Prolog.
Nazywam się Maia Schmidt. Jeśli ktoś spotkałby mnie na ulicy pomyślałby, że jestem dziewczyną, jak każda. Spokojna rodzina, zero problemów w szkole i masa przyjaciół. A jednak to tylko pozory. W rzeczywistości jest zupełnie przeciwnie. W szkole jestem lubiana, fakt, ale są osoby, które nie mają o mnie dobrej opini i rodzina... Z tym mam problemy. Mieszkam razem z rodzicami, reszta rodziny nie ma z nami kontaktu... Nie chce go mieć. Zostaliśmy sami. Ale na tym nie koniec, kiedy skończyłam dziesięć lat mój ojciec zaczął pić. Wpadł w nałóg, stał się przez to agresywny. Minęło już sześć lat, a on się nie zmieniał. Musiałam radzić sobie ze wszystkim sama. Matka... Ona bała sie sprzeciwić ojcu, dlatego on tylko ją wykorzystywał. Ja się sprzeciwiałam, a on tego nie tolerował i... i po prostu nie wytrzymując tego często podnosił na mnie rękę. W domu często były kłótnie, ojciec zawsze stawiał na swoim, a kiedy coś mu nie pasowało wyżywał się na mnie lub na matce. Czasem wpadał w furię. Wtedy nawet ja bałam mu sie sprzeciwić. Rzucał przedmiotami, to był koszmar, nikt nie umiał go uspokoić. Czekałam z matką, aż w końcu mu przejdzie.
Tego dnia było tak samo. Kiedy tylko wrócił z pracy był już pijany, ale też zdenerwowany. Nie dziwię się, że matka wiele razy podejmowała próby samobójcze, sama nie raz byłam tego bliska, ale jednak byłam silna... Jednak dziś matka nie wytrzymała. Wykonała jakiś telefon, nawet nie wiedziałam do kogo. Jak zawsze schowałam się w swoim pokoju. Miałam tylko nadzieje, że ojciec szybko się uspokoi i nie wejdzie do mojego pokoju. Dochodziła północ, usłyszałam jego krzyki. Nie chciałam wychodzić z pokoju, bo nie wiedziałam, co mogło sie tam stać. Po chwili krzyki ucichły, a do mojego pokoju weszło dwóch funkcjonariuszy.
- Pani Maia Schmidt? - odezwał się jeden z nich.
- Tak, a o co chodzi..? - zapytałam niepewnie obserwując mężczyzn.
- Proszę z nami. - kontynuował starszy mężczyzna i wskazał drzwi. Posłusznie wstałam z miejsca i biorąc ze sobą tylko komórkę wyszłam razem z policjantami. Przechodząc do wyjścia z domu nigdzie nie widziałam ojca, ale za to zobaczyłam matkę... Wyglądała okropnie i tylko się do mnie lekko uśmiechała. Będąc dalej w szoku nie odezwałam się do niej. Wzięłam jeszcze swoją bluzę z korytaża i wyszłam na zwenątrz. Jeden z policjantów zaprosił mnie do wozu policyjnego. Trochę niepewnie weszłam do środka. Po chwili ruszyliśmy. Cały czas milczałam, domyśliłam się, że matka zadzwoniła po nich, ponieważ nie mogła już wytrzymać, ale co dalej? Co będzie ze mną? Po zaledwie 20 minutach dojechaliśmy przed duży budynek. Dobrze znałam to miejsce, właściwie często tędy przechodziłam, ale nigdy nie wiedziałam, co to za budynek. Razem z jednym funkcjonariuszem wyszłam z samochodu i weszliśmy do budynku. Tam czekała uśmiechnięta starsza kobieta i nieco młodsza, przyglądająca mi się brunetka. Mężczyzna zaraz zostawił mnie w nimi i wyszedł.
- Ty jesteś Maia, prawda? - przerwała ciszę starsza kobieta. Tylko kiwnęłam głową, co oznaczało tak.
- Ile masz lat? - zapytała tym razem młodsza.
- Szestaście. - odpowiedziałam cicho.
- To pewnie już wiesz, dlaczego tutaj jesteś?
- Właśnie nie do końca... Co z moją matką? Kiedy odstawicie mnie do domu? - zaczęłam zadawać pytania.
- Posłuchaj... - zaczęła brunetka podchodząc do mnie. - To nie takie proste... Twój tata was źle traktował, dlatego twoja mama zadzwoniła po policiję, oni zabrali ojca...
- A co z matką? - przerwałam jej.
- Ona zostanie przewieziona do szpitala, musimy sprawdzić, czy nic jej nie jest. A ty na razie nie wrócisz do domu. - mówiła cichym, ale miłym tonem.
- Dlaczego? - nie dawałam za wygraną.
- Na razie nie możesz. - próbowała mi wszystko po kolei wyjaśnić. Przedstwaiła się, jako Savannah. Dowiedziałam się, że matka będzie w szpitalu, a ojciec na razie w areszcie. Ja zostanę wysłana do jakiejś rodziny zastępczej. Nie na zawsze, ale dopóki sprawa z moim ojcem się nie wyjaśni.
- Dobrze... Zaraz pojedziemy do rodziny, u której się zatrzymasz. -dodała starsza kobieta i uśmiechnęła się do mnie ciepło. Poczekałam jeszcze chwilę i razem z brunetką i jeszcze jakimś mężczyzną pojechaliśmy pod dom owej rodziny. Dom był duży, numer 1700. Westchnęłam cicho i wyszłam z samochodu, a ze mną reszta. Przez cały czas nie wypowiedziałam ani słowa. W końcu podeszliśmy do drzwi. Otworzyła nam uśmiechnięta starsza kobieta, była mniej więcej w wieku mojej matki. Weszliśmy do środka, w korytażu stał, jak wywnioskowałam jej mąż, a obok niego stała młoda blondynka. Była podobna do matki, więc domyśliłam się, że jest ich córką.
- Maia, tutaj zatrzymasz sie przez jakiś czas. - usłyszałam już znajomy głos brunetki.
- Witaj! Jestem Stormie, a to mój mąż, Mark. - zaczęła mówić nadal uśmiechnięta kobieta. - A to nasza jedyna córka, Rydel. - wskazała blondynkę, która podobnie jak jej matka była uśmiechnięta. - W salonie czekają na ciebie moi synowie. - kontynuowała uważnie mi się przyglądając. Kiwnęłam tylko głową na znak zrozumienia.
- No, to Avalon. My cię już zostawiamy. - uśmiechnęła się Savannah. Spojrzałam na nią, ale zaraz wróciłam wzrokiem na pozostałą trójkę.
- Chodź, Maia, przedstawię cię bracią. - odezwała się w końcu blondynka i wyciągnęła rękę w moją stronę. Westchnęłam cicho i ruszyłam za blondynką. Weszłyśmy do salonu, gdzie zastałam piątkę przysypiających już chłopaków. Nie dziwię im się, przecież już prawie 2 w nocy,a oni czekają na jakąś dziewczynę.
- Chłopcy! - krzykneła Rydel, aby obudzić braci i szturchnęła lekko blondyna, który siedział najbliżej.
- Co? - Wmamrotał jeden z nich. Muszę przyznać, że wyglądalo nieco zabawnie, jednak ja cały czas milczałam.
- Wstawajacie, przyjechała. - mruknęła i jeszcze raz szturchnęła brata. Ten gdy tylko zobaczył mnie od razu zerwał się na równe nogi i uśmiechnął się lekko podchodząc do mnie.
- Emm, cześć. Jestem Riker. - powiedział miło i wyciągnął w moja stronę swoją prawą dłoń w geście przywitania, ale ja tylko na niego spojrzałam. Chłopak czując się nieco dziwnie odwrócił sie do reszty i szturchnął bruneta siedzącego obok jego wcześniejszego miejsca. Ten zareagował podobnie do niego, budząc przy tym resztę. Brunet również podszedł do mnie i stanął obok blondyna.
- Rocky. - przedstawił się i posłał mi uśmiech. Zaraz do nich dołączyła pozostała dwójka.
- Heej, jestem Ryland. - odezwał się chłopak. Kiwnęłam głową na znak zrozumienia i spuściłam wzrok.
- Ross Shor Lynch - przedstawił się oststni blondyn. Później chwilę staliśmy w ciszy, którą postanowiła przerwać Rydel.
- To może pokaże ci twój nowy pokój? - zapytała i nie czekając na moją odpowiedź powoli wyszła z salonu. Oczywiście poszłam za nią.
~~~
Taki prolog :3 Nie wiem, czy jest za długi czy za krótki, ale normalne rozdziały będą dłuższe. Mam nadzieje, że blog wam się spodoba i będziecie komentować. To tyle, nowy rozdział dodam dopiero, kiedy pod tym pojawią się 3 komentarze ♡.
~ Cat.
Coś świetnego! Oryginalne, czegoś takiego jeszcze nie czytałam. Z niecierpliwie czekam na pierwszy rozdział! xx
OdpowiedzUsuńsuper ! Jest naprawdę świetny ! Na pewno będę czytać dalej , będę musiała trochę nadrobić , ale to nic ;) Blog zapowiada się na prawdę świetnie :D
OdpowiedzUsuń