niego przekonasz... Na wczorajszej próbie siedziałaś dziwnie cicho, daj chłopakowi szanse! - powiedział Rocky, na co cała reszta 'wtajemniczonych' wybuchnęła śmiechem. Dopiero Rocky szturchnął Rikera, a ten się ogarnął, lekko szturchnął młodszą siostrę, a ona uspokoiła Rossa.
- Dobra, to było dziwne... - powiedział Ryland, trochę niepewnie na niego spojrzałam.
- Nieważne, zapomnijcie o tym. - powiedział zakłopotany Ross.
- Nie ma problemu. - uśmiechnęła sie Stromie. - Idziecie tylko ty z Ellingtonem, czy...
- Ja, Rocky, Rydel, Ross i Ratliff, a i może Maia. - dokończył uśmiechnięty dwudziestodwulatek.
- Może weźcie ze sobą Rylanda? - zaporponował Mark. Od razu miała ochotę powiedzieć głośne "NIE!", ale przeiceż nie mogłam tego zrobić. Riker spojrzał na mnie, a następnie na rodziców.
- No pewnie, Ry, idziesz z nami? - zapytał, udawając zadowolenie. Chłopak przez chwilę się wahał, a ja miałam ogromną nadzieje, że jednak odmówi. Ten jak na złość się zgodził.
- To super, idziecie wszyscy, tak Maia? - zapytała pani Lynch.
- Tak... - powiedziałam cicho.
- Świetnie, o której idziecie? - Dopytywała.
- Nie wiem, za jakąś godzinę, dwie? - odpowiedział najstarszy.
- Tym lepiej. Dziewczyny pomogą mi po obiedzie w kuchni, zgoda? - spojrzała na mnie uśmiechnięta. - Pewnie brakuje ci zabawy w kuchni, co? Często pomagałaś mamie w kuchni? - zapytała miło.
- Nie, właściwie... Zwykle to ja w kuchni tylko po nich zmywałam... - odpowiedziałam cicho i nieco posmutniałam. To była prawda, zwykle w kuchni było pusto, więc albo sama musiałam iść na zakupy, albo po prostu mówiłam sobie 'dziś nie muszę jeść śniadania/obiadu/kolacji'. Spuściłam wzrok, a zaraz poźniej spojrzałam na Rylanda, zobaczyłam, że miał już inny wyraz twarzy, nie widniała złość, tylko bardziej... Współczucie? Nie, to Ryland, to na pewno nie było to, chociaż... Na pewno nie patrzył już na mnie wzrokiem mordercy. Przez chwile panowała cisza, której nikt jak na złość nie przerywał.
- O rany... Bardzo mi przykro.. - powiedziała w końcu Stromie. - Słuchaj, ale mam dla ciebie dobre wieści: do szkoły pójdziesz dopiero na drugie półrocze, a po drugie... Na święta, na kilka dni wracasz do rodziców. - powiedziała i uśmiechnęła się lekko. Od razu spojrzałam na nią.
- Jak to..? - zapytałam zdziwiona.
- Twój tata bardzo się zmienił, więc na kilka dni możesz wrócić. Później znowu wrócisz tu, ale jest szansa, że niedługo będziesz mogła wrócić do domu. - wyjaśniła z delikatnym uśmiechem. Tak naprawdę to tylko Riker i Ross wiedzieli o wszystkim, dlatego obydwoje mieli poważne miny, Rydel natomiast się uśmiechnęła.
- To świetnie. Maia, masz szanse wrócić do domu. - powiedziała uśmiechnięta Delly. Spojrzałam na nią, a później na panią Strmie, pokręciłam głową, wstałam od stołu i bez słowa szybko poszłam do pokoju, moje zachowanie było trochę dziwne, ale mimo tego, zaraz za mną poszedł Ross, Riker również chciał to zrobić, ale widząc, że młodszy brat ma taki sam zamiar postanowił odpuścić. Kiedy weszłam do pokoju zakryłam twarz dłońmi, a z moich oczu zaczeły płynąć łzy. Zaraz po mnie wszedł blondyn.
- Maia, co się stało? - zapytał podchodząc do mnie, złapał moje dłonie i odsłonił moją zapłakaną twarz.
- Ross, ja... Nie chcę tam wracać... Nie do nich, wyślijcie mnie gdziekolwiek, byle nie tam... - powiedziałam, co myślałam, nie chciałam wracać do domu, w końcu koszmar powróci...
- Dlaczego nie chcesz? Moja mama powiedziała, że twój t...
- Mój ojciec się nie zmieni, ja to wiem. - przerwałam mu i spojrzałam w jego oczy.
- Jeśli by się nie zmieił, nikt by cię tam nie wysyłał.. Tutaj chcemy twojego dobra... - powiedział czule.
- Jeśli naprawdę tego chcecie, to nie wysyłajcie mnie tam... Wiem, że święta chcecie spędzić razem, beze mnie, jakiejś obcej dziewczyny, ale... Po prostu nie tam. Nie chce też tu zostawać, po prostu boję sie powrotu... - powiedziałam wszystko, co czułam na ten temat, chłopak zbliżył się do mnie i mnie przytulił.
- Postaram się o to... Ale bądź spokojna, w domu nikt nic ci nie zrobi, nie będzie jak kiedyś, zobaczysz... - odparł cicho, a ja mocno się do niego przytuliłam i przegryzła, dolną wargę, zaciskając powieki. Kiedy już odsunęliśmy się od siebie chłopak złapał mój nadgarstek i niepewnie podwinął rękaw mojej bluzy i spojrzał na rany.
- Hej, spójrz, rany powoli znikają... Siniaki to samo... - uśmiechnął się lekko. Spojrzałam na swój nadgarstek i kiwnęłam lekko głową.
- Te blizny kiedyś zejdą... - szepnęłam, a z moich oczu ponownie zaczęły płynąć łzy.
- "te"? - zapytał zdziwiony i od razu spoważniał. - Czyli, że... Są inne..? - spojrzał na mnie podejrzliwie.
- Są rany tak głębokie, że już nie zejdą... - szepnęłam przez łzy.
- Czekaj... O co ci chodzi? - dopytywał zdezorientowany, pokręciłam sprzecznie głową.
- Nieważne...
- Maia...
- Posłuchaj, kiedy... - już chciałam mu powiedzieć o co mi chodzi, ale do pokoju weszła Rydel.
- Maia, pomożesz nam w kuchni? - zapytała lekko uśmiechnięta.
- Oo... Tak, jasne. - wymusiłam delikatny uśmiech. - Muszę iść, przepraszam... - powiedziałam cicho do blondyna i razem z Delly poszłam do kuchni.
- No to jak dziewczyny robimy babeczki. Co wy na to? - zaproponowała uśmiechnięta Stormie, na co Rydel od razu z chęcią się zgodziła, a ja kiwnęłam głową, co również oznaczało zgodę. Tak więc szybko wzięłyśmy się do pracy, a po kilkudziesięciu minutach babeczki wylądowały w piekarniku. Muszę przyznać, że to było naprawdę miłe z ich strony, że mi to zaproponowały. Chociaż przez chwile mogłam zapomnieć o swoich problemach, byłam wtedy uśmiechnięta, to coś dziwnego, bo ja nigdy nie miałam tak dobrych relacji z matką, jak Rydel ze Stromnie. Szczęściary. Kiedy zaczęliśmy sprzątać w kuchni w końcu odezwała sie Delly:
- Maia... A jak to było u was w domu? - zapytała niepewnie i obydwie blondynki spojrzały na mnie. Westchnęłam cicho, a uśmiech powoli znikał z mojej twarzy.
- Hmm... Na pewno nie jadaliśmy razem jak wy... I nigdy też nie miałam tak dobrego kontaktu z matką, jak wy razem... - powiedziałam cicho i spuściłam wzrok.
- Rozumiem... - przytaknęła Rydel.
- Właśnie, że nie... - mruknęłam cicho i spojrzałam na dwudziestolatkę. - Nie rozumiesz mnie... Twoja rodzina jest taka... Idealna... Jestem pewna, że tutaj nigdy nie wydarzyły się rzeczy, które działy się u mnie w ciągu jednego dnia... Nie, nie rozumiesz mnie. - powiedziałam ledwo powstrzymując sie od płaczu.
- Maia, ja... - zaczęła zdziwiona moją reakcją, Rydel.
- Nieważne... - powiedziałam szybko i jeszcze szybciej wyszłam z kuchni, kierując się oczywiście do swojego pokoju. Rydel w między czasie spojrzała na matkę.
- Przepraszam... - powiedziała spuszczając wzrok.
- Ehh, powinnaś porozmawiać z Maią. - uśmiechnęła się lekko.
- Przecież teraz nie będzie chciała z nikim rozmawiać, chyba, że...
- 'Chyba, że'? - zapytała matka.
- Nie, nieważne... - odprała zamyślona. - Daj znać, kiedy babeczki będą gotowe, w porządku?
- No jasne. - uśmiechnęła się, pocałowała córkę w policzek, a Delly szybko poszła na górę, do swojego pokoju. Kiedy ja weszłam do swojego zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam na łóżku. Zaczęłam wpatrywać sie przed siebie i myśleć o tym, co tak naprawdę powiedziałam Rydel, chyba źle zareagowałam. Westchnęłam cicho, siedziałam tu jeszcze przez dobrą godzinę, w między czasie chłopcy zdążyli podbić salon, bo było od nich dosyć głośno. W końcu usłyszałam pukanie do drzwi, wzięłam głęboki oddech, czekając aż ktoś wejdzie do środka.
- Babeczki gotowe. - usłyszałam radosny, doskonale znany mi głos. Szybko spojrzałam w tamtą stronę i widząc bruneta od razu do niego podeszłam, rzucając mu się na szyje.
- Ło, ło, ostrożnie, jeszcze mi babeczki wywalisz, a ledwo wykradłem je od Rikera i Rocky'ego. - Zaśmiał się i pocałował mnie w policzek. Tak, Elly, kochany, zabawny Elly. Widać, że chciał mnie pocieszyć, co zresztą świetnie mu wyszło. Spojrzałam na niego uśmiechnięta, wtedy odłożył tależyk z babeczkami na szafkę i mocno mnie przytulił.
- Jak się trzymasz? - wyszeptał czule.
- Sama nie wiem... Nie chce wracać do domu, a...
- Wracasz do domu?! - zapytał zdziwiony.
- Tak, to znaczy nie... Ehh, tak, ale tylko na kilka dni, później tu wracam. - wyjaśniłam smutna.
- Ale... To chyba dobrze..?
- Nie! Właśnie to nie dobrze! Nie chce tam wracać, wiem, że ojciec sie nie zmienił i nie zmieni się, matka to samo... - powiedziałam, a z moich oczu zaczeły płynąć łzy, więc spuściłam wzrok.
- Hej... Jestem przekonany, że się zmienił... Zobaczysz, będziesz tam szczęśliwa. - oznajmił cicho, dłonią uniósł mój podbródek, abym spojrzała mu w oczy i wtedy uśmiechnął się lekko, a wręcz nie widocznie.
- Będe bez ciebie... Nie będe szczęśliwa... - powiedziałam cicho.
- Na mnie świat się nie kończy... Spotkasz Caroline, wszystkich starych znajomych. My przecież jeszcze sie spotkamy.
- Nie chce... Nie chcę zostawiać ciebie i nie chcę z nikim się spotykać. Na pewno nie z nikim ze znajomych... Pewnie nawet nie zauważyli, że mnie nie ma, nie zdziwilabym się. I dla mnie świat kończy się właśnie na tobie. - odrzekłam równie cicho.
- Nie mów tak, na pewno bardzo sie tym przejmują, bo pewnie nic nie wiedzą... Posłuchaj... Wrócisz do domu, wszystko będzie dobrze... Świetnie, dobrze dogadasz się z rodzicami, a później do mnie wrócisz. - powiedział nadal lekko uśmiechnięty.
- Ell... - mruknęłam, nie zwarazjąc na jego wcześniejsze słowa.
- Tak?
- Co jeśli moi rodzice jakimś, magicznym cudem naprawde się zmienili i... Wrócę do domu na stałe? - zapytałam wymyślając w głowie masę odpowiedzi. Ellington przez chwile nie odpowiadał, sam najwyraźniej był zdziwiony tym pytaniem.
- Wtedy... Będziemy musieli zerwać... Z nami będzie koniec... Zgadza się..? - zapytałam domyślając się odpowiedzi, a jeśli Ratliff będzie się temu sprzeciwiał będe wiedziała, że mówi to tylko po to, aby mnie pocieszyć... Spojrzałam w jego oczy, a chłopak delikatnym ruchem otarł moje łzy.
- Chce po prostu, abyś była szczęśliwa, ze mną lub bez... - odparł szeptem.
- Co mi ze szczęścia, jeśli nie będe mogła być z tobą?! Poza tym... Po prostu odpowiedz... To będzie koniec, mam rację, prawda?
- Maia, słuchaj... Będe szczery... Nie mam pojęcia co wtedy będzie... Czy będziemy razem, czy nie. Nie wiem, jak to będzie poźniej, ale wiem co jest teraz; teraz jesteśmy tutaj, razem. Bądźmy szczęśliwi, nie przejmując się tym, co może być później. Szkoda naszego czasu, cieszymy sie, że teraz jesteśmy razem... Nie przejmuj się tym, co będzie jutro. Pomyśl o tym, co jest teraz, tutaj. Maia... Ja jestem. - spojrzałam niepewnie w jego oczy i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Wiem, że jesteś, wiem o tym, ale... Co będzie później? Kiedy ja wrócę do domu... Nie chce tam wracać, nie na stałe... - powiedziałam częściowo zmieniając ton na szept.
- A zatem tam nie wracaj. Nie pozwolę, aby znowu zrobili ci coś złego... Wezmę cię do siebie... Będziesz mogła zamieszkać u mnie... Tam nic ci się nie stanie, będziesz bezpieczna i będziemy razem. - powiedział i uśmiechnął się lekko.
- Ellington, ty... Chyba nie mówisz poważnie? - zapytałam zdziwiona.
- Śmiertelnie poważnie. - przytaknął. - oczywiście jeśli tylko chcesz...
- Czy chce? Oh, oczywiście, to byłoby coś wspaniałego, ale... - chwile sie zawahałam, ale w końcu już nic nie powiedziałam.
- Ale co? - spytał.
- Ale nie mogłabym tego zrobić...
- Co? Dlaczego nie? Możesz to zrobić. - upierał się.
- Nie... - pokręciłam sprzecznie głową.
- Dlaczego? Nie chcesz ze mną być? Tylko powiedz, to zakończymy ten temat... - odprał cicho.
- Nie, nie o to mi chodzi...
- Zatem o co? - spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Jaki on był teraz poważny... Widać, że mu zależy.
- Już kiedyś u ciebie byłam, tylko na dwa dni i wiedziałam, że było ci ze mną ciężko, a co byłoby, gdybym miała zostać na dłużej..? Nie, nie chcę być problemem. - spuściłam głowę i zamknęłam na chwile oczy.
- Co? Ooo nie, nie, nie, nie... - spojrzałam na niego. - Ty nigdy byłaś i nie będziesz problem, może wtedy zachowywałem się troche głupio, ale to dlatego, że właściwie cię nie znałem. Teraz byłoby inaczej.., zupełnie inaczej... - wyjaśnił.
- I chciałbyś, abym tak po prostu z tobą mieszkała?
- Dokładnie tak... Jak już powiedziałem: wtedy kompletnie cię nie znałem, znałem tylko twoje imię i powiedziałaś mi tylko o tym, co działo się u ciebie w domu. A teraz... Teraz cię kocham i nie wyobrażam sobie, abyś kiedykolwiek mnie zostawiła i cierpiała u siebie... Nie pozwolę, aby twoi rodzice znowu zrobili ci coś złego... - powiedział niemalże szeptem, a z moich oczu mimowolnie zaczęły płynąć łzy.
- Jeśli tam wrócę... To jest nie uniknione...
- Dlatego tam nie wracaj...
- Ale... Jesteś pewny..?
- Tak, jestem. - odpowiedział poważnie, patrząc w moje oczy.
- A zatem zgoda... - szepnęłam i się do niego przytuliłam, on rownież mnie przytulił. - Ale wiesz, że mogę zostać tu jeszcze długo...
- To nie ma znaczenia, Maia, kocham cię i wiem, że będziemy razem naprawdę długo. Nie ważne czy wrócisz za tydzień, czy pół roku. - oznajmił patrząc mi w oczy.
- Wiesz, że jesteś jedyną osobą, której w pełni zaufałam? Nikomu nie ufam tak bardzo, jak tobie. - uśmiechnęłam sie lekko i odsunęłam się troche od Ratliff'a.
- Naprawdę? - nieco się zdziwił.
- Tak... Rikerowi zaufałam... Rossowi też, no i Rocky'emu, ale... Żadnemu z nich nie ufam całkowicie, jak tobie... - oznajmiłam z niewielkim, nieśmaiłym uśmiechem.
- Bardzo się cieszę, że mi zaufałaś... - uśmiechnął się delikatnie i złapał moje dłonie.
- A ty... Ufasz mi..? - zapytałam niepewnie, nie zdążyłam spoważnieć, bo chłopak od razu odpowiedział:
- No jasne! Skąd to pytanie? Słuchaj, jeszcze... Do niedawna byłem z Kelly, ale to było coś zupełnie innego, jej nie kochałem tak mocno, jak ciebie. - westchnął cicho.
- A ja... Nigdy nie miałam chłopaka i byłam święcie przekonana, że nigdy nie będe mieć. Sądziłam, że wszyscy są tacy sami... Byłam taka nieufna. A teraz mam ciebie... - wyzmałam z delikatnym uśmiechem, wzięłam głęboki oddech i przegryzłam wolną wargę. Ellington zbliżył sie do mnie z zamiarem pocałowania, ale ktoś wszedł do pokoju. Szybko odsuneliśmy się od siebie, na szczęście on tego nie zobaczył. Na szczęście, bo do pokoju wszedł Ryland. Spojrzałam na niego wstaraszonym wzrokiem. Wystraszonym nie dlatego, że się go przestraszyłam, tylko dlatego, że nie chciałam, aby nas zobaczył, bo to przecież byłby koniec. Spojrzał podejrzliwie na naszą dwójkę i rzucił szybkie "wychodzimy" i właściwie od razu wyszedł.
- Nie lubię go. - powiedział poważnie Ratliff, po czym się uśmiechnął. Pocałowałam go w policzek i podeszłam do drzwi.


___


Okeej, tak więc po ponad miesiącu dodaję ten rozdział ;o mam nadzieje, że się spodobał :) ogółem zaczęłam go pisać jeszcze przed świętami, ale podczas tej przerwy nie miałam czasu, a poźniej poprawiania, zdawania i nauki było dużo ^^

sobota, 18 stycznia 2014

Liebster Award

Okej, na samym wstępnie chciałabym bardzo podziękować Kindze (http://fotografia-czyli-to-co-kocham.blogspot.com/), która mnie nominowała.
Było to dla mnie duże, ale również bardzo miłe zaskoczenie, dzięki Kinga!
Jeszcze dla fanów mojego bloga dodam, że w najbliższych dniach powinien pojawić się nowy rozdział :)
Nie mam pojęcia, co tutaj napisać, więc od razu odpowiem na te 11 pytań:

1.Czy masz jakieś zwierzątko, jeśli tak to jakie?
Dwa psy i chomika ^^
2.Wolisz pepsi czy cole?
Cole.
3.Jak masz na drugie imię?
Marysia!
4.Czym się interesujesz?
Pisaniem opowiadań, muzyką, grą w siatkówkę i grafiką komputerową. *_*
5.Jaki masz numer w dzienniku?
7
6.Co przeważnie robisz w weekandy?
Imprezuje :p
7. Jaki jest twój ulubiony przedmiot?
Język polski.
8. Masz rodzeństwo, jeśli tak to starsze czy młodsze?
Starszą siostrę - Iwonę : )
9.Co lubisz bardziej pisać czy czytać?
Hmm, uwielbiam pisać, ale są blogi, które czytać uwielbiam, więc nie umiem wybrać.
10. Jakie jest twoje motto życiowe?
YOLO
11. Jakie kraje miałaś okazję odwiedzić?
Irlandię, Włochy, Hiszpanię, Francję, Czechy.

To byłoby na tyle ^^ Blogi, które ja nominuję:
1. http://say-you-stay.blogspot.com/
2. http://forever-ever-and-never.blogspot.com/
3. http://babyletmehearitloud.blogspot.com/
4. http://www.better--together.blogspot.com/
5. http://r5songs.blogspot.com/
6. http://one-last-dance-r5.blogspot.com
7. http://say-that-you-love.blogspot.com/
8. http://thats-my-confession.blogspot.com/
9. http://music-sounds-better.blogspot.com/
10. ---
11. ---

Okej, to pytania dla wybranych:

1. Co zmotywowało Cię do pisania?
2. Wolisz filmy czy książki?
3. Ulubiony serial?
4. Jak najczęściej spędzasz wolne dni?
5. Jaki kraj najbardziej chciałabyś/chciałbyś zwiedzić?
6. Ulubiony kolor?
7. Kto jest dla Ciebie ważniejszy; przyjaciele czy rodzina?
8. Jakie rodzaje filmów lubisz najbardziej?
9. Ile zwykle zajmuje Ci napisanie rozdziału?
10. Ulubiona piosenka?
11. Grasz na jakimś instrumencie? Na jakim?