czwartek, 29 sierpnia 2013

002

~002~
Rano obudziłam się koło ósmej. W domu jeszcze panowała cisza. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Ochlapałam twarz zimną wodą, aby się rozbudzić. Następnie postanowiłam się przebrać. Na dzisiaj Rydel wybrała mi równie ślicznie ubrania, co wczoraj. Dziewczyna miała duże wyczucie stylu. Tym razem wybrała bluzkę z długim rękawem, dlatego nie musiałam znowu ubierać się w te bluzę. Nadal chciałam ukryć przed nimi swoje siniaki i rany, nie chciałam się nimi chwalić przed zupełnie obcymi dla mnie ludźmi. Koło dziewiątej usłyszałam pukanie do drzwi. Od razu powiedziałam ciche "proszę", a do pokoju weszła uśmiechnięta Stormie.
- Witaj... Jak się spało? - zapytała ciepło.
- Dobrze, dziękuje. - odpowiedziałam cicho.
- Śniadanie zjesz tutaj, czy z nami?
- Nie jestem głodna.
- Ale kochana, musisz coś zjeść.
- Naprawdę nie chce. Nie mam na nic ochoty. - westchnęłam cicho.
- To w porządku... A i dzisiaj zostaniesz z moim najstarszym synem. Z Rikerem. - oznajmiła kobieta.
- Dlaczego? - zapytałam od razu.
- Ja muszę załatwić coś z Rossem i Rylandem. Mark ma kilka spraw na mieście, Rocky idzie do Ellingtona, a Rydel jest już z kimś umówiona.
- A kiedy wrócicie? - Dopytywałam się, miałam lekkie obawy, aby zostać z nim sama.
- Pewnie wieczorem. Ale spokojnie, Riker jest odpowiedzialny, przy nim nie masz się czego bać. - pocieszała mnie Stormie.
- Dobrze... - mruknełam cicho.
- Masz jeszcze jakieś pytania?
- Jedno... Ile lat ma Riker?
- Dwadzieścia jeden.
- Aaa... Dobrze, dziękuje. - kiwnęłam głową, a Stormie wyszła z pokoju. Po jakimś czasie zaczęłam słyszeć, jak inni wychodzą z domu. Słyszałam jeszcze śmiechy, o ile się nie mylę Rocky'ego i Rikera, ale i ten w końcu wyszedł. W domu zapanowała cisza, którą przerwało pukanie do moich drzwi. Powiedziałam ciche "proszę" i drzwi do pokoju się otworzyły. Spojrzałam w tamtą stronę i w drzwiach zobaczyłam stojącego blondyna. nie wiem dlaczego, ale na jego widok serce zaczeło mi szybciej bić.
- Nie przeszkadzam? - zapytał i oparł się o ramę drzwi.
- A jak myślisz...- mruknęlam cicho i odwróciłam wzrok.
- Posłuchaj... Wiem, że jest ci ciężko, ale musisz przywyknąć.
- Łatwo ci mówić, twoja rodzina jest normalna. - odparłam cicho.
- I właśnie dlatego rodzice postanowili wam pomóc, pomóc tobie... - Na te słowa nic już nie odpowiedziałam. Blondyn miał racje, ale nie chciałam nic mówić.
- Dobra, jeśli będziesz chciała porozmawiać, to będę w salonie. - Dopowiedział i wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Po tym, co działo się w moim domu byłam pewna, że już nie zaufam żadnemu mężczyźnie, ale... Mimo, że tak naprawdę w ogóle nie znałam Rikera, bo wiedziałam o nim tylko tyle, że jest najstarszy spośród swojego rodzeństwa i jest liderem R5, mimo to, że tak niewiele o nim wiedziałam poczułam, że naprawdę mogę mu zaufać. Dlaczego? Tego sama nie wiedziałam, po prostu. Wiedziałam, że w końcu muszę porozmawiać z Caroline, w końcu jest moją przyjaciółką, a w każdym razie była... Ostatnio bardzo się zmieniła i spędzałyśmy ze sobą mniej czasu, a ja zostałam sama z problemem. Sięgnęłam po swoją komórkę i szybko napisałam sms'a:
"Do: Caroline
Hej, powiedzmy, że na razie się nie spotkamy. Długa historia, przepraszam..."
Od razu wysłałam. Chciałam z kimś porozmawiać, ale nie z Caroline. Z Rydel, ale jej nie było w domu. Został tylko Riker, a nie chciałam do niego iść. Bałam się, ale nie jego, bałam sie mówić o tym, co działo się w domu, a wiedziałam, że nie obeszło by się bez pytania o to. Po chwili zebrałam się na odwagę i podeszłam do drzwi. Wzięłam głęboki oddech i cicho je otworzyłam. Po raz pierwszy od dwóch dni wyszłam z pokoju, nie do końca wiedziałam, gdzie iść. Riker mówi, że będzie w salonie, chwilę się zastanowiłam i ruszyłam wolnym i niepewnym krokiem w stronę, jak wydawało mi się, salonu. Zgadłam, weszłam do salonu. Ujrzałam blondyna siedzącego na niewielkim stoliku obok foteli i wpatrzony był w swój telefon. Serce zaczęło mi bić jak szalone, chłopak najwyraźniej mnie nie zobaczył, wzięłam głęboki oddech i odparłam.
- Hej... Możemy porozmawiać? - zapytałam cicho. Szczerze powiedziawszy, nie wiedziałam, jak zareaguje, ale mimo wszystko chciałam z nim porozmawiać. Kiedy tylko mnie usłyszał zszedł ze stołu, spojrzał na mnie i schował komórkę do kieszeni spodni.
- Maia, no jasne. - na jego twarzy zawitał szczery uśmiech.
- Mogę ci zaufać? - zapytałam niepewnie przyglądając się chłopakowi.
- Oczywiście. O co chodzi?
- Muszę z kimś porozmawiać... Rydel nie ma... - powiedziałam jeszcze ciszej. Zaczęłam się zastanawiać, po co w ogóle tutaj przyszłam, ale niestety nie było juz odwrotu.
- Mnie możesz powiedzieć wszystko. - odparł miło, usiadł na kanapie i wskazał miejsce obok. Przez chwilę nie reagowałam, ale po chwili podeszłam do niego i usiadłam na wskazanym przez niego miejscu. Przez chwile siedzieliśmy w ciszy, musiałam najpierw zebrać sie na odwagę i powiedzieć o wszystkim Rikerowi. Chłopak najwyraźniej musiał czuć sie dziwnie, uniósł rękę, aby poprawić swoją grzywkę, a ja widząc to odruchowo cofnęłam się i wystawiłam ręce, tak, jakbym chciała się obronić. Właściwie nie wiem, dlaczego to zrobiłam... Może była to kwesia przyzwyczajenia, tak... Przyzwyczaiłam się już do tego, że ojciec najzwyczajniej w świecie mnie bił. Riker, widząc to mocno się zdziwił, ale też lekko zaniepokoił. Spojrzał na mnie i odrobinę do mnie przysunął.
- Maia... Co działo się w twoim domu? - zapytał przejęty i spojrzał mi w oczy. Opuścilam ręce, a moje oczy szybko sie zaszkliły.
- Myślisz, że dlaczego tutaj jestem? - blondyn już chciał odpowiedzieć, ale kontynuowałam - On po prostu pił. Praktycznie cały czas chodził kompletnie nawalony. Matka bała mu się sprzeciwić, ja próbowałam, ale... - zacięlam się. Wszystkie wspomnienia związane z nim powróciły. Blondyn położył dłoń na moim ramieniu, chciał mnie pewnie pocieszyć, ale szybko odsunęłam się trochę, a on spuścił dłoń. - Oststnio matka już najwyraźniej nie wytrzymała i zadzwoniła, po kogo trzeba... Nie wiem, czy to ona, nie rozmawiałam z nią. - dopowiedziałam, a po moich policzkach zaczeły spływać łzy. Chłopak patrzył na mnie zmartwiony, widział, że cierpię, więc uniósł lekko dłoń i opuszkami palców otarł moje łzy. Nie wiedziałam, jak zareagować, ale nie miałam nic przeciwko. Kiedy zabrał dłoń spojrzałam na niego i nie myśląc zbyt wiele przysunęłam się do niego i przytuliłam. Blondyn też mnie przytulił. Po raz pierwszy od kilku lat poczułam sie bezpiecznie w czyiś ramionach. Tak, czułam się przy nim bezpiecznie i zaufałam mu. W końcu troche odsunęłam się od niego.
- Przepraszam... - szepnęłam.
- Nie masz za co. - odpowiedział. - Maia... Ile to już trwa? - zapytał patrząc na mnie.
- Sześć lat... - powiedziałam szybko.
- Jak do tej pory sobie z tym raziłaś? - wypytywał blondyn. Słysząc jego pytanie od razu podwinełam rękawy bluzki. Jego oczom ukazało mnie mnóstwo siniaków, ale również wiele ran.
- Nie radziłam. - szepnęłam, a moje oczy ponownie się zaszkliły. Riker mocno się zdziwił i chyba nie wiedział, co odpowiedzieć.
- Czy Ty się cieł... - zaczął przyglądając sie raną.
- Cięłam się, tak. - przerwałam mu.
- Dlaczego? - zapytał i złapał moje ręce i lekko kciukiem pogładził kilka moich ran.
- A jak myślisz? Moje życie było istnym koszmarem... Z niczym już sobie nie radziłam. - odparłam cicho.
- Posłuchaj... Po pierwsze, obiecuję, że do niego nie wrócisz. - oznajmił patrząc cały czas na mnie.
- No a po drugie?
- Po drugie ty musisz obiecać, że przynajmniej dopóki tutaj będziesz nie będziesz sie cieła, zgoda?
Chwilę myślałam, czy powiedzieć od razu "zgoda", ale w końcu się zgodziłam. Kiwnęłam tylko głową i spojrzałam na siedzącego obok Rikera.
- Dziekuje... - szepnęłam po chwili.
- Za co? - lekko się zdziwił.
- Zaufałam ci. - uśmiechnęłam się lekko i westchnęłam cicho. Chłopak również uśmiechnął się lekko.
- Spokojnie, możesz mi zaufać. - oznajmił miło, na co ja tylko kiwnęłam głową. Zapanowała cisza, którą przerwali dwaj trzej chłopcy, którzy weszli, a raczej wbiegli do domu. Szybko zaciągnęłam rękawy bluzki, aby chłopcy nie zobaczyli moich ran. Przyjżałam się trzem brunetą, jednego z nich poznałam. To był Rocky, drugi miał znajomą twarz, a trzeci był dla mnie zupełnie obcy. Spojrzałam na Rikera.
- Nie wspominaliście, że macie gościa. - odezwał się "ten trzeci".
- Aaa, no tak... - zwrócił się do mnie Rocky. - A więc, Ellington, to Maia. Maia, Ellington. - oznajmił z uśmiechem Rocky. Ellington podszedł do mnie i wyciągnął w moją stronę prawą dłoń w geście przywitania. Niepewnie uścisnęlam jego dłoń.
- Miło mi cię poznać. - powiedział z uśmiechem... Jak on się ślicznie uśmiechał.
- Mnie również. - odparłam cicho i spojrzłam w jego oczy.
- Ryland, ty się nie przedstawisz? - Wtrącił się Riker i spojrzał na ostatniego chłopaka, który stał dalej, niż pozostali.
- Słyszała już moje imię. - burknął. Poczułam się trochę głupio, dlatego spuściłam wzrok.
- No to ja już sobie pójdę. - powiedziałam szybko i chciałam wstać, ale odezwał się Rocky.
- Czekaj, czekaj... Nie chcesz z nami zostać?
- Nie... - mruknęlam i spojrzałam na chłopaka.
- Nie mieliście być u Ratliff'a, a ty Ry nie miałeś być z mamą i Rossem? - zapytał Riker patrząc na każdego z osobna.
- No mieliśmy, ale plany się trochę zmieniły. - odpowiedział nadal uśmiechnięty Rocky.
- Dobra, nie wnikam... Co chcecie robić? - zapytał najstarszy. Ja tylko przysłuchiwałam się całej rozmowie, a Ryland nieco krzywo na mnie patrzył. Czułam się conajmniej dziwnie.
- Reszta wróci dopiero wieczorem, ta? - zamyślił się Rocky.
- Tak, a co? - odpowiedział blondyn.
- Czyli, że możemy zrobić deeelllinaktą rozrubę? - ucieszył się brunet.
- Co masz na myśli? - spojrzał na przyjaciela Ellington.
- To będzie wojna! - uśmiechnał się szeroko Rocky.
- Co konkretnie chcesz zrobić? - zapytał Riker.
- Wojna na balony z wodą? - zapytał młodszy Lynch.
- Dobra, ale w ogrodzie. - oznajmił najstarszy.
- Dobra... Maia grasz z nami?
- Ja? Emm, nie. Lepiej nie. - westchnęłam cicho. Właściwie to wydawało się być całkiem fajnie, ale nie chciałam, aby czuli się przy mnie dziwnie.
- No dalej! Dlaczego nie? Zapewniamy, że będziesz się świetnie z nami bawiła. - powiedział Ellington.
- Ell ma racje, zgódź sie. - uśmiechnął się blondyn.
- Dobra... Niech stracę. - uśmiechnęłam sie lekko, a chłopcy najwyraźniej sie ucieszyli.
- Super. To my przygotujemy balony z wodą i widzimy się za jakieś dwadzieścia minut w ogrodzie, dobra? - zaproponował młodszy Lynch.
- Dobra, będę. - kiwnęłam głową, wstałam z miejsca i dosyć szybkim krokiem ruszyłam w stronę swojego pokoju. Po chwili w domu zrobiło się już o wiele ciszej, chłopcy najwyraźniej poszli przygotoeać te balony. Dlaczego ja się zgodziłam? A tak, może być fajnie... Uśmiechnęłam się pod nosem. Powoli zaczęłam czuć się tutaj dobrze, a co ważniejsze przestałam na chwilę myśleć o ojcu i o tym, co działo się w moim domu. Usiadłam na łóżku i zaczęłam wpatrywać się w pustą ścianę i... Zaczęłam myśleć o... Ellingtonie. Wydał mi się napawdę w porządku i ten jego uśmiech... Wszystko przerwał mi dźwięk otwieranych drzwi do pokoju. Spojrzałam w tamtą stronę, zobaczyłam... Rylanda? Tak, to chyba Ryland... Nie zapukał, a na jego twarzy widniała... Złość? Nie wiem, co to było, ale domyśliłam się, że nie jest w najlepszym humorze. Trochę się zdziwiłam, przez chwilę stał w ciszy, wstałam i zrobiłam mały krok w jego stronę, w końcu chłopak przerwał ciszę:
- Co ty robisz?! - zapytał ilustrując mnie wzrokiem.
- Nie rozumiem... - spojrzałam na niego.
- Co ty tu robisz? - powtórzył.
- O co ci chodzi?
- Po co godziłaś się na zabawę z chłopakami?
- Przecież mnie prosili... Zresztą, co ci do tego? - odparłam już pewniej.
- Zrobili to z grzecznośći, naprawdę sądzisz, że chcą kogoś, kogo nawet nie znają?
- O co ci...
- Myślisz, że co? Że przyszłaś tutaj i wszyscy będą dla ciebie tacy mili, bo biedna Maia tutaj jest? Bo coś stało się w twoim domu? - zakpił brunet. Do moich oczu napłyneły łzy. Przecież on nawet nie wiedział, co tak naprawdę się stało.
- Czy ty chociaż wiesz, dlaczego tu jestem?
- Nie i szczerze mówiąc mam do głęboko gdzieś! Nie obchodzi mnie to, ale zapamiętaj jedno. - powiedział pewnie podchodząc do mnie. - Zamapiętaj sobie, że my cię tu nigdy nie zaakceptujemy. Jesteś dla nas obca, nigdy nie będziesz kimś więcej, niż obcą osobą. Zrozum. - powiedział sucho patrząc w moje oczy, z których płynęły już łzy. - Dlatego lepiej nie wychodź z tego pokoju, nie wychylaj się, bo uwierz, że będzie gorzej. - Dopowiedział i nie czekając na moją reakcję, wyszedł z pokoju.
Miał rację... Jeszcze chwile stałam w ciszy, jedynie płacząc. Po jakimś czasie otarłam swoje łzy. Przemyślałam słowa Rylanda, wzięłam głęboki oddech, odwróciłam się do okna, wzięłam swoją komórkę i bluzę, następnie bez chwili namysłu otworzyłam je i szybko przez nie wyszłam. Moje okno prowadziło na ogród, ale na moje szczęście nikogo tam jeszcze nie było. Rozejrzałam się i kiedy tylko zobaczyłam wyjście z ogrodu od razu udałam sie w tamtą stronę. Kiedy tylko wyszłam za posiadłość Lynch'ów westchnęłam cicho. Spojrzałam jeszcze na dom, a moje oczy momentalnie się zaszkliły. Szybkim krokiem ruszyłam przed siebie. Nie znałam ten okolicy, dlatego sama nie wiedziałam, gdzie idę. Szłam przed siebie nie rozglądając sie. Nie wiedziałam, dlaczego to zrobiłam i teraz zaczęłam tego żałować, ale przecież nie mogłam tak po prostu wrócić... Zaczęłam myśleć nad tym, co powiedział mi Ryland.


________


Hmm, nie wiem, co mam tutaj napisać... Bloga czytają może dwie osoby... No cóż, może więcej, ale w każdym razie komentują tylko dwie. Także dziękuje tym dwóm :)

3 komentarze:

  1. To jest super. Szkoda że Ryland jest tu taki niemiły. Ale ktoś musiał. I chyba dobrze że tak nie zachowało się R5.

    OdpowiedzUsuń
  2. fajny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  3. Ryland to ten "zły"? Fajnie :3 Pisz szybko kolejny! :)

    OdpowiedzUsuń