!Oficjalnie zmieniłam imię bohaterki z Mai na Yvonne, wyjaśnienie pod rozdziałem!
- No to wyobraź sobie, że ja muszę znosić go na codzień. - oznajmiłam lekko uśmiechnięta.
- Tak, od kilku dni, ja mam tak od czterech lat. - Zaśmiał się i podszedł do mnie, to znaczy do drzwi... Ale stanął obok mnie.
- Nie chcę nigdzie iść z Rylandem... Wolałabym zostać z tobą, bez niego. - zamarudziłam i spojrzałam w jego śliczne, brązowe oczy.
- Uwierz, że ja też bym wolał, ale co powiemy Stormie i Markowi? - westchnął cicho.
- Powiedzmy im o nas... Przecież... Ile można to ukrywać? Chyba lepiej, żebyśmy powiedzieli im to sami niż mieliby dowiedzieć się przez przypadek, mam racje? - odparłam pewnie. Mimo, że właściwie dopiero zaczynaliśmy ja już miałam dość. Dość ukrywania się, tyle dobrze, że Riker, Rocky, Ross i Rydel wiedzieli na na wszystkich próbach mogliśmy spokojnie okazywać swoje uczucia, a tutaj nic.
- Ile można? Trzeba, nie chcę, aby jeszcze coś do tego mieli, nie chcę, aby nam tego zabronili, a wiem, że zapewne właśnie tak by zrobili. Wolę być z tobą 'po tajemnie' niż nie być wcale. - wyjaśnił szybko, na co niechętnie przytaknęłam. I już bez słowa wyszłam z pokoju i od razu podeszłam do Lynch'ów, którzy najwyraźniej już tylko na nas czekali.
- Gdzie Ratliff? - zapytał Ross, kiedy przyszłam sama, miałam szybko coś odpowiedzieć, ale chwilę po mnie pojawił się również Ellington.
- Jestem. Możemy iść. - uśmiechnął sie lekko. Wszyscy wyszliśmy z domu kierując się w stronę wybranego celu, czyli kina. Chłopcy chyba tradycyjnie nie mogli iść normalnie, bo praktycznie całą drogę się wygłupiali. Dopiero po jakimś czasie Ell do mnie podszedł.
- Jesteś na mnie zła... - powiedział cicho, szybko poważniejąc.
- Co? Nie... - zaprzeczyłam, choć tak naprawdę myślałam o sytuacji w domu.
- To nie było pytanie. Jesteś na mnie zła. - westchnął cicho.
- Nie prawda... Nie jestem... - uśmiechnęłam sie lekko. Uśmiech w prawdzie był sztuczny, ale zrobiłam to jak najbardziej wiarygodnie.
- Przecież widzę... O co chodzi? - dopytywał. Nie byłam zła, może trochę... Zmieszana tym udawaniem, ale nie zła. Westchnęłam cicho i spojrzałam na bruneta.
- Elly, nie jestem zła. - uśmiechnęłam się... Tym razem szczerze, na niego nie umiałam się gniewać, a niecierpiałam, kiedy ktoś był smutny, tym bardziej kiedy był smutny przeze mnie.
- Teraz magicznie ci przeszło. - zaśmiał się.
- Hej! To nie prawda! - odparłam z rozbawieniem.
- Tak, tak... Oczywiście. - odrzekł rozbawiony.
- Nie jestem... - oznajmiłam poważniejąc, jednak uśmiech nadal gościł na mojej twarzy.
- Teraz już nie. - uśmiechnał się szeroko, ukazując tym samym swoje urocze dołeczki, którym nie mogłam się oprzeć. On był taki słodki!
- Dobra, nieważne. - pokręciłam w zabawny sposób głową i spojrzałam przed siebie. Między mną, a Ellingtonem zapanowała cisza, którą po kilku chwilach przerwał Ratliff.
- Muszę porozmawiać z Rikerem, chodzi o zespół. - powiedział szybko.
- W porządku. - uśmiechnęłam się, Ell kiwnął głową, odwzajemnił uśmiech i podszedł do Rikera, pociągnął go za rękaw, aby sie zatrzymał.
- Możemy porozmawiać? - zapytał patrząc na obecnie najstarszego Lynch'a.
- Koniecznie teraz? - odpowiedział trochę niechętnie.
- Chodzi o Yvonne... - powiedział już ciszej brunet.
- Chyba, że tak. - od razu spojrzał na Ratliff'a. - To o co chodzi? - zapytał poważnie.
- Boję się o nią... - odpowiedział trochę nieśmiało.
- To oczywiste, jesteś jej chłopakiem. - uśmiechnął się, jednak brunetowi wcale nie było do śmiechu, więc blondyn także spoważniał.
- Wiadome, ale... Obawiam się tego jej powrotu do domu...
- Hej... Wraca tylko na kilka dni, poza tym jej ojciec się zmienił... Przecież nikt by jej tam nie puścił, gdyby było inaczej. - przerwał mu i wyjaśnił.
- Chodzi o to, że on się już nie zmieni. - mruknął cicho.
- Jak to? Ell, nie gadaj głupot. - pokręcił sprzecznie głową.
- Riker, mówię serio. Jak dla mnie on jest jakiś chory... Czekaj, wiesz dlaczego Maia tak wystraszyła się Rylanda? No wiesz... Ostatnio?
- Nie, nic mi nie mówiła.
- A mnie tak. Słuchaj, boje się, że może jej się tam coś stać... - wyjaśnił cicho, za wszelką cenę próbował przekonać Rikera, właśnie jego, ponieważ jako najstarszy syn państwa Lynch, zapewne zostanie najbardziej wzięty pod uwagę przez rodziców.
- Mówisz poważnie? - zapytał i na chwilę się zamyślił.
- Cały czas. Słuchaj, ja po prostu chcę ją chronić, a wysłanie jej tam nie jest najlepszym pomysłem. - przekonywał. - Poza tym... Chyba widziałeś jej nadgarstki? Pełno ran i siniaków, Riker, ona sobie z tym nie radzi... - dokończył już mniej spokojnie.
- W sumie... W sumie masz rację Ell, pogadam z rodzicami, jeśli masz racje... Masz rację! Rany, no właśnie: dziś była mocno przybita, kiedy dowiedziała się, że wraca do domu... Ale powiedz mi, dlaczego tak wystraszyła się Rylanda? Przecież nic strasznego jej nie zrobił... O co chodziło? Wyglądała wtedy na okropnie przerażoną, jakby... Naprawdę się go bała. Ratliff, wyjaśnij mi to. - odparł poważnie i z jwagą czekając na odpowiedź ze strony przyjaciela.
- Nie powinienem tego nikomu mówić, ale... Chodzi o to, że jej ojciec dla niej i jaj matki był potworem... Jej matka sobie z tym nie radziła, tyle że ona się nie tnie, to znaczy Yvonne mówiła, że pare razy podejmowała próby samobójcze, ale ona również 'wyżywała' się na Yv. Te siniaki na rękach... To nie tylko wina ojca. - wyjaśnił smutny, wcale nie było mu łatwo o tym mówić.
- I ona tak o wszystkim ci mówi?
- Ufa mi. Wie, że ze mną jest bezpieczna, więc mi ufa i mówi takie rzeczy... To chyba nic złego..? - spuścił wzrok.
- Teraz już nie... - powiedział cicho. - Naprawdę ją pokochałeś, prawda? - zapytał Lynch, na co brunet przytaknął. - Mam nadzieje, że nic jej nie powiedziałeś..?
- Nie... I nie powiem.. Na początku... To było naprawdę dziwne, ale teraz... Riker, ja naprawdę bardzo ją kocham. - wyznał ze spuszczonym wzrokiem. - To jednak coś innego niż było wcześniej, z Kelly, to coś więcej... Kocham Yvonne i czuję sie za nią odpowiedzialny. Właściwie wcześniej nie myślałem o tym w ten sposób, ale... Ona mi ufa i wie, że jest ze mną bezpieczna, więc jestem dla niej...
- Wszystkim... - dokończył za niego i westchnął cicho. - Teraz jesteś dla niej wszystkim.
- Dokładnie. - mruknął brunet. - Dlatego tym bardziej nie mogę pozwolić, aby jakiś Ryland ją straszył i tym samym odbierał jej to poczucie bezpieczeństwa. Ona przecież boi się wyjść z pokoju, bo wie, że Ryland może kręcić się po całym domu. - powiedział i spojrzał na przyjaciela.
- No tak, Ell, dziękuje. - uśmiechnął sie lekko blondyn. - Za to, że tu jesteś, nie... To dziwnie zabrzmiało... Chodzi mi o to, że cieszę się, że sie tak o nią troszczysz. Chyba wiesz, o co mi chodzi?
- No jasne, rozumiem. Nie musisz sie tak tłumaczyć. - uśmiechnął się.
- A więc przemyśl to... Pogadaj z rodzicami, ona naprawdę nie może tam wrócić...
- Jane, rozumiem. - przyyaknął.
- Super, to ja ten... Wracam do Yvonne. - uśmiechnał się lekko i spojrzał w moją stronę, ale uśmiech szybko zniknął z jego twarzy. - Riker... - powiedział cicho, szturchając lekko przyjaciela. Blondyn od razu spojrzał w tamtą stronę:
- Ryland! - krzyknął bez większego zastanowienia, spojrzenia wszystkich padły najpierw na najstarszego Lyncha, a później na najmłodszego, idącego równo ze mną. Szesnastolatek spojrzał jeszcze na mnie, a następnie podszedł do brata.
- Tylko szybko do nas dołączcie. - powiedział Riker do przyjaciela, ten przytaknął i podszedł do mnie. Złapał moje dłonie i razem się zatrzymaliśmy, a Lynch'owie poszli dalej.
- Yvonne, co on ci znowu powiedział?! - zapytał przejęty i spojrzał mi w oczy.
- Nic... - powiedziałam szybko i spuściłam wzrok.
- Słuchaj... Mnie możesz powiedzieć. O co chodzi? - dopytywał. Był taki opiekuńczy, to wspaniała cecha.
- Nie chce nigdzie iść z Rylandem, po prostu... - powiedziałam cicho i spojrzałam na bruneta.
- Jak po prostu? No dalej... Mnie nie powiesz..?
- Dlaczego Riker sie odezwał? - zapytałam nie zwarzając na jego poprzednie słowa.
- Jak to dlaczego? Bo nie chciał, aby Ry znowu powiedział coś głupiego, to chyba zrozumiałe...
- Właśnie nie... Nie wiem, naprawdę nie wiem, o co chodzi temu kretynowi, ale powiedział, że lepiej, abym siedziała cicho, b...
- Nie przejmuj się jego słowami! - przerwał mi. - Przecież wiesz, że on nic nie może może ci zrobić. Może i umie straszyć, ale będzie bał sie zrobić cokolwiek... Zaufaj mi... Bo co? To znaczy... Lepiej, żebyś 'siedziała cicho', bo co? Co on ci powiedział?
- Że będzie gorzej...- odpowiedziałam cicho.
- Ale chyba się tym nie przejęłaś? Yvonne... Oh... No chodź tu do mnie. - uśmiechnął sie lekko, choć w ogóle mało widocznie i rozłożył ręce do uścisku. Od razu przybliżyłam się do niego i przytuliłam się do bruneta.
- Ale posłuchaj mnie... Jeśli będziesz bała się Rylanda, da mu to jeszcze większą satysfakcję... Nie możesz pokazać mu, że się boisz, nie możesz się go bać. Obiecaj mi to. - przez chwilę sie zastanawiałam, nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie chciałam od razu się zgadzać, bo nie chciałam łamać obietnicy.
- Mogę postarać się udawać, że nie robię sobie nic z jego słów, ale tylko udawać... - powiedziałam niemalże szeptem i westchnęłam cicho.
- Dalczego tak się go boisz? - zapytał wprost - To... Ma jakiś związek z tym, co działo sie w twoim domu, zgadza sie? - zapytał, na co pokręciłam głową.
- Też... To znaczy... Wiem do zdolni są ludzie, nie chcę, aby znowu coś złego... - wyjaśniłam, a do moich oczu napłyneły łzy. Może i było to trochę egoistyczne, ale... Jednak właśnie tego sie bałam.
- Słuchaj... Wiem, co tam się działo, ale tutaj jesteś bezpieczna, jesteś ze mną. Możesz już nie myśleć o tym, co działo się wcześniej.
- Ale to nie tak... Z tobą czuję się dobrze, bezpiecznie, ale... Wszędzie są źli ludzie... Nie tylko moi rodzice... Kiedy 'uciekłam' od Lynch'ów, też spotkałam takie osoby. Nie wiem, co by się stało, gdyby jeden z nich nie postamowił mi pomóc... - wyjaśniłam smutna. Ellington z uwagą wysłuchał moich słów.
- Ale teraz jesteś ze mną i jesteś bezpieczna...
- Teraz... Z tobą... Teraz...
- Pamiętaj, że zgodziłaś się ze mną zamieszkać, tam już zawsze będziesz bezpieczna. - powiedział cichym tonem. Uśmiechnęłam się lekko.
- Wracajmy do nich...- odparłam cicho i spuściłam wzrok.
- Hej... Co jest? - zapytał patrząc na mnie.
- Nic...
- I tak po prostu chcesz do nich wracać? Do Rylanda?
- Nie chcę myśleć o tym, co może być...
- Posłuchaj mnie... Wszystko będzie dobrze, dopóki będziemy razem, tak? - powiedział niemalże szeptem.
- Masz rację... - uśmiechnęłam sie delikatnie, chłopak odwzajemnił uśmiech i złapał mnie za ręke. Na początku niepewnie wzrokiem wskazałam idących już całkiem daleko przed nami Lynch'ów. On tylko sie uśmiechnął i pokręcił głową. Przez chwilę nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale szybko zrozumiałam. Zaczęliśmy iść w stronę rodzeństwa Lynch.
~~~
Okej, więc w końcu dodaję :) Od razu wyjaśniam, dlaczego zmieniłam to imię głównej bohaterki, oczywiście wiem, że nie powinna, tego robić, ale wiem, że wiele osób myśli, że w opowiadaniu jest Maia Mitchell, a za nią nie przepadają. Ale nie, to nie Maia Mitchell, a od teraz po prostu Yvonne Schmidt. Mam nadzieję, że to nie zrobi większej różnicy... W każdym razie mam też nadzieję, że rozdział się spodobał :)
Będe szczera - zaskakujesz :) oczywiście w pozytywnym sensie :*
OdpowiedzUsuńA i według mnie to dobry pomysł na zmianę i Kenia (jeszcze na takie *-*), bo w końcu pewnie większość osób domyślałam się, że to Maia Mitchell :p znaczy nie mówię o sobie, bo pamiętam, jak w pierwszych rozdziałach ją przedstawiałas, więc ten ^^ a rozdział super, wiesz że dzięki temu blogowi najbardziej z R5 teraz lubię właśnie Ellingtona? ^^ haha, dzięki Tobie, jee xD dobra, kończę ten komentarz i czekam na kolejny rozdział <3
Nie i Kenia, tylko *imienia** -_- xD
Usuńsuper *-* ale powiem Ci jedno: ja na miejscu Yvonne lub Ratliffa po prostu raz bym odwinęła Rylandowi to od razu by się zamknął XDD
OdpowiedzUsuńa i ja się bardzo ciesze, że zmieniłaś imie, bo za Maia Mitchell nie przepadam ;> x,x
także tym lepiej! <3 // Juliee
Cytat: Riker, mówię serio. Jak dla mnie on jest jakiś chory... Czekaj, wiesz dlaczego Maia tak wystraszyła się Rylanda? No wiesz... Ostatnio? "
OdpowiedzUsuńImie Maia zamiast Yvonne. Taka mała uwaga ;3
Zajebisty rozdział :)
rozdział super ♥ czekam na kolejny :3 a i wiem, że jedziesz na Koncert R5, więc.. baw się dobrze, bardzo dobrze! ♥ :D
OdpowiedzUsuńYvonne, ooo... Bohaterka mojego bloga nazywała się Yvonne... :') A rozdział, muszę Ci powiedzieć naprawdę dobry :)) oby tak dalej! I pisz szybciej, bo ja chce, żeby ta Yvonne mieszkała już z Ell'em, noo! :D Ha, weny życzę skarbiee :**
OdpowiedzUsuńZaczepisty rozdział :3 Nie mogę się doczekać następnego *.*
OdpowiedzUsuńRozdział super ^.^ plus Elly, jaki on jest kochany, mmm :3 czekam na kolejny ;* || Hania.
OdpowiedzUsuń