Powoli zaczynało się ściemniać, a okolica w której właśnie byłam wydawała się nie być zbyt bezpieczna. Przechodziłam różnymi uliczkami tylko po to, aby wyjść stąd, żeby wrócić do... żeby stąd wyjść. Na moje nieszczęście zaczęło padać. Wszyscy ludzie chowali się w domach, samochodach, ulice w mgnieniu oka stały się puste. Tylko ja szłam. Ubrałam swoją bluzę i założyłam kaptur na głowę. Czułam na sobie mnóstwo spojrzeń, ale nie przejmowałam sie tym, szłam dalej, przed siebie, bo nie wiedziałam gdzie jestem. W końcu zapadł zmrok, a deszcz nie ustępował. Szłam ze spuszczonym wzrokiem, błąkałam się od kilku godzin i szczerze mówiąc nie obchodziło mnie, co teraz robią Lynch'owie, czy Stormie się o mnie martwi, czy Ryland powiedział im, co mi powiedział. Nie myślałam o tym, w końcu jestem dla nich zupełnie obca, dlaczego mieliby się mną przejmować? Mają problem z głowy, ja nie jestem im potrzebna.
Nie zauważyłam, kiedy weszłam w kompletnie ciemną uliczkę. Chciałam szybko się wycofać, ale poczułam, że ktoś złapał mój nadgarstek.
- Szukasz tu czegoś? - usłyszałam groźny, męski głos.
- Nie... Właśnie wracałam... - powiedziałam nerwowo. Po chwili z z ciena wyłonił się mężczyzna w dresie, a za nim dwójka pozostałych i jeszcze jakaś dziewczyna. Od facetów mocno było czuć alkoholem.
- Oj, jak nam przykro, to teraz już nie wrócisz. - odparł jeden z nich. Próbowałam wyrwać swój nadgarstek, ale mężczyzna był silniejszy i nadal trzymał. Po krótkiej chwili jeden z nich podszedł do mnie obiął mnie w pasie, mocno, że nie mogłam się ruszyć, a wtedy z kieszeni bluzy wypadła moja komórka.
- Puśćcie mnie.. - mruknęlam patrząc na każdego z osobna. Dziewczyna, która stała za nimi tylko się zaśmiała, podeszła do mnie. Zilustrowała wzrokiem i uderzyła mnie pięścią w twarz, a pózniej trochę niżej. Normalnie bym upadła, ale ten facet nadal mnie trzymał, poczułam, jak z mojego nosa i wargi zaczął płynąć strumień krwi.
- Dobra, zostawicie ją. - powiedziała obojętne blondynka.
- O poważnie? Już ze trzy puścilismy, po co je łapiemy? - zamarudził jeden z nich.
- Ta i tak nam sie nie przyda, chcesz, to możesz się z nią zabawić, byle szybko. - dodała jeszcze i odeszła. Cała trójka spojrzała na mnie i uśmiechneli się ironicznie. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać, ale cały czas się ich bałam.
- Słyszałaś Sylvie... - uśmiechnął sie jeden z nich i podszedł do mnie. Poczułam alkohol, jeszcze bardziej, niż przedtem.
- Zostawcie mnie. - wyszeptałam i chcąc uniknąć wzroku któregoś z nich odwróciłam wzrok.
- Co tutaj robisz? Uciekłaś z domu? - zapytał chyba najmłodszy z nich, blondyn. On nie zachowywał się, jakby był pijany, chyba jako jedyny.
- Nie mam domu... - powiedziałam, a do moich oczu napłyneły łzy.
- Daj spokój, Troy, chcesz z nią jeszcze gadać? - zwrócił się do blondyna mężczyzna, który nadal mnie trzymał. Blondyn zastanowił się chwile, spojrzał na mnie i już nic nie powiedział.
- Jak masz na imię? - zapytał stojący przede mną mężczyzna.
- Maia.. - szepnęłam nadal nie patrząc na żadnego z nich.
- Maia! Jakie ładne imię, co taka dziewczyna jak ty, robi tutaj, o takiej porze? - kontynuował.
- Puśćcie mnie... - odezwałam się niepewnie i spojrzałam na blondyna, który stał kilka metrów ode mnie.
- Troy, chodź tutaj, pomożesz nam.. - zawołał mężczyzna stojący za mną. Chłopak.. Troy przytaknął i zaraz pojawił sie obok niego, nic nie powiedział, tylko ku mojemu zdziwieniu uderzył gościa stojącego przede mną. Był kompletnie pijany, więc od razu upadł na ziemię, drugi chciał zareagować, ale z nim zrobił to samo. Zdziwiło mnie to i do tego nadal nie wiedziałam, co robić.
- Uciekaj stąd! - krzyknął blondyn i spojrzał na mnie.
- A co z tobą?
- Będzie dobrze... Uciekaj, bo zaraz się obudzą. - rozkazał.
- D... Dziękuje. - szepnęłam i szybkim, ale chwiejącym się krokiem zaczęłam iść przed siebie. Nadal nie wiedziałam, gdzie jestem, ale przynajmniej byłam uwolniona od tych dwóch... Na ulicach nie było nikogo, a do tego deszcz nadal padał. Zobaczyłam schody do zamkniętego już sklepu, nad nimi był dach, bez chwili zastanowienia podeszłam tam i usiadłam na schodach, chcąc ochronić się przed deszczem. Patrzyłam na ulicę, co jakiś czas przejezdzały samochody, a w nich wszyscy na mnie patrzyli. Jeszcze nigdy nie miałam czegoś takiego... Tylko raz, kiedy to ojciec był naprawdę zły, uciekłam z domu, aby się od niego uwolnić, ale niestety kiedy tylko wróciłam było jeszcze gorzej. Skuliłam się i miałam nadzieję, że nikt mnie nie znajdzie, a jednak.
- Maia!? - usłyszałam znajomy mi już krzyk, głos należał do Ellingtona. Szukał mnie? Czy Riker mnie szukał? Rydel, Stormie? Nie odzywałam się, jednak to nie było potrzebne, ponieważ Ellington szybko mnie znalazł.
- Maia? - zapytał niepewnie podchodząc do mnie. Domyślałam się, że wyglądałam okropnie, zapłakane oczy, byłam brudna od krwi, a do tego byłam cała mokra. Chłopak jednak to nie przeraziło i podszedł do mnie.
- Maia, co sie stało? - zapytał i podszedł do mnie. Nie odpowiedziałam, tylko cofnęłam się. Wiedziałam, że nie mogę już nikomu zaufać. Brunet jednak nie ustępował i kucnął obok mnie.
- Co się stało? - zapytał po raz traci, tym razem zrobił to spokojnie i zmartwionym tonem. Dalej nie odpowiadałam, tylko spojrzałam mu w oczy. On chwycił moje dłonie i westchnął cicho.
- No dalej... Wracamy. - powiedział cicho.
- Dokąd? - Tak naprawdę domyślałam sie, że chce zabrać mnie z powrotem do Lynch'ów, ale ja nie chciałam.
- Wracasz do Stormie i Marka, nie mogę cię zostawić.
- Nie chcę tam wracać... - szepnęłam patrząc mu w oczy.
- Musisz tam wrócić.
- Nie mogę. - odparłam cicho i spuściłam wzrok, a moje oczy od razu się zaszkliły.
- Dlaczego nie chcesz tam wracać? Myślałem, że dobrze dogadujesz się z Rydel i Rikerem.
- Bo tak jest, ale... Zaraz, zaraz... Rozmawialiście z Rylandem?
- Nie, dlaczego mieli... Maia... Co on ci powiedział? - dopytywał sie brunet.
- On... Po prostu uświadomił mi, że nie powinno mnie tam być. - ponownie na niego spojrzałam.
- Dlaczego? Ale Maia, musisz tam wrócić..
- Ale to ty mnie znalazłeś. Nie chcę iść do nich...
- Słuchaj... To zrobimy tak: teraz wrócisz ze mną, do mne, a jutro razem pojedziemy do Rikera i Rydel, zgoda? - zapytał miłym tonem głosu.
- Do ciebie?
- Tak, a jutro wrócisz do Lynch'ów. - uśmiechnął się delikatnie, a wręcz niewidocznie. Pomyślałam chwilę, sama nie byłam do końca przekonana, ale w końcu postamowiłam się zgodzić, nie wiem dlaczego, ale zaufałam mu... Nie znałam go długo i właściwie znałam tylko jego imię, ale widziałam, że mogę mu zaufać.
- A będę u ciebie bezpieczna? - zapytałam niepewnie.
- Oczywiście. Pamiętaj, że przy mnie zawsze będziesz bezpieczna. - kiwnął głową. - To jak, idziemy? - zapytał wstając i wyciągnął w moją stronę swoją prawą dłoń. Spojrzałam na niego, a później ujęłam jego dłoń. Złapałam lekko jego dłoń, ale mimo to wstając lekko sie zachwiałam, a przed oczami zobaczyłam ciemność, zakręcił mi sie w głowie i gdyby nie chłopak, upadłabym na ziemię. Ten jednak złapał mnie w odpowiednim momencie. Nie dałam rady iść, byłam zbyt słaba, chłopak sciągnął z siebie bluzę i okrył nią mnie. Ellington wziął mnie na ręce i przeszliśmy tak prosto do domu bruneta. Kiedy tylko weszliśmy do domu chłopak wszedł do salonu i położył mnie na kanapie w salonie. Leżałam chwile, a on wyszedł z pomieszczenia. Po kilku minutach czułam się już odrobinę lepiej. Wstałam, odłożyłam bluzę bruneta na grzejniku, usłyszałam jego głos "Tak, jest u mnie. Niech twoja mama się nie martwi, jutro rano odstawię ją do was". Wzięłam głęboki oddech i poszłam w tamtą stronę. Zaczekałam, aż skończył rozmawiać i stanęłam w drzwiach, chłopak widząc mnie uśmiechnął się lekko.
- Jak się czujesz? - zapytał podchodząc do mnie.
- Bywało gorzej. - odpowiedziałam cicho i wymusiłam delikatny uśmiech.
- Dobra... Ale wyglądasz okropnie, chodź, pokaże ci, gdzie jest łazienka... - powiedział i podszedł nieco bliżej, aby wyjść, jednak go zatrzymałam. Spojrzałam w jego oczy i bez chwili zastanowienia zbliżyłam się do niego jeszcze bardziej, a zaraz potem złożyłam na jego ustach delikatny pocałunek, wyczułam, że wcale tego nie chciał, dlatego po chwili odsunęłam się od niego przerywając tym samym pocałunek, spuściłam wzrok.
- Przepraszam... - powiedziałam cicho, chłopak uśmiechnał się delikatnie.
- W porządku.
- To, gdzie jest ta łazienka? - zapytałam po chwili. Ell złapał mnie za rękę i zaprowadził na miejsce.
- Zaczekaj tutaj chwile. - odparł i zaraz zniknął z pomieszczenia. Rozejrzałam sie, to w żadnym stopniu nie przypominało mojej łazienki, w domu. Po chwili chłopak ponownie pojawił się przy mnie.
- Tutaj masz ręcznik i coś, w czym możesz dziś się przespać. - uśmiechnął się lekko i podał mi rzeczy. Wzięłam je, a chłopak wyszedł zamykając za sobą drzwi. Szybko poszłam pod prysznic, zaczęłam myśleć, dlaczego go pocałowałam, przecież on może mieć dziewczynę. Powoli zaczęłam tego żałować. Wyszłam spod prysznica i ubrałam się, jak sądzę w jego koszulkę. Podeszłam do niewielkiego lustra, dopiero teraz zobaczyłam, jak bardzo moje włosy są zniszczone, a na wardze została niewielka rana po dzisiejszej akcji...Nie chciałam tak wychodzić do niego. Koszulka chłopaka sięgała mi zaledwie do połowy ud, a na moich nogach było pełno siniaków, to samo na rękach, chociaż do nich dochodziły rownież rany. Miałam ochotę rozbić to lustro. Nienawidziłam swojego odbicia, siebie... W końcu wzięłam oddech i wyszłam z łazienki. Nie do końca wiedziałam, gdzie mam iść, dlatego poszłam do salonu. Tam siedział Ellington, uśmiechnął się na mój widok, jednak uśmiech zaraz zniknął z jego twarzy, kiedy zobaczył moje siniaki.
- Maia... - zaczął cicho, podeszłam do niego niepewnie, on wstał wyraźnie zaniepokojony.
- Teraz już chyba wiesz, dlaczego trafiłam do Lynch'ów... - powiedziałam cicho i spojrzałam mu w oczy.
- Czy twój ojciec...
- Tak. - przerwałam mu, a następnie zaczęłam opowiadać o tym samym, o czym powiedziałam Rikerowi. On naprawde się tym przejął. Próbował mnie pocieszyć, co wiele dla mnie znaczyło.
- Chodź, zaprowadzę cię do pokoju, w którym będziesz spała. - odparł i położył dłoń na moim ramieniu, a później zjechał nią i złapał mnie za rękę. Razem ruszyliśmy do niewielkiego pokoju.
- Musisz odpocząć... - powiedział miło.
- Mieszkasz sam? - zapytałam nie zważając na jego poprzednie słowa.
- Tak, od niedawna...
- Jasne... A ty, gdzie będziesz spał? - spojrzałam na niego niepewnie.
- W pokoju obok, jeśli coś będzie się działo, zawsze możesz mnie obudzić. - odpowiedział cicho.
- Mam prośbę... - powiedziałam niepewnie.
- O co chodzi?
- Mógłbyś spać dziś ze mną? Wiem, że to może głupio brzmieć, ale po tym co się dzisiaj... Nie chcę spać sama... - wyszeptałam patrząc w jego oczy. Nie zdziwiła bym się, gdyby odmówił, w końcu w ogóle mnie nie zna.
- Dobrze, w porządku. - uśmiechnął się lekko.
- Naprawde?
- Tak, jeśli nie chcesz spać sama... Chce, abyś poczuła się bezpieczna. - odparł patrząc mi w oczy.
- Przy tobie czuje się bezpieczna. - Dodałam.
- Pamiętaj, że przy mnie będziesz bezpieczna... Więc zaczekaj na mnie chwilę, skoczę pod prysznic i zaraz do ciebie wrócę, zgoda?
- Jasne... - uśmiechnęłam sie delikatnie.
- Tutaj nie masz sie czego bać, zaraz wrócę. - Dopowiedział i wyszedł z pokoju. Chciałam sprawdzić swoją komórkę, ale przypomniało mi się, że kiedy ci faceci... Już nie mam komórki. Westchnęłam ciężko i usiadłam na łóżku. Czułam się tutaj dziwnie, ale i tak wolałam być tutaj, niż u Lynch'ów, obawiałam się powrotu tam. Po zaledwie kilkunastu minutach Ellington wyszedł z łazienki i przyszedł do pokoju z komórką w ręce i.. I bez koszulki. Uśmiechnęłam się lekko na jego widok.
- Maia, mam pytanie... - zaczął podchodząc do mnie, a następnie usiadł obok i odłożył komórkę na stolik przy łóżku.
- O co chodzi?
- Co takiego się stało, że nie chcesz wracać do Lynch'ów?
- Już mówiłam, Ryland uświadomił mi, że nie powinno mnie tam być...
- I tylko dlatego?
- Powiedział, że mam zapamiętać, że mnie nigdy nie zaakceptują, że jestem dla nich obca, nigdy nie będe kimś więcej, niż obcą osobą. Potem powiedział, że lepiej, abym nie wychodziła z pokoju, bo będzie gorzej... - powiedziałam z łzami w oczach. Chłopak widząc to przytulił mnie.
- Nie przejmuj się Rylandem. - uspokajał mnie.
- Jak mam się nim nie przejmować? - odsunęłam się od niego odrobinę.
- Ryland jest najmłodszy, ona ma najmniej do powiedzenia w tym domu. Jeśli tak dobrze dogadujesz się z Rydel i Rikerem na pewno będzie dobrze. Poza tym Stormie i Mark nigdy nie dopuszczą, by stało ci się coś złego. A Ryland... Może po prostu boi się, że rodzice będą zwracać na ciebie więcej uwagi, niż na niego? - powiedział spokojnie.
- Mam taką nadzieje... To może zabrzmieć głupio, ale to właśnie przez to uciekłam, przestraszyłam się go...
- Naprawdę nie musisz się go bać. On... To jeszcze dziecko, nie dorósł. - uśmiechnał się lekko.
- Ale ty tak... - wyszeptałam.
- Co? Nie rozumiem...
- Ty dorosnąłeś, tobie mogę zaufać. - powiedziałam równie cicho.
- Tak, możesz zaufać. - przytaknął. - Mam jeszcze jedno pytanie...
- O co chodzi?
- Co sie stało, zanim cię znalazłem? - zapytał.
- Znalazło mnie jakiś trzeci facetów i jedna dziewczyna. Jeden z nich mnie trzymał, wtedy ta dziewczyna podeszła do mnie i uderzyła mnie dwa razy w twarz, później sobie poszła, nie wiem co by się stało, gdyby jeden z nich mnie nie uratował... Później tylko chodziłam po mieście i... I mnie znalazłeś... Dziękuje. - szepnęłam końcówkę.
- Nie ma za co. Dobra... To był dla ciebie ciężki dzień, poza tym jest późno, chodźmy spać. - oznajmił brunet, na co przytaknęłam.
Obydwoje polożyliśmy się na łóżku. Najpierw nie była pewna, ale zaraz po tym przybliżyłam się do chłopaka, a ten lekko mnie przytulił. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, a później oparłam dłonie na jego torsie i uśmiechnęłam się delikatnie. W końcu niespodziewane poczułam, że chłopak mnie pocałował, zrobił to kompletnie niespodziewanie, ale mimo to odwzajemniłam pocałunek, który szybko stał się czuły i bardzo namiętny. Nie chciałam go przerywać, był naprawde cudowny i... Był moim pierwszym pocałunkiem. To, co zrobiłam wcześniej nie można nazwać pocałunkiem i chciałam o tym zapomnieć. W końcu chłopak odsunął się ode mnie trochę.
- Przepraszam... - powiedział cicho.
- Nie masz za co. - szepnęłam i uśmiechnęłam się lekko. Żadne z nas już nic nie powiedziało. Zamknęłam oczy i próbowałam usnąć, ale niestety bezskutecznie. Po głowie cały czas chodził mi dzisiejszy dzień. Najpierw rozmowa z Rylandem, a później cała reszta. Przez to nie mogłam zasnąć, tym bardziej fakt, że jutro wracam do Lynch'ów... Ale przynajmniej obok mnie był Ellington i to się w tej chwili dla mnie liczyło. Nie wiedziałam, która jest godzina, ale musiała być późna, ponieważ kiedy zdołało mi się usnąć na zewnątrz zaczynało być jasno.
~~~
Witam :3 Dodaje rozdział, ale nie specjalnie mi się podoba, lepiej wyszedł mi kolejny ^^ btw jutro zaczyna się szkoła, więc rozdziały będą jeszcze rzadziej, ale w sumie to jeszcze zobaczę. Jeśli chcecie być na bieżąco, zaobserwujcie mnie na Twitterze: @Cat98R5, tam będę dodawła informacje o nowych wpisach :)
sobota, 31 sierpnia 2013
czwartek, 29 sierpnia 2013
002
~002~
Rano obudziłam się koło ósmej. W domu jeszcze panowała cisza. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Ochlapałam twarz zimną wodą, aby się rozbudzić. Następnie postanowiłam się przebrać. Na dzisiaj Rydel wybrała mi równie ślicznie ubrania, co wczoraj. Dziewczyna miała duże wyczucie stylu. Tym razem wybrała bluzkę z długim rękawem, dlatego nie musiałam znowu ubierać się w te bluzę. Nadal chciałam ukryć przed nimi swoje siniaki i rany, nie chciałam się nimi chwalić przed zupełnie obcymi dla mnie ludźmi. Koło dziewiątej usłyszałam pukanie do drzwi. Od razu powiedziałam ciche "proszę", a do pokoju weszła uśmiechnięta Stormie.
- Witaj... Jak się spało? - zapytała ciepło.
- Dobrze, dziękuje. - odpowiedziałam cicho.
- Śniadanie zjesz tutaj, czy z nami?
- Nie jestem głodna.
- Ale kochana, musisz coś zjeść.
- Naprawdę nie chce. Nie mam na nic ochoty. - westchnęłam cicho.
- To w porządku... A i dzisiaj zostaniesz z moim najstarszym synem. Z Rikerem. - oznajmiła kobieta.
- Dlaczego? - zapytałam od razu.
- Ja muszę załatwić coś z Rossem i Rylandem. Mark ma kilka spraw na mieście, Rocky idzie do Ellingtona, a Rydel jest już z kimś umówiona.
- A kiedy wrócicie? - Dopytywałam się, miałam lekkie obawy, aby zostać z nim sama.
- Pewnie wieczorem. Ale spokojnie, Riker jest odpowiedzialny, przy nim nie masz się czego bać. - pocieszała mnie Stormie.
- Dobrze... - mruknełam cicho.
- Masz jeszcze jakieś pytania?
- Jedno... Ile lat ma Riker?
- Dwadzieścia jeden.
- Aaa... Dobrze, dziękuje. - kiwnęłam głową, a Stormie wyszła z pokoju. Po jakimś czasie zaczęłam słyszeć, jak inni wychodzą z domu. Słyszałam jeszcze śmiechy, o ile się nie mylę Rocky'ego i Rikera, ale i ten w końcu wyszedł. W domu zapanowała cisza, którą przerwało pukanie do moich drzwi. Powiedziałam ciche "proszę" i drzwi do pokoju się otworzyły. Spojrzałam w tamtą stronę i w drzwiach zobaczyłam stojącego blondyna. nie wiem dlaczego, ale na jego widok serce zaczeło mi szybciej bić.
- Nie przeszkadzam? - zapytał i oparł się o ramę drzwi.
- A jak myślisz...- mruknęlam cicho i odwróciłam wzrok.
- Posłuchaj... Wiem, że jest ci ciężko, ale musisz przywyknąć.
- Łatwo ci mówić, twoja rodzina jest normalna. - odparłam cicho.
- I właśnie dlatego rodzice postanowili wam pomóc, pomóc tobie... - Na te słowa nic już nie odpowiedziałam. Blondyn miał racje, ale nie chciałam nic mówić.
- Dobra, jeśli będziesz chciała porozmawiać, to będę w salonie. - Dopowiedział i wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Po tym, co działo się w moim domu byłam pewna, że już nie zaufam żadnemu mężczyźnie, ale... Mimo, że tak naprawdę w ogóle nie znałam Rikera, bo wiedziałam o nim tylko tyle, że jest najstarszy spośród swojego rodzeństwa i jest liderem R5, mimo to, że tak niewiele o nim wiedziałam poczułam, że naprawdę mogę mu zaufać. Dlaczego? Tego sama nie wiedziałam, po prostu. Wiedziałam, że w końcu muszę porozmawiać z Caroline, w końcu jest moją przyjaciółką, a w każdym razie była... Ostatnio bardzo się zmieniła i spędzałyśmy ze sobą mniej czasu, a ja zostałam sama z problemem. Sięgnęłam po swoją komórkę i szybko napisałam sms'a:
"Do: Caroline
Hej, powiedzmy, że na razie się nie spotkamy. Długa historia, przepraszam..."
Od razu wysłałam. Chciałam z kimś porozmawiać, ale nie z Caroline. Z Rydel, ale jej nie było w domu. Został tylko Riker, a nie chciałam do niego iść. Bałam się, ale nie jego, bałam sie mówić o tym, co działo się w domu, a wiedziałam, że nie obeszło by się bez pytania o to. Po chwili zebrałam się na odwagę i podeszłam do drzwi. Wzięłam głęboki oddech i cicho je otworzyłam. Po raz pierwszy od dwóch dni wyszłam z pokoju, nie do końca wiedziałam, gdzie iść. Riker mówi, że będzie w salonie, chwilę się zastanowiłam i ruszyłam wolnym i niepewnym krokiem w stronę, jak wydawało mi się, salonu. Zgadłam, weszłam do salonu. Ujrzałam blondyna siedzącego na niewielkim stoliku obok foteli i wpatrzony był w swój telefon. Serce zaczęło mi bić jak szalone, chłopak najwyraźniej mnie nie zobaczył, wzięłam głęboki oddech i odparłam.
- Hej... Możemy porozmawiać? - zapytałam cicho. Szczerze powiedziawszy, nie wiedziałam, jak zareaguje, ale mimo wszystko chciałam z nim porozmawiać. Kiedy tylko mnie usłyszał zszedł ze stołu, spojrzał na mnie i schował komórkę do kieszeni spodni.
- Maia, no jasne. - na jego twarzy zawitał szczery uśmiech.
- Mogę ci zaufać? - zapytałam niepewnie przyglądając się chłopakowi.
- Oczywiście. O co chodzi?
- Muszę z kimś porozmawiać... Rydel nie ma... - powiedziałam jeszcze ciszej. Zaczęłam się zastanawiać, po co w ogóle tutaj przyszłam, ale niestety nie było juz odwrotu.
- Mnie możesz powiedzieć wszystko. - odparł miło, usiadł na kanapie i wskazał miejsce obok. Przez chwilę nie reagowałam, ale po chwili podeszłam do niego i usiadłam na wskazanym przez niego miejscu. Przez chwile siedzieliśmy w ciszy, musiałam najpierw zebrać sie na odwagę i powiedzieć o wszystkim Rikerowi. Chłopak najwyraźniej musiał czuć sie dziwnie, uniósł rękę, aby poprawić swoją grzywkę, a ja widząc to odruchowo cofnęłam się i wystawiłam ręce, tak, jakbym chciała się obronić. Właściwie nie wiem, dlaczego to zrobiłam... Może była to kwesia przyzwyczajenia, tak... Przyzwyczaiłam się już do tego, że ojciec najzwyczajniej w świecie mnie bił. Riker, widząc to mocno się zdziwił, ale też lekko zaniepokoił. Spojrzał na mnie i odrobinę do mnie przysunął.
- Maia... Co działo się w twoim domu? - zapytał przejęty i spojrzał mi w oczy. Opuścilam ręce, a moje oczy szybko sie zaszkliły.
- Myślisz, że dlaczego tutaj jestem? - blondyn już chciał odpowiedzieć, ale kontynuowałam - On po prostu pił. Praktycznie cały czas chodził kompletnie nawalony. Matka bała mu się sprzeciwić, ja próbowałam, ale... - zacięlam się. Wszystkie wspomnienia związane z nim powróciły. Blondyn położył dłoń na moim ramieniu, chciał mnie pewnie pocieszyć, ale szybko odsunęłam się trochę, a on spuścił dłoń. - Oststnio matka już najwyraźniej nie wytrzymała i zadzwoniła, po kogo trzeba... Nie wiem, czy to ona, nie rozmawiałam z nią. - dopowiedziałam, a po moich policzkach zaczeły spływać łzy. Chłopak patrzył na mnie zmartwiony, widział, że cierpię, więc uniósł lekko dłoń i opuszkami palców otarł moje łzy. Nie wiedziałam, jak zareagować, ale nie miałam nic przeciwko. Kiedy zabrał dłoń spojrzałam na niego i nie myśląc zbyt wiele przysunęłam się do niego i przytuliłam. Blondyn też mnie przytulił. Po raz pierwszy od kilku lat poczułam sie bezpiecznie w czyiś ramionach. Tak, czułam się przy nim bezpiecznie i zaufałam mu. W końcu troche odsunęłam się od niego.
- Przepraszam... - szepnęłam.
- Nie masz za co. - odpowiedział. - Maia... Ile to już trwa? - zapytał patrząc na mnie.
- Sześć lat... - powiedziałam szybko.
- Jak do tej pory sobie z tym raziłaś? - wypytywał blondyn. Słysząc jego pytanie od razu podwinełam rękawy bluzki. Jego oczom ukazało mnie mnóstwo siniaków, ale również wiele ran.
- Nie radziłam. - szepnęłam, a moje oczy ponownie się zaszkliły. Riker mocno się zdziwił i chyba nie wiedział, co odpowiedzieć.
- Czy Ty się cieł... - zaczął przyglądając sie raną.
- Cięłam się, tak. - przerwałam mu.
- Dlaczego? - zapytał i złapał moje ręce i lekko kciukiem pogładził kilka moich ran.
- A jak myślisz? Moje życie było istnym koszmarem... Z niczym już sobie nie radziłam. - odparłam cicho.
- Posłuchaj... Po pierwsze, obiecuję, że do niego nie wrócisz. - oznajmił patrząc cały czas na mnie.
- No a po drugie?
- Po drugie ty musisz obiecać, że przynajmniej dopóki tutaj będziesz nie będziesz sie cieła, zgoda?
Chwilę myślałam, czy powiedzieć od razu "zgoda", ale w końcu się zgodziłam. Kiwnęłam tylko głową i spojrzałam na siedzącego obok Rikera.
- Dziekuje... - szepnęłam po chwili.
- Za co? - lekko się zdziwił.
- Zaufałam ci. - uśmiechnęłam się lekko i westchnęłam cicho. Chłopak również uśmiechnął się lekko.
- Spokojnie, możesz mi zaufać. - oznajmił miło, na co ja tylko kiwnęłam głową. Zapanowała cisza, którą przerwali dwaj trzej chłopcy, którzy weszli, a raczej wbiegli do domu. Szybko zaciągnęłam rękawy bluzki, aby chłopcy nie zobaczyli moich ran. Przyjżałam się trzem brunetą, jednego z nich poznałam. To był Rocky, drugi miał znajomą twarz, a trzeci był dla mnie zupełnie obcy. Spojrzałam na Rikera.
- Nie wspominaliście, że macie gościa. - odezwał się "ten trzeci".
- Aaa, no tak... - zwrócił się do mnie Rocky. - A więc, Ellington, to Maia. Maia, Ellington. - oznajmił z uśmiechem Rocky. Ellington podszedł do mnie i wyciągnął w moją stronę prawą dłoń w geście przywitania. Niepewnie uścisnęlam jego dłoń.
- Miło mi cię poznać. - powiedział z uśmiechem... Jak on się ślicznie uśmiechał.
- Mnie również. - odparłam cicho i spojrzłam w jego oczy.
- Ryland, ty się nie przedstawisz? - Wtrącił się Riker i spojrzał na ostatniego chłopaka, który stał dalej, niż pozostali.
- Słyszała już moje imię. - burknął. Poczułam się trochę głupio, dlatego spuściłam wzrok.
- No to ja już sobie pójdę. - powiedziałam szybko i chciałam wstać, ale odezwał się Rocky.
- Czekaj, czekaj... Nie chcesz z nami zostać?
- Nie... - mruknęlam i spojrzałam na chłopaka.
- Nie mieliście być u Ratliff'a, a ty Ry nie miałeś być z mamą i Rossem? - zapytał Riker patrząc na każdego z osobna.
- No mieliśmy, ale plany się trochę zmieniły. - odpowiedział nadal uśmiechnięty Rocky.
- Dobra, nie wnikam... Co chcecie robić? - zapytał najstarszy. Ja tylko przysłuchiwałam się całej rozmowie, a Ryland nieco krzywo na mnie patrzył. Czułam się conajmniej dziwnie.
- Reszta wróci dopiero wieczorem, ta? - zamyślił się Rocky.
- Tak, a co? - odpowiedział blondyn.
- Czyli, że możemy zrobić deeelllinaktą rozrubę? - ucieszył się brunet.
- Co masz na myśli? - spojrzał na przyjaciela Ellington.
- To będzie wojna! - uśmiechnał się szeroko Rocky.
- Co konkretnie chcesz zrobić? - zapytał Riker.
- Wojna na balony z wodą? - zapytał młodszy Lynch.
- Dobra, ale w ogrodzie. - oznajmił najstarszy.
- Dobra... Maia grasz z nami?
- Ja? Emm, nie. Lepiej nie. - westchnęłam cicho. Właściwie to wydawało się być całkiem fajnie, ale nie chciałam, aby czuli się przy mnie dziwnie.
- No dalej! Dlaczego nie? Zapewniamy, że będziesz się świetnie z nami bawiła. - powiedział Ellington.
- Ell ma racje, zgódź sie. - uśmiechnął się blondyn.
- Dobra... Niech stracę. - uśmiechnęłam sie lekko, a chłopcy najwyraźniej sie ucieszyli.
- Super. To my przygotujemy balony z wodą i widzimy się za jakieś dwadzieścia minut w ogrodzie, dobra? - zaproponował młodszy Lynch.
- Dobra, będę. - kiwnęłam głową, wstałam z miejsca i dosyć szybkim krokiem ruszyłam w stronę swojego pokoju. Po chwili w domu zrobiło się już o wiele ciszej, chłopcy najwyraźniej poszli przygotoeać te balony. Dlaczego ja się zgodziłam? A tak, może być fajnie... Uśmiechnęłam się pod nosem. Powoli zaczęłam czuć się tutaj dobrze, a co ważniejsze przestałam na chwilę myśleć o ojcu i o tym, co działo się w moim domu. Usiadłam na łóżku i zaczęłam wpatrywać się w pustą ścianę i... Zaczęłam myśleć o... Ellingtonie. Wydał mi się napawdę w porządku i ten jego uśmiech... Wszystko przerwał mi dźwięk otwieranych drzwi do pokoju. Spojrzałam w tamtą stronę, zobaczyłam... Rylanda? Tak, to chyba Ryland... Nie zapukał, a na jego twarzy widniała... Złość? Nie wiem, co to było, ale domyśliłam się, że nie jest w najlepszym humorze. Trochę się zdziwiłam, przez chwilę stał w ciszy, wstałam i zrobiłam mały krok w jego stronę, w końcu chłopak przerwał ciszę:
- Co ty robisz?! - zapytał ilustrując mnie wzrokiem.
- Nie rozumiem... - spojrzałam na niego.
- Co ty tu robisz? - powtórzył.
- O co ci chodzi?
- Po co godziłaś się na zabawę z chłopakami?
- Przecież mnie prosili... Zresztą, co ci do tego? - odparłam już pewniej.
- Zrobili to z grzecznośći, naprawdę sądzisz, że chcą kogoś, kogo nawet nie znają?
- O co ci...
- Myślisz, że co? Że przyszłaś tutaj i wszyscy będą dla ciebie tacy mili, bo biedna Maia tutaj jest? Bo coś stało się w twoim domu? - zakpił brunet. Do moich oczu napłyneły łzy. Przecież on nawet nie wiedział, co tak naprawdę się stało.
- Czy ty chociaż wiesz, dlaczego tu jestem?
- Nie i szczerze mówiąc mam do głęboko gdzieś! Nie obchodzi mnie to, ale zapamiętaj jedno. - powiedział pewnie podchodząc do mnie. - Zamapiętaj sobie, że my cię tu nigdy nie zaakceptujemy. Jesteś dla nas obca, nigdy nie będziesz kimś więcej, niż obcą osobą. Zrozum. - powiedział sucho patrząc w moje oczy, z których płynęły już łzy. - Dlatego lepiej nie wychodź z tego pokoju, nie wychylaj się, bo uwierz, że będzie gorzej. - Dopowiedział i nie czekając na moją reakcję, wyszedł z pokoju.
Miał rację... Jeszcze chwile stałam w ciszy, jedynie płacząc. Po jakimś czasie otarłam swoje łzy. Przemyślałam słowa Rylanda, wzięłam głęboki oddech, odwróciłam się do okna, wzięłam swoją komórkę i bluzę, następnie bez chwili namysłu otworzyłam je i szybko przez nie wyszłam. Moje okno prowadziło na ogród, ale na moje szczęście nikogo tam jeszcze nie było. Rozejrzałam się i kiedy tylko zobaczyłam wyjście z ogrodu od razu udałam sie w tamtą stronę. Kiedy tylko wyszłam za posiadłość Lynch'ów westchnęłam cicho. Spojrzałam jeszcze na dom, a moje oczy momentalnie się zaszkliły. Szybkim krokiem ruszyłam przed siebie. Nie znałam ten okolicy, dlatego sama nie wiedziałam, gdzie idę. Szłam przed siebie nie rozglądając sie. Nie wiedziałam, dlaczego to zrobiłam i teraz zaczęłam tego żałować, ale przecież nie mogłam tak po prostu wrócić... Zaczęłam myśleć nad tym, co powiedział mi Ryland.
________
Hmm, nie wiem, co mam tutaj napisać... Bloga czytają może dwie osoby... No cóż, może więcej, ale w każdym razie komentują tylko dwie. Także dziękuje tym dwóm :)
Rano obudziłam się koło ósmej. W domu jeszcze panowała cisza. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Ochlapałam twarz zimną wodą, aby się rozbudzić. Następnie postanowiłam się przebrać. Na dzisiaj Rydel wybrała mi równie ślicznie ubrania, co wczoraj. Dziewczyna miała duże wyczucie stylu. Tym razem wybrała bluzkę z długim rękawem, dlatego nie musiałam znowu ubierać się w te bluzę. Nadal chciałam ukryć przed nimi swoje siniaki i rany, nie chciałam się nimi chwalić przed zupełnie obcymi dla mnie ludźmi. Koło dziewiątej usłyszałam pukanie do drzwi. Od razu powiedziałam ciche "proszę", a do pokoju weszła uśmiechnięta Stormie.
- Witaj... Jak się spało? - zapytała ciepło.
- Dobrze, dziękuje. - odpowiedziałam cicho.
- Śniadanie zjesz tutaj, czy z nami?
- Nie jestem głodna.
- Ale kochana, musisz coś zjeść.
- Naprawdę nie chce. Nie mam na nic ochoty. - westchnęłam cicho.
- To w porządku... A i dzisiaj zostaniesz z moim najstarszym synem. Z Rikerem. - oznajmiła kobieta.
- Dlaczego? - zapytałam od razu.
- Ja muszę załatwić coś z Rossem i Rylandem. Mark ma kilka spraw na mieście, Rocky idzie do Ellingtona, a Rydel jest już z kimś umówiona.
- A kiedy wrócicie? - Dopytywałam się, miałam lekkie obawy, aby zostać z nim sama.
- Pewnie wieczorem. Ale spokojnie, Riker jest odpowiedzialny, przy nim nie masz się czego bać. - pocieszała mnie Stormie.
- Dobrze... - mruknełam cicho.
- Masz jeszcze jakieś pytania?
- Jedno... Ile lat ma Riker?
- Dwadzieścia jeden.
- Aaa... Dobrze, dziękuje. - kiwnęłam głową, a Stormie wyszła z pokoju. Po jakimś czasie zaczęłam słyszeć, jak inni wychodzą z domu. Słyszałam jeszcze śmiechy, o ile się nie mylę Rocky'ego i Rikera, ale i ten w końcu wyszedł. W domu zapanowała cisza, którą przerwało pukanie do moich drzwi. Powiedziałam ciche "proszę" i drzwi do pokoju się otworzyły. Spojrzałam w tamtą stronę i w drzwiach zobaczyłam stojącego blondyna. nie wiem dlaczego, ale na jego widok serce zaczeło mi szybciej bić.
- Nie przeszkadzam? - zapytał i oparł się o ramę drzwi.
- A jak myślisz...- mruknęlam cicho i odwróciłam wzrok.
- Posłuchaj... Wiem, że jest ci ciężko, ale musisz przywyknąć.
- Łatwo ci mówić, twoja rodzina jest normalna. - odparłam cicho.
- I właśnie dlatego rodzice postanowili wam pomóc, pomóc tobie... - Na te słowa nic już nie odpowiedziałam. Blondyn miał racje, ale nie chciałam nic mówić.
- Dobra, jeśli będziesz chciała porozmawiać, to będę w salonie. - Dopowiedział i wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Po tym, co działo się w moim domu byłam pewna, że już nie zaufam żadnemu mężczyźnie, ale... Mimo, że tak naprawdę w ogóle nie znałam Rikera, bo wiedziałam o nim tylko tyle, że jest najstarszy spośród swojego rodzeństwa i jest liderem R5, mimo to, że tak niewiele o nim wiedziałam poczułam, że naprawdę mogę mu zaufać. Dlaczego? Tego sama nie wiedziałam, po prostu. Wiedziałam, że w końcu muszę porozmawiać z Caroline, w końcu jest moją przyjaciółką, a w każdym razie była... Ostatnio bardzo się zmieniła i spędzałyśmy ze sobą mniej czasu, a ja zostałam sama z problemem. Sięgnęłam po swoją komórkę i szybko napisałam sms'a:
"Do: Caroline
Hej, powiedzmy, że na razie się nie spotkamy. Długa historia, przepraszam..."
Od razu wysłałam. Chciałam z kimś porozmawiać, ale nie z Caroline. Z Rydel, ale jej nie było w domu. Został tylko Riker, a nie chciałam do niego iść. Bałam się, ale nie jego, bałam sie mówić o tym, co działo się w domu, a wiedziałam, że nie obeszło by się bez pytania o to. Po chwili zebrałam się na odwagę i podeszłam do drzwi. Wzięłam głęboki oddech i cicho je otworzyłam. Po raz pierwszy od dwóch dni wyszłam z pokoju, nie do końca wiedziałam, gdzie iść. Riker mówi, że będzie w salonie, chwilę się zastanowiłam i ruszyłam wolnym i niepewnym krokiem w stronę, jak wydawało mi się, salonu. Zgadłam, weszłam do salonu. Ujrzałam blondyna siedzącego na niewielkim stoliku obok foteli i wpatrzony był w swój telefon. Serce zaczęło mi bić jak szalone, chłopak najwyraźniej mnie nie zobaczył, wzięłam głęboki oddech i odparłam.
- Hej... Możemy porozmawiać? - zapytałam cicho. Szczerze powiedziawszy, nie wiedziałam, jak zareaguje, ale mimo wszystko chciałam z nim porozmawiać. Kiedy tylko mnie usłyszał zszedł ze stołu, spojrzał na mnie i schował komórkę do kieszeni spodni.
- Maia, no jasne. - na jego twarzy zawitał szczery uśmiech.
- Mogę ci zaufać? - zapytałam niepewnie przyglądając się chłopakowi.
- Oczywiście. O co chodzi?
- Muszę z kimś porozmawiać... Rydel nie ma... - powiedziałam jeszcze ciszej. Zaczęłam się zastanawiać, po co w ogóle tutaj przyszłam, ale niestety nie było juz odwrotu.
- Mnie możesz powiedzieć wszystko. - odparł miło, usiadł na kanapie i wskazał miejsce obok. Przez chwilę nie reagowałam, ale po chwili podeszłam do niego i usiadłam na wskazanym przez niego miejscu. Przez chwile siedzieliśmy w ciszy, musiałam najpierw zebrać sie na odwagę i powiedzieć o wszystkim Rikerowi. Chłopak najwyraźniej musiał czuć sie dziwnie, uniósł rękę, aby poprawić swoją grzywkę, a ja widząc to odruchowo cofnęłam się i wystawiłam ręce, tak, jakbym chciała się obronić. Właściwie nie wiem, dlaczego to zrobiłam... Może była to kwesia przyzwyczajenia, tak... Przyzwyczaiłam się już do tego, że ojciec najzwyczajniej w świecie mnie bił. Riker, widząc to mocno się zdziwił, ale też lekko zaniepokoił. Spojrzał na mnie i odrobinę do mnie przysunął.
- Maia... Co działo się w twoim domu? - zapytał przejęty i spojrzał mi w oczy. Opuścilam ręce, a moje oczy szybko sie zaszkliły.
- Myślisz, że dlaczego tutaj jestem? - blondyn już chciał odpowiedzieć, ale kontynuowałam - On po prostu pił. Praktycznie cały czas chodził kompletnie nawalony. Matka bała mu się sprzeciwić, ja próbowałam, ale... - zacięlam się. Wszystkie wspomnienia związane z nim powróciły. Blondyn położył dłoń na moim ramieniu, chciał mnie pewnie pocieszyć, ale szybko odsunęłam się trochę, a on spuścił dłoń. - Oststnio matka już najwyraźniej nie wytrzymała i zadzwoniła, po kogo trzeba... Nie wiem, czy to ona, nie rozmawiałam z nią. - dopowiedziałam, a po moich policzkach zaczeły spływać łzy. Chłopak patrzył na mnie zmartwiony, widział, że cierpię, więc uniósł lekko dłoń i opuszkami palców otarł moje łzy. Nie wiedziałam, jak zareagować, ale nie miałam nic przeciwko. Kiedy zabrał dłoń spojrzałam na niego i nie myśląc zbyt wiele przysunęłam się do niego i przytuliłam. Blondyn też mnie przytulił. Po raz pierwszy od kilku lat poczułam sie bezpiecznie w czyiś ramionach. Tak, czułam się przy nim bezpiecznie i zaufałam mu. W końcu troche odsunęłam się od niego.
- Przepraszam... - szepnęłam.
- Nie masz za co. - odpowiedział. - Maia... Ile to już trwa? - zapytał patrząc na mnie.
- Sześć lat... - powiedziałam szybko.
- Jak do tej pory sobie z tym raziłaś? - wypytywał blondyn. Słysząc jego pytanie od razu podwinełam rękawy bluzki. Jego oczom ukazało mnie mnóstwo siniaków, ale również wiele ran.
- Nie radziłam. - szepnęłam, a moje oczy ponownie się zaszkliły. Riker mocno się zdziwił i chyba nie wiedział, co odpowiedzieć.
- Czy Ty się cieł... - zaczął przyglądając sie raną.
- Cięłam się, tak. - przerwałam mu.
- Dlaczego? - zapytał i złapał moje ręce i lekko kciukiem pogładził kilka moich ran.
- A jak myślisz? Moje życie było istnym koszmarem... Z niczym już sobie nie radziłam. - odparłam cicho.
- Posłuchaj... Po pierwsze, obiecuję, że do niego nie wrócisz. - oznajmił patrząc cały czas na mnie.
- No a po drugie?
- Po drugie ty musisz obiecać, że przynajmniej dopóki tutaj będziesz nie będziesz sie cieła, zgoda?
Chwilę myślałam, czy powiedzieć od razu "zgoda", ale w końcu się zgodziłam. Kiwnęłam tylko głową i spojrzałam na siedzącego obok Rikera.
- Dziekuje... - szepnęłam po chwili.
- Za co? - lekko się zdziwił.
- Zaufałam ci. - uśmiechnęłam się lekko i westchnęłam cicho. Chłopak również uśmiechnął się lekko.
- Spokojnie, możesz mi zaufać. - oznajmił miło, na co ja tylko kiwnęłam głową. Zapanowała cisza, którą przerwali dwaj trzej chłopcy, którzy weszli, a raczej wbiegli do domu. Szybko zaciągnęłam rękawy bluzki, aby chłopcy nie zobaczyli moich ran. Przyjżałam się trzem brunetą, jednego z nich poznałam. To był Rocky, drugi miał znajomą twarz, a trzeci był dla mnie zupełnie obcy. Spojrzałam na Rikera.
- Nie wspominaliście, że macie gościa. - odezwał się "ten trzeci".
- Aaa, no tak... - zwrócił się do mnie Rocky. - A więc, Ellington, to Maia. Maia, Ellington. - oznajmił z uśmiechem Rocky. Ellington podszedł do mnie i wyciągnął w moją stronę prawą dłoń w geście przywitania. Niepewnie uścisnęlam jego dłoń.
- Miło mi cię poznać. - powiedział z uśmiechem... Jak on się ślicznie uśmiechał.
- Mnie również. - odparłam cicho i spojrzłam w jego oczy.
- Ryland, ty się nie przedstawisz? - Wtrącił się Riker i spojrzał na ostatniego chłopaka, który stał dalej, niż pozostali.
- Słyszała już moje imię. - burknął. Poczułam się trochę głupio, dlatego spuściłam wzrok.
- No to ja już sobie pójdę. - powiedziałam szybko i chciałam wstać, ale odezwał się Rocky.
- Czekaj, czekaj... Nie chcesz z nami zostać?
- Nie... - mruknęlam i spojrzałam na chłopaka.
- Nie mieliście być u Ratliff'a, a ty Ry nie miałeś być z mamą i Rossem? - zapytał Riker patrząc na każdego z osobna.
- No mieliśmy, ale plany się trochę zmieniły. - odpowiedział nadal uśmiechnięty Rocky.
- Dobra, nie wnikam... Co chcecie robić? - zapytał najstarszy. Ja tylko przysłuchiwałam się całej rozmowie, a Ryland nieco krzywo na mnie patrzył. Czułam się conajmniej dziwnie.
- Reszta wróci dopiero wieczorem, ta? - zamyślił się Rocky.
- Tak, a co? - odpowiedział blondyn.
- Czyli, że możemy zrobić deeelllinaktą rozrubę? - ucieszył się brunet.
- Co masz na myśli? - spojrzał na przyjaciela Ellington.
- To będzie wojna! - uśmiechnał się szeroko Rocky.
- Co konkretnie chcesz zrobić? - zapytał Riker.
- Wojna na balony z wodą? - zapytał młodszy Lynch.
- Dobra, ale w ogrodzie. - oznajmił najstarszy.
- Dobra... Maia grasz z nami?
- Ja? Emm, nie. Lepiej nie. - westchnęłam cicho. Właściwie to wydawało się być całkiem fajnie, ale nie chciałam, aby czuli się przy mnie dziwnie.
- No dalej! Dlaczego nie? Zapewniamy, że będziesz się świetnie z nami bawiła. - powiedział Ellington.
- Ell ma racje, zgódź sie. - uśmiechnął się blondyn.
- Dobra... Niech stracę. - uśmiechnęłam sie lekko, a chłopcy najwyraźniej sie ucieszyli.
- Super. To my przygotujemy balony z wodą i widzimy się za jakieś dwadzieścia minut w ogrodzie, dobra? - zaproponował młodszy Lynch.
- Dobra, będę. - kiwnęłam głową, wstałam z miejsca i dosyć szybkim krokiem ruszyłam w stronę swojego pokoju. Po chwili w domu zrobiło się już o wiele ciszej, chłopcy najwyraźniej poszli przygotoeać te balony. Dlaczego ja się zgodziłam? A tak, może być fajnie... Uśmiechnęłam się pod nosem. Powoli zaczęłam czuć się tutaj dobrze, a co ważniejsze przestałam na chwilę myśleć o ojcu i o tym, co działo się w moim domu. Usiadłam na łóżku i zaczęłam wpatrywać się w pustą ścianę i... Zaczęłam myśleć o... Ellingtonie. Wydał mi się napawdę w porządku i ten jego uśmiech... Wszystko przerwał mi dźwięk otwieranych drzwi do pokoju. Spojrzałam w tamtą stronę, zobaczyłam... Rylanda? Tak, to chyba Ryland... Nie zapukał, a na jego twarzy widniała... Złość? Nie wiem, co to było, ale domyśliłam się, że nie jest w najlepszym humorze. Trochę się zdziwiłam, przez chwilę stał w ciszy, wstałam i zrobiłam mały krok w jego stronę, w końcu chłopak przerwał ciszę:
- Co ty robisz?! - zapytał ilustrując mnie wzrokiem.
- Nie rozumiem... - spojrzałam na niego.
- Co ty tu robisz? - powtórzył.
- O co ci chodzi?
- Po co godziłaś się na zabawę z chłopakami?
- Przecież mnie prosili... Zresztą, co ci do tego? - odparłam już pewniej.
- Zrobili to z grzecznośći, naprawdę sądzisz, że chcą kogoś, kogo nawet nie znają?
- O co ci...
- Myślisz, że co? Że przyszłaś tutaj i wszyscy będą dla ciebie tacy mili, bo biedna Maia tutaj jest? Bo coś stało się w twoim domu? - zakpił brunet. Do moich oczu napłyneły łzy. Przecież on nawet nie wiedział, co tak naprawdę się stało.
- Czy ty chociaż wiesz, dlaczego tu jestem?
- Nie i szczerze mówiąc mam do głęboko gdzieś! Nie obchodzi mnie to, ale zapamiętaj jedno. - powiedział pewnie podchodząc do mnie. - Zamapiętaj sobie, że my cię tu nigdy nie zaakceptujemy. Jesteś dla nas obca, nigdy nie będziesz kimś więcej, niż obcą osobą. Zrozum. - powiedział sucho patrząc w moje oczy, z których płynęły już łzy. - Dlatego lepiej nie wychodź z tego pokoju, nie wychylaj się, bo uwierz, że będzie gorzej. - Dopowiedział i nie czekając na moją reakcję, wyszedł z pokoju.
Miał rację... Jeszcze chwile stałam w ciszy, jedynie płacząc. Po jakimś czasie otarłam swoje łzy. Przemyślałam słowa Rylanda, wzięłam głęboki oddech, odwróciłam się do okna, wzięłam swoją komórkę i bluzę, następnie bez chwili namysłu otworzyłam je i szybko przez nie wyszłam. Moje okno prowadziło na ogród, ale na moje szczęście nikogo tam jeszcze nie było. Rozejrzałam się i kiedy tylko zobaczyłam wyjście z ogrodu od razu udałam sie w tamtą stronę. Kiedy tylko wyszłam za posiadłość Lynch'ów westchnęłam cicho. Spojrzałam jeszcze na dom, a moje oczy momentalnie się zaszkliły. Szybkim krokiem ruszyłam przed siebie. Nie znałam ten okolicy, dlatego sama nie wiedziałam, gdzie idę. Szłam przed siebie nie rozglądając sie. Nie wiedziałam, dlaczego to zrobiłam i teraz zaczęłam tego żałować, ale przecież nie mogłam tak po prostu wrócić... Zaczęłam myśleć nad tym, co powiedział mi Ryland.
________
Hmm, nie wiem, co mam tutaj napisać... Bloga czytają może dwie osoby... No cóż, może więcej, ale w każdym razie komentują tylko dwie. Także dziękuje tym dwóm :)
sobota, 24 sierpnia 2013
001
Rydel wskazała mi pokój, w którym miałam się zatrzymać. Niepewnie weszłam do środka. Rozejrzałem się. Pokój nie był duży, ale za to świetnie urządzony, dwie szafy, łóżko, obok niego mała szafka nocna, niewielki stolik, duże okno i drzwi do łazienki. Ściany, podobnie jak w moim pokoju , w domu były koloru jasnoniebieskiego.
- Dobra... Teraz cię zostawię, przyzwyczaj się do nowego miejsca. - powiedziała nadal uśmiechnięta blondynka. - Gdybyś czegoś potrzebowała, mam pokój u góry, jeśli będziesz chciała po prostu pogadać, to zapraszam. - dodała miło dziewczyna i wyszła z pokoju. Westchnęłam cicho i usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. Z moich oczu mimowolnie zaczęły płynąć łzy. Nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. W moim domu często były awantury, ale jeszcze nigdy nie stało się coś takiego. Po chwili usłyszałam, że ktoś wchodzi do pokoju. Nie chciałam teraz z nikim rozmawiać, dlatego nawet się nie obróciłam, aby zobaczyć, kto to.
- Maia, złotko... Jak się czujesz? - usłyszałam zatroskany głos Stormie. Nadal nie odpowiadałam, dlatego kobieta podeszła do mnie i usiadła obok mnie. - Słuchaj... Wiem, że może być ci ciężko, ale wszystko będzie dobrze i niedługo wrócisz do domu. - kontynuowała. Położyła mi rękę na ramieniu, jednak ja nic nie odpowiadałam. Zrezygnowana kobieta wstała i wyszła z pokoju. Zaraz po jej wyjściu usłyszałam czyjeś głosy.:
- I co? - usłyszałam męski głos.
- Nic... Na razie nie odpowiada. - powiedziała kobieta.
- Musimy dać jej trochę czasu. - usłyszałam też znajomy mi już głos Rydel. - Ja też już z nią rozmawiałam, ale też nie odpowiadała.
- Riker, ty z nią porozmawiaj. - odparła Stormie.
- Ja? Jak wam nie odpowiedziała, to myślicie, że przy mnie się przełamie? - męski głos należał do Rikera.
- No, twoich braci o to nie poproszę, bo po nich można spodziewać sie wszystkiego. - odpowiedziała kobieta. - Dobra, dzieci... Idźcie spać, ja pogadam z ojcem, jutro wrócimy do tego tematu. - oznajmiła kobieta i usłyszałam, jak się oddala.
- Może chociaż spróbuj... - mruknęła blondynka.
- Rydel, pomyśl. Tata powiedział mi, że to jej ojciec krzywdził ją i jej matkę. Myślisz, że przełamie się przy mnie? Przecież to mężczyzna ją skrzywdził, mnie tak szybko nie zaufa. Może tobie, mamie, ale nie mnie, ojcu czy bracią. - oznajmił Riker. Dalej juz nie słuchałam. Wróciłam do płaczu, wszystko mi się przypomniało. Podwinęłam rękawy bluzy. Na rękach miałam mnóstwo siniaków. Właściwie, to po części cieszyłam się, że tutaj trafiłam, rodzina wydawała się być normalna, kochająca się. Pod żadnym względem nie przypominała mojej. Po dłuższej chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Wydobyłam z siebie ciche "proszę" zaciągnęłam rękawy bluzy i szybko wytarłam łzy, jednak nadal było po mnie widać, że plakałam, w końcu moje oczy były po prostu czerwone i spuchnięte od płaczu. W drzwiach zobaczyłam Rydel.
- Hej.. Jak się czujesz? - zapytała wchodząc do środka. Pokręciłam tylko głową. - Jasne... - mruknęła. - Wiem, że nie masz swoich rzeczy, dlatego tutaj masz coś, w czym możesz się przespać i ubrania na jutro. - powiedziała lekko uśmiechnięta i od razu wyszła z pokoju. Spojrzałam na ubrania i westchnęłam ciężko. Teraz przypomniało mi się, że jedna z moich znajomych jest fanką jednego zespołu, zaraz, zaraz... Jak oni sie nazywali? R5? Chyba tak... Przypomniałam sobie, że przecież członkowie tego zespołu mają na nazwisko Lynch. Jak przedstawił mi się ten blondyn... Ross Shor LYNCH? Czy to... Nie możliwe. Możliwe, że jestem u nich? To oni? Zaczęłam się zastanawiać. Spojrzałam na leżące obok ubrania. Zaciekawiła mnie jedna, większa bluzka. Z przodu miała coś, jak czyjeś logo. Wzięłam ją do rą i spojrzałam na drugą stronę. "Come on get #LOUD", "R5" - wyczytałam z tyłu. Czy to możliwe, że jestem u R5? Co? To przecież niemożliwe... Postanowiłam zostawić ten temat. Spojrzałam na zegarek, który stał na małej szafce obok łóżka. Dochodziła 3... Poszłam wziąć szybki prysznic i przebrałam się w ubranie, które miało być moją piżamą, następnie weszłam do pokoju. Czułam się tutaj tak dziwnie... Nieswojo. Położyłam się na łóżku, ale nie zamknęłam oczu.
Całą noc myślałam o tym, co teraz ze mną będzie, przez większość tego czasu płakałam.
Koło godziny dziewiątej w domu zaczęło być nieco głośno. Stwierdziłam, że to odpowiednia pora, aby w końcu się przebrać. Wzięłam ubrania od Rydel i poszłam do łazienki. Na szczęście miałyśmy ten sam rozmiar i jej ubrania dobrze na mnie leżały. Ubrana w czerwone spodnie i białą bokserkę wyszłam z łazienki. Założyłam swoje białe converse i czarną bluzę, aby zakryć siniaki pozostawione przez ojca, a także rany, tak, nie raz się cięłam... zobaczyłam, że na jednej z szafek leży tusz do rzęs i eyeliner, postanowiłam więc zrobić z nich pożytek. Wymalowałam sobie rzęsy i zrobiłam kreski na oczach. Prawie kiedy skończyłam usłyszałam pukanie do drzwi. Powiedziałam ciche "proszę", a do pokoju weszła uśmiechnięta Rydel.
- Cześć. Jak ci się spało? - zapytała.
- Dobrze. - odparłam cicho.
- Mama pyta, czy śniadanie żyjesz z nami, czy w pokoju?
- Nie jestem głodna, dzięki.
- Eh, w porządku. Gdybyś czegoś potrzebowała będę w kuchni. - dodała dziewczyna, westchnęła cicho i wyszła z pokoju. Zaczęłam zastanawiać się, co mam tutaj robić. Moja komórka była na skraju wyładowania, a ja nie wzięłam ze sobą ładowarki. Westchnęłam cicho i usiadłam na łóżku. Po ponad godzinie usłyszałam krzyki. "Ross, nie!". Nie rozpoznałam tego głosu, może po prostu nie zapamiętałam. "Ell, spadaj". Ten głos już lekko rozpoznałam. "Ross Shor Lynch" - pomyślałam i spojrzałam na wyświetlacz swojej komórki, miałam jedną wiadomość:
"Od: Caroline
Hej! I jak tam? Wczoraj obeszło się bez kłótni? Spotkamy się dzisiaj?"
Czytając to do moich oczu napłynęły łzy. Caroline jako jedyna wiedziała o tym, co dzieje się w moim domu, ale mimo to jeszcze nie powiedziałam jej, co zaszło wczoraj. Postanowiłam nie odpisywać. Siedziałam smutna, z łzami w oczach na łóżku. Po chwili do pokoju wszedł, a raczej wbiegł jakiś chłopak. Szybko zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie. Kiedy zobaczyłam jego twarz rozpoznałam go. Rocky - pomyślałam i spojrzałam na niego lekko wystraszona. Kiedy mnie zobaczył chyba też się przestarszył.
- Emm, pomyliłem pokoje? - próbował się wytłumaczyć.
- Najwyraźniej. - odezwałam sie i zilustrowałam go wzrokiem.
- A no tak, przepraszam, przyzwyczaiłem się, że ten pokój stoi pusty. - dodał po chwili.- Mogę zostać? - zapytał z nadzieją.
- Co?
- No czy mógłbym na chwilę zostać? Poszę, Ross i Ell mnie gonią. - złożył ręce i spojrzał na mnie proszącym wzrokiem.
- Emm... Jasne? - powiedziałam cicho.
- Super, dzięki! - ucieszył się brunet. - Tak w ogóle, to jestem Rocky. - przedstawił sie z uśmiechem.
- Maia...
- Too, Maia. Jak ci się tu podoba?
- Jestem tutaj od kilku godzin, widziałam tylko ten pokój i łazienkę. - powiedziała cicho i spuściła wzrok.
- A no tak... Chłopcy chyba dali już sobie spokój. Będę spadał, dzięki za przechowanie. - rzucił szybko i wyszedł z pokoju. Znowu zostałam sama. Ale na szczęście lub nieszczęście chwile później do pokoju ponownie weszła Rydel.
- Rocky tu był? - zapytała szybko.
- Tak...
- Oj, przepraszam za niego.
- Spoko, nic się przecież nie stało. - odparłam cicho.
- Jasne... - powiedziała już zrezygnowana blondynka i chciała już wychodzić, ale postanowiłam zapytać.
- Hej Rydel...
- Tak?
- Mam pytanie... - Słysząc to blondynka weszła do pokoju zamykając za sobą drzwi.
- Co to za pytanie?
- Może to troche głupio zabrzmi, ale... To wy jesteście R5? - zapytałam troche niepewnie, a na twarzy dziewczyny namalował się promienny uśmiech.
- Tak, my. Jest u nas też Ellington, on też gra w zespole.
- Oo, to dzięki. - powiedziałam nieco pewniej, a na mojej twarzy mimowolnie pojawił się delikatny uśmiech. Jeszcze chwilę porozmawiałam z Rydel. Wydawała się być naprawdę fajną dziewczyną, wesołą, radosną. Ja nigdy taka nie byłam. Po chwili Rydel stwierdziła, że musi już iść.
- A, jeśli będziesz chciała podagać lub o coś mnie poprosić, zawsze jestem chętna do pomocy. - uśmiechnęła sie.
- Właściwie jest coś takiego...
- O co chodzi?
- Bo jest tak, że moja komórka zaraz padnie. Eh, nie mogłabyś pożyczyć mi ładowarki? - zapytałam niepewnie patrząc na blondynkę.
- Pokaż. - wykonałam polecenie Rydel i podałam jej komórke. - Wydaje mi się, że moja ładowarka nie będzie pasować, ale... Ale Riker niedawno miał taki telefon, powinien mieć jeszcze ładowarkę do niej.
- A Riker to... - zaczęłam próbując go sobie przypomnieć.
- To ten najstarszy. - skończyła za mnie uśmiechnięta. - jest też liderem naszego zespołu i moim kochanym starszym bratem. - Zaśmiała się Ryd.
- Spoko, rozumiem. Too... Poprosiłabyś go o te ładowarkę? - zapytałam patrząc na blondynkę, która siedziała obok.
- Chodź, pójdziemy razem. - oznajmiła wstając z miejsca.
- Co? Nie, nie.. Lepiej nie...
- No chodź! Zobaczysz jego pokój, mój pokój... - powedziała wesoła.
- Nie, lepiej nie. Naprawdę. - próbowałam ją przekonać.
- No dobra... To zaraz wracam. - w końcu dała przekonać sie blondynka. Tak, jak powiedziała po kilku minutach z powrotem pojawiła się w pokoju z ładowarką w dłoni. Od razu podłączyłam komórkę.
- Słuchaj, ja jestem na dzisiaj umówiona, ale jakbyś chciała pogadać, to tu masz mój numer telefonu, a gdybym nie odbierała zawsze możesz porozmawiać z moją mamą, czy braćmi. - uśmiechnęła się lekko i wręczyła mi niewielką kartkę z numerem.
- Jasne, to pa. - Wzruszyłam ramionami, a blondynka wyszła z pokoju. Później znowu zostałam sama, ale nie było to takie złe. Zapisałam sobie numer Rydel w telefonie. Reszta dnia minęła mi spokojnie, wolno, w samotności, ale spokojnie. Obiad zjadłam w pokoju, kolacji nie chciałam. Stormie okazała się bym naprawdę przemiłą kobietą, ale do tej pory nie zamieniłam ani jednego słowa z jej synami, oczywiście z wyjątkiem Rocky'ego, który wpadł rano do pokoju. Między czasie zadzwoniła do mnie Savannah i powiedziała, że niedługo powinnam dostać swoje rzeczy z domu. Kiedy Rydel wróciła do domu było już dosyć późno, ale ja oczywiście nie spałam. Dziewczyna dała mi ubrania na jutrzejszy dzień. W końcu usnęłam koło 3 rano, wcześniej nie dałam rady, ale po nieprzespanej nocy w końcu musiałam usnąć.
- Dobra... Teraz cię zostawię, przyzwyczaj się do nowego miejsca. - powiedziała nadal uśmiechnięta blondynka. - Gdybyś czegoś potrzebowała, mam pokój u góry, jeśli będziesz chciała po prostu pogadać, to zapraszam. - dodała miło dziewczyna i wyszła z pokoju. Westchnęłam cicho i usiadłam na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. Z moich oczu mimowolnie zaczęły płynąć łzy. Nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. W moim domu często były awantury, ale jeszcze nigdy nie stało się coś takiego. Po chwili usłyszałam, że ktoś wchodzi do pokoju. Nie chciałam teraz z nikim rozmawiać, dlatego nawet się nie obróciłam, aby zobaczyć, kto to.
- Maia, złotko... Jak się czujesz? - usłyszałam zatroskany głos Stormie. Nadal nie odpowiadałam, dlatego kobieta podeszła do mnie i usiadła obok mnie. - Słuchaj... Wiem, że może być ci ciężko, ale wszystko będzie dobrze i niedługo wrócisz do domu. - kontynuowała. Położyła mi rękę na ramieniu, jednak ja nic nie odpowiadałam. Zrezygnowana kobieta wstała i wyszła z pokoju. Zaraz po jej wyjściu usłyszałam czyjeś głosy.:
- I co? - usłyszałam męski głos.
- Nic... Na razie nie odpowiada. - powiedziała kobieta.
- Musimy dać jej trochę czasu. - usłyszałam też znajomy mi już głos Rydel. - Ja też już z nią rozmawiałam, ale też nie odpowiadała.
- Riker, ty z nią porozmawiaj. - odparła Stormie.
- Ja? Jak wam nie odpowiedziała, to myślicie, że przy mnie się przełamie? - męski głos należał do Rikera.
- No, twoich braci o to nie poproszę, bo po nich można spodziewać sie wszystkiego. - odpowiedziała kobieta. - Dobra, dzieci... Idźcie spać, ja pogadam z ojcem, jutro wrócimy do tego tematu. - oznajmiła kobieta i usłyszałam, jak się oddala.
- Może chociaż spróbuj... - mruknęła blondynka.
- Rydel, pomyśl. Tata powiedział mi, że to jej ojciec krzywdził ją i jej matkę. Myślisz, że przełamie się przy mnie? Przecież to mężczyzna ją skrzywdził, mnie tak szybko nie zaufa. Może tobie, mamie, ale nie mnie, ojcu czy bracią. - oznajmił Riker. Dalej juz nie słuchałam. Wróciłam do płaczu, wszystko mi się przypomniało. Podwinęłam rękawy bluzy. Na rękach miałam mnóstwo siniaków. Właściwie, to po części cieszyłam się, że tutaj trafiłam, rodzina wydawała się być normalna, kochająca się. Pod żadnym względem nie przypominała mojej. Po dłuższej chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Wydobyłam z siebie ciche "proszę" zaciągnęłam rękawy bluzy i szybko wytarłam łzy, jednak nadal było po mnie widać, że plakałam, w końcu moje oczy były po prostu czerwone i spuchnięte od płaczu. W drzwiach zobaczyłam Rydel.
- Hej.. Jak się czujesz? - zapytała wchodząc do środka. Pokręciłam tylko głową. - Jasne... - mruknęła. - Wiem, że nie masz swoich rzeczy, dlatego tutaj masz coś, w czym możesz się przespać i ubrania na jutro. - powiedziała lekko uśmiechnięta i od razu wyszła z pokoju. Spojrzałam na ubrania i westchnęłam ciężko. Teraz przypomniało mi się, że jedna z moich znajomych jest fanką jednego zespołu, zaraz, zaraz... Jak oni sie nazywali? R5? Chyba tak... Przypomniałam sobie, że przecież członkowie tego zespołu mają na nazwisko Lynch. Jak przedstawił mi się ten blondyn... Ross Shor LYNCH? Czy to... Nie możliwe. Możliwe, że jestem u nich? To oni? Zaczęłam się zastanawiać. Spojrzałam na leżące obok ubrania. Zaciekawiła mnie jedna, większa bluzka. Z przodu miała coś, jak czyjeś logo. Wzięłam ją do rą i spojrzałam na drugą stronę. "Come on get #LOUD", "R5" - wyczytałam z tyłu. Czy to możliwe, że jestem u R5? Co? To przecież niemożliwe... Postanowiłam zostawić ten temat. Spojrzałam na zegarek, który stał na małej szafce obok łóżka. Dochodziła 3... Poszłam wziąć szybki prysznic i przebrałam się w ubranie, które miało być moją piżamą, następnie weszłam do pokoju. Czułam się tutaj tak dziwnie... Nieswojo. Położyłam się na łóżku, ale nie zamknęłam oczu.
Całą noc myślałam o tym, co teraz ze mną będzie, przez większość tego czasu płakałam.
Koło godziny dziewiątej w domu zaczęło być nieco głośno. Stwierdziłam, że to odpowiednia pora, aby w końcu się przebrać. Wzięłam ubrania od Rydel i poszłam do łazienki. Na szczęście miałyśmy ten sam rozmiar i jej ubrania dobrze na mnie leżały. Ubrana w czerwone spodnie i białą bokserkę wyszłam z łazienki. Założyłam swoje białe converse i czarną bluzę, aby zakryć siniaki pozostawione przez ojca, a także rany, tak, nie raz się cięłam... zobaczyłam, że na jednej z szafek leży tusz do rzęs i eyeliner, postanowiłam więc zrobić z nich pożytek. Wymalowałam sobie rzęsy i zrobiłam kreski na oczach. Prawie kiedy skończyłam usłyszałam pukanie do drzwi. Powiedziałam ciche "proszę", a do pokoju weszła uśmiechnięta Rydel.
- Cześć. Jak ci się spało? - zapytała.
- Dobrze. - odparłam cicho.
- Mama pyta, czy śniadanie żyjesz z nami, czy w pokoju?
- Nie jestem głodna, dzięki.
- Eh, w porządku. Gdybyś czegoś potrzebowała będę w kuchni. - dodała dziewczyna, westchnęła cicho i wyszła z pokoju. Zaczęłam zastanawiać się, co mam tutaj robić. Moja komórka była na skraju wyładowania, a ja nie wzięłam ze sobą ładowarki. Westchnęłam cicho i usiadłam na łóżku. Po ponad godzinie usłyszałam krzyki. "Ross, nie!". Nie rozpoznałam tego głosu, może po prostu nie zapamiętałam. "Ell, spadaj". Ten głos już lekko rozpoznałam. "Ross Shor Lynch" - pomyślałam i spojrzałam na wyświetlacz swojej komórki, miałam jedną wiadomość:
"Od: Caroline
Hej! I jak tam? Wczoraj obeszło się bez kłótni? Spotkamy się dzisiaj?"
Czytając to do moich oczu napłynęły łzy. Caroline jako jedyna wiedziała o tym, co dzieje się w moim domu, ale mimo to jeszcze nie powiedziałam jej, co zaszło wczoraj. Postanowiłam nie odpisywać. Siedziałam smutna, z łzami w oczach na łóżku. Po chwili do pokoju wszedł, a raczej wbiegł jakiś chłopak. Szybko zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie. Kiedy zobaczyłam jego twarz rozpoznałam go. Rocky - pomyślałam i spojrzałam na niego lekko wystraszona. Kiedy mnie zobaczył chyba też się przestarszył.
- Emm, pomyliłem pokoje? - próbował się wytłumaczyć.
- Najwyraźniej. - odezwałam sie i zilustrowałam go wzrokiem.
- A no tak, przepraszam, przyzwyczaiłem się, że ten pokój stoi pusty. - dodał po chwili.- Mogę zostać? - zapytał z nadzieją.
- Co?
- No czy mógłbym na chwilę zostać? Poszę, Ross i Ell mnie gonią. - złożył ręce i spojrzał na mnie proszącym wzrokiem.
- Emm... Jasne? - powiedziałam cicho.
- Super, dzięki! - ucieszył się brunet. - Tak w ogóle, to jestem Rocky. - przedstawił sie z uśmiechem.
- Maia...
- Too, Maia. Jak ci się tu podoba?
- Jestem tutaj od kilku godzin, widziałam tylko ten pokój i łazienkę. - powiedziała cicho i spuściła wzrok.
- A no tak... Chłopcy chyba dali już sobie spokój. Będę spadał, dzięki za przechowanie. - rzucił szybko i wyszedł z pokoju. Znowu zostałam sama. Ale na szczęście lub nieszczęście chwile później do pokoju ponownie weszła Rydel.
- Rocky tu był? - zapytała szybko.
- Tak...
- Oj, przepraszam za niego.
- Spoko, nic się przecież nie stało. - odparłam cicho.
- Jasne... - powiedziała już zrezygnowana blondynka i chciała już wychodzić, ale postanowiłam zapytać.
- Hej Rydel...
- Tak?
- Mam pytanie... - Słysząc to blondynka weszła do pokoju zamykając za sobą drzwi.
- Co to za pytanie?
- Może to troche głupio zabrzmi, ale... To wy jesteście R5? - zapytałam troche niepewnie, a na twarzy dziewczyny namalował się promienny uśmiech.
- Tak, my. Jest u nas też Ellington, on też gra w zespole.
- Oo, to dzięki. - powiedziałam nieco pewniej, a na mojej twarzy mimowolnie pojawił się delikatny uśmiech. Jeszcze chwilę porozmawiałam z Rydel. Wydawała się być naprawdę fajną dziewczyną, wesołą, radosną. Ja nigdy taka nie byłam. Po chwili Rydel stwierdziła, że musi już iść.
- A, jeśli będziesz chciała podagać lub o coś mnie poprosić, zawsze jestem chętna do pomocy. - uśmiechnęła sie.
- Właściwie jest coś takiego...
- O co chodzi?
- Bo jest tak, że moja komórka zaraz padnie. Eh, nie mogłabyś pożyczyć mi ładowarki? - zapytałam niepewnie patrząc na blondynkę.
- Pokaż. - wykonałam polecenie Rydel i podałam jej komórke. - Wydaje mi się, że moja ładowarka nie będzie pasować, ale... Ale Riker niedawno miał taki telefon, powinien mieć jeszcze ładowarkę do niej.
- A Riker to... - zaczęłam próbując go sobie przypomnieć.
- To ten najstarszy. - skończyła za mnie uśmiechnięta. - jest też liderem naszego zespołu i moim kochanym starszym bratem. - Zaśmiała się Ryd.
- Spoko, rozumiem. Too... Poprosiłabyś go o te ładowarkę? - zapytałam patrząc na blondynkę, która siedziała obok.
- Chodź, pójdziemy razem. - oznajmiła wstając z miejsca.
- Co? Nie, nie.. Lepiej nie...
- No chodź! Zobaczysz jego pokój, mój pokój... - powedziała wesoła.
- Nie, lepiej nie. Naprawdę. - próbowałam ją przekonać.
- No dobra... To zaraz wracam. - w końcu dała przekonać sie blondynka. Tak, jak powiedziała po kilku minutach z powrotem pojawiła się w pokoju z ładowarką w dłoni. Od razu podłączyłam komórkę.
- Słuchaj, ja jestem na dzisiaj umówiona, ale jakbyś chciała pogadać, to tu masz mój numer telefonu, a gdybym nie odbierała zawsze możesz porozmawiać z moją mamą, czy braćmi. - uśmiechnęła się lekko i wręczyła mi niewielką kartkę z numerem.
- Jasne, to pa. - Wzruszyłam ramionami, a blondynka wyszła z pokoju. Później znowu zostałam sama, ale nie było to takie złe. Zapisałam sobie numer Rydel w telefonie. Reszta dnia minęła mi spokojnie, wolno, w samotności, ale spokojnie. Obiad zjadłam w pokoju, kolacji nie chciałam. Stormie okazała się bym naprawdę przemiłą kobietą, ale do tej pory nie zamieniłam ani jednego słowa z jej synami, oczywiście z wyjątkiem Rocky'ego, który wpadł rano do pokoju. Między czasie zadzwoniła do mnie Savannah i powiedziała, że niedługo powinnam dostać swoje rzeczy z domu. Kiedy Rydel wróciła do domu było już dosyć późno, ale ja oczywiście nie spałam. Dziewczyna dała mi ubrania na jutrzejszy dzień. W końcu usnęłam koło 3 rano, wcześniej nie dałam rady, ale po nieprzespanej nocy w końcu musiałam usnąć.
niedziela, 18 sierpnia 2013
000
Prolog.
Nazywam się Maia Schmidt. Jeśli ktoś spotkałby mnie na ulicy pomyślałby, że jestem dziewczyną, jak każda. Spokojna rodzina, zero problemów w szkole i masa przyjaciół. A jednak to tylko pozory. W rzeczywistości jest zupełnie przeciwnie. W szkole jestem lubiana, fakt, ale są osoby, które nie mają o mnie dobrej opini i rodzina... Z tym mam problemy. Mieszkam razem z rodzicami, reszta rodziny nie ma z nami kontaktu... Nie chce go mieć. Zostaliśmy sami. Ale na tym nie koniec, kiedy skończyłam dziesięć lat mój ojciec zaczął pić. Wpadł w nałóg, stał się przez to agresywny. Minęło już sześć lat, a on się nie zmieniał. Musiałam radzić sobie ze wszystkim sama. Matka... Ona bała sie sprzeciwić ojcu, dlatego on tylko ją wykorzystywał. Ja się sprzeciwiałam, a on tego nie tolerował i... i po prostu nie wytrzymując tego często podnosił na mnie rękę. W domu często były kłótnie, ojciec zawsze stawiał na swoim, a kiedy coś mu nie pasowało wyżywał się na mnie lub na matce. Czasem wpadał w furię. Wtedy nawet ja bałam mu sie sprzeciwić. Rzucał przedmiotami, to był koszmar, nikt nie umiał go uspokoić. Czekałam z matką, aż w końcu mu przejdzie.
Tego dnia było tak samo. Kiedy tylko wrócił z pracy był już pijany, ale też zdenerwowany. Nie dziwię się, że matka wiele razy podejmowała próby samobójcze, sama nie raz byłam tego bliska, ale jednak byłam silna... Jednak dziś matka nie wytrzymała. Wykonała jakiś telefon, nawet nie wiedziałam do kogo. Jak zawsze schowałam się w swoim pokoju. Miałam tylko nadzieje, że ojciec szybko się uspokoi i nie wejdzie do mojego pokoju. Dochodziła północ, usłyszałam jego krzyki. Nie chciałam wychodzić z pokoju, bo nie wiedziałam, co mogło sie tam stać. Po chwili krzyki ucichły, a do mojego pokoju weszło dwóch funkcjonariuszy.
- Pani Maia Schmidt? - odezwał się jeden z nich.
- Tak, a o co chodzi..? - zapytałam niepewnie obserwując mężczyzn.
- Proszę z nami. - kontynuował starszy mężczyzna i wskazał drzwi. Posłusznie wstałam z miejsca i biorąc ze sobą tylko komórkę wyszłam razem z policjantami. Przechodząc do wyjścia z domu nigdzie nie widziałam ojca, ale za to zobaczyłam matkę... Wyglądała okropnie i tylko się do mnie lekko uśmiechała. Będąc dalej w szoku nie odezwałam się do niej. Wzięłam jeszcze swoją bluzę z korytaża i wyszłam na zwenątrz. Jeden z policjantów zaprosił mnie do wozu policyjnego. Trochę niepewnie weszłam do środka. Po chwili ruszyliśmy. Cały czas milczałam, domyśliłam się, że matka zadzwoniła po nich, ponieważ nie mogła już wytrzymać, ale co dalej? Co będzie ze mną? Po zaledwie 20 minutach dojechaliśmy przed duży budynek. Dobrze znałam to miejsce, właściwie często tędy przechodziłam, ale nigdy nie wiedziałam, co to za budynek. Razem z jednym funkcjonariuszem wyszłam z samochodu i weszliśmy do budynku. Tam czekała uśmiechnięta starsza kobieta i nieco młodsza, przyglądająca mi się brunetka. Mężczyzna zaraz zostawił mnie w nimi i wyszedł.
- Ty jesteś Maia, prawda? - przerwała ciszę starsza kobieta. Tylko kiwnęłam głową, co oznaczało tak.
- Ile masz lat? - zapytała tym razem młodsza.
- Szestaście. - odpowiedziałam cicho.
- To pewnie już wiesz, dlaczego tutaj jesteś?
- Właśnie nie do końca... Co z moją matką? Kiedy odstawicie mnie do domu? - zaczęłam zadawać pytania.
- Posłuchaj... - zaczęła brunetka podchodząc do mnie. - To nie takie proste... Twój tata was źle traktował, dlatego twoja mama zadzwoniła po policiję, oni zabrali ojca...
- A co z matką? - przerwałam jej.
- Ona zostanie przewieziona do szpitala, musimy sprawdzić, czy nic jej nie jest. A ty na razie nie wrócisz do domu. - mówiła cichym, ale miłym tonem.
- Dlaczego? - nie dawałam za wygraną.
- Na razie nie możesz. - próbowała mi wszystko po kolei wyjaśnić. Przedstwaiła się, jako Savannah. Dowiedziałam się, że matka będzie w szpitalu, a ojciec na razie w areszcie. Ja zostanę wysłana do jakiejś rodziny zastępczej. Nie na zawsze, ale dopóki sprawa z moim ojcem się nie wyjaśni.
- Dobrze... Zaraz pojedziemy do rodziny, u której się zatrzymasz. -dodała starsza kobieta i uśmiechnęła się do mnie ciepło. Poczekałam jeszcze chwilę i razem z brunetką i jeszcze jakimś mężczyzną pojechaliśmy pod dom owej rodziny. Dom był duży, numer 1700. Westchnęłam cicho i wyszłam z samochodu, a ze mną reszta. Przez cały czas nie wypowiedziałam ani słowa. W końcu podeszliśmy do drzwi. Otworzyła nam uśmiechnięta starsza kobieta, była mniej więcej w wieku mojej matki. Weszliśmy do środka, w korytażu stał, jak wywnioskowałam jej mąż, a obok niego stała młoda blondynka. Była podobna do matki, więc domyśliłam się, że jest ich córką.
- Maia, tutaj zatrzymasz sie przez jakiś czas. - usłyszałam już znajomy głos brunetki.
- Witaj! Jestem Stormie, a to mój mąż, Mark. - zaczęła mówić nadal uśmiechnięta kobieta. - A to nasza jedyna córka, Rydel. - wskazała blondynkę, która podobnie jak jej matka była uśmiechnięta. - W salonie czekają na ciebie moi synowie. - kontynuowała uważnie mi się przyglądając. Kiwnęłam tylko głową na znak zrozumienia.
- No, to Avalon. My cię już zostawiamy. - uśmiechnęła się Savannah. Spojrzałam na nią, ale zaraz wróciłam wzrokiem na pozostałą trójkę.
- Chodź, Maia, przedstawię cię bracią. - odezwała się w końcu blondynka i wyciągnęła rękę w moją stronę. Westchnęłam cicho i ruszyłam za blondynką. Weszłyśmy do salonu, gdzie zastałam piątkę przysypiających już chłopaków. Nie dziwię im się, przecież już prawie 2 w nocy,a oni czekają na jakąś dziewczynę.
- Chłopcy! - krzykneła Rydel, aby obudzić braci i szturchnęła lekko blondyna, który siedział najbliżej.
- Co? - Wmamrotał jeden z nich. Muszę przyznać, że wyglądalo nieco zabawnie, jednak ja cały czas milczałam.
- Wstawajacie, przyjechała. - mruknęła i jeszcze raz szturchnęła brata. Ten gdy tylko zobaczył mnie od razu zerwał się na równe nogi i uśmiechnął się lekko podchodząc do mnie.
- Emm, cześć. Jestem Riker. - powiedział miło i wyciągnął w moja stronę swoją prawą dłoń w geście przywitania, ale ja tylko na niego spojrzałam. Chłopak czując się nieco dziwnie odwrócił sie do reszty i szturchnął bruneta siedzącego obok jego wcześniejszego miejsca. Ten zareagował podobnie do niego, budząc przy tym resztę. Brunet również podszedł do mnie i stanął obok blondyna.
- Rocky. - przedstawił się i posłał mi uśmiech. Zaraz do nich dołączyła pozostała dwójka.
- Heej, jestem Ryland. - odezwał się chłopak. Kiwnęłam głową na znak zrozumienia i spuściłam wzrok.
- Ross Shor Lynch - przedstawił się oststni blondyn. Później chwilę staliśmy w ciszy, którą postanowiła przerwać Rydel.
- To może pokaże ci twój nowy pokój? - zapytała i nie czekając na moją odpowiedź powoli wyszła z salonu. Oczywiście poszłam za nią.
~~~
Taki prolog :3 Nie wiem, czy jest za długi czy za krótki, ale normalne rozdziały będą dłuższe. Mam nadzieje, że blog wam się spodoba i będziecie komentować. To tyle, nowy rozdział dodam dopiero, kiedy pod tym pojawią się 3 komentarze ♡.
~ Cat.
Nazywam się Maia Schmidt. Jeśli ktoś spotkałby mnie na ulicy pomyślałby, że jestem dziewczyną, jak każda. Spokojna rodzina, zero problemów w szkole i masa przyjaciół. A jednak to tylko pozory. W rzeczywistości jest zupełnie przeciwnie. W szkole jestem lubiana, fakt, ale są osoby, które nie mają o mnie dobrej opini i rodzina... Z tym mam problemy. Mieszkam razem z rodzicami, reszta rodziny nie ma z nami kontaktu... Nie chce go mieć. Zostaliśmy sami. Ale na tym nie koniec, kiedy skończyłam dziesięć lat mój ojciec zaczął pić. Wpadł w nałóg, stał się przez to agresywny. Minęło już sześć lat, a on się nie zmieniał. Musiałam radzić sobie ze wszystkim sama. Matka... Ona bała sie sprzeciwić ojcu, dlatego on tylko ją wykorzystywał. Ja się sprzeciwiałam, a on tego nie tolerował i... i po prostu nie wytrzymując tego często podnosił na mnie rękę. W domu często były kłótnie, ojciec zawsze stawiał na swoim, a kiedy coś mu nie pasowało wyżywał się na mnie lub na matce. Czasem wpadał w furię. Wtedy nawet ja bałam mu sie sprzeciwić. Rzucał przedmiotami, to był koszmar, nikt nie umiał go uspokoić. Czekałam z matką, aż w końcu mu przejdzie.
Tego dnia było tak samo. Kiedy tylko wrócił z pracy był już pijany, ale też zdenerwowany. Nie dziwię się, że matka wiele razy podejmowała próby samobójcze, sama nie raz byłam tego bliska, ale jednak byłam silna... Jednak dziś matka nie wytrzymała. Wykonała jakiś telefon, nawet nie wiedziałam do kogo. Jak zawsze schowałam się w swoim pokoju. Miałam tylko nadzieje, że ojciec szybko się uspokoi i nie wejdzie do mojego pokoju. Dochodziła północ, usłyszałam jego krzyki. Nie chciałam wychodzić z pokoju, bo nie wiedziałam, co mogło sie tam stać. Po chwili krzyki ucichły, a do mojego pokoju weszło dwóch funkcjonariuszy.
- Pani Maia Schmidt? - odezwał się jeden z nich.
- Tak, a o co chodzi..? - zapytałam niepewnie obserwując mężczyzn.
- Proszę z nami. - kontynuował starszy mężczyzna i wskazał drzwi. Posłusznie wstałam z miejsca i biorąc ze sobą tylko komórkę wyszłam razem z policjantami. Przechodząc do wyjścia z domu nigdzie nie widziałam ojca, ale za to zobaczyłam matkę... Wyglądała okropnie i tylko się do mnie lekko uśmiechała. Będąc dalej w szoku nie odezwałam się do niej. Wzięłam jeszcze swoją bluzę z korytaża i wyszłam na zwenątrz. Jeden z policjantów zaprosił mnie do wozu policyjnego. Trochę niepewnie weszłam do środka. Po chwili ruszyliśmy. Cały czas milczałam, domyśliłam się, że matka zadzwoniła po nich, ponieważ nie mogła już wytrzymać, ale co dalej? Co będzie ze mną? Po zaledwie 20 minutach dojechaliśmy przed duży budynek. Dobrze znałam to miejsce, właściwie często tędy przechodziłam, ale nigdy nie wiedziałam, co to za budynek. Razem z jednym funkcjonariuszem wyszłam z samochodu i weszliśmy do budynku. Tam czekała uśmiechnięta starsza kobieta i nieco młodsza, przyglądająca mi się brunetka. Mężczyzna zaraz zostawił mnie w nimi i wyszedł.
- Ty jesteś Maia, prawda? - przerwała ciszę starsza kobieta. Tylko kiwnęłam głową, co oznaczało tak.
- Ile masz lat? - zapytała tym razem młodsza.
- Szestaście. - odpowiedziałam cicho.
- To pewnie już wiesz, dlaczego tutaj jesteś?
- Właśnie nie do końca... Co z moją matką? Kiedy odstawicie mnie do domu? - zaczęłam zadawać pytania.
- Posłuchaj... - zaczęła brunetka podchodząc do mnie. - To nie takie proste... Twój tata was źle traktował, dlatego twoja mama zadzwoniła po policiję, oni zabrali ojca...
- A co z matką? - przerwałam jej.
- Ona zostanie przewieziona do szpitala, musimy sprawdzić, czy nic jej nie jest. A ty na razie nie wrócisz do domu. - mówiła cichym, ale miłym tonem.
- Dlaczego? - nie dawałam za wygraną.
- Na razie nie możesz. - próbowała mi wszystko po kolei wyjaśnić. Przedstwaiła się, jako Savannah. Dowiedziałam się, że matka będzie w szpitalu, a ojciec na razie w areszcie. Ja zostanę wysłana do jakiejś rodziny zastępczej. Nie na zawsze, ale dopóki sprawa z moim ojcem się nie wyjaśni.
- Dobrze... Zaraz pojedziemy do rodziny, u której się zatrzymasz. -dodała starsza kobieta i uśmiechnęła się do mnie ciepło. Poczekałam jeszcze chwilę i razem z brunetką i jeszcze jakimś mężczyzną pojechaliśmy pod dom owej rodziny. Dom był duży, numer 1700. Westchnęłam cicho i wyszłam z samochodu, a ze mną reszta. Przez cały czas nie wypowiedziałam ani słowa. W końcu podeszliśmy do drzwi. Otworzyła nam uśmiechnięta starsza kobieta, była mniej więcej w wieku mojej matki. Weszliśmy do środka, w korytażu stał, jak wywnioskowałam jej mąż, a obok niego stała młoda blondynka. Była podobna do matki, więc domyśliłam się, że jest ich córką.
- Maia, tutaj zatrzymasz sie przez jakiś czas. - usłyszałam już znajomy głos brunetki.
- Witaj! Jestem Stormie, a to mój mąż, Mark. - zaczęła mówić nadal uśmiechnięta kobieta. - A to nasza jedyna córka, Rydel. - wskazała blondynkę, która podobnie jak jej matka była uśmiechnięta. - W salonie czekają na ciebie moi synowie. - kontynuowała uważnie mi się przyglądając. Kiwnęłam tylko głową na znak zrozumienia.
- No, to Avalon. My cię już zostawiamy. - uśmiechnęła się Savannah. Spojrzałam na nią, ale zaraz wróciłam wzrokiem na pozostałą trójkę.
- Chodź, Maia, przedstawię cię bracią. - odezwała się w końcu blondynka i wyciągnęła rękę w moją stronę. Westchnęłam cicho i ruszyłam za blondynką. Weszłyśmy do salonu, gdzie zastałam piątkę przysypiających już chłopaków. Nie dziwię im się, przecież już prawie 2 w nocy,a oni czekają na jakąś dziewczynę.
- Chłopcy! - krzykneła Rydel, aby obudzić braci i szturchnęła lekko blondyna, który siedział najbliżej.
- Co? - Wmamrotał jeden z nich. Muszę przyznać, że wyglądalo nieco zabawnie, jednak ja cały czas milczałam.
- Wstawajacie, przyjechała. - mruknęła i jeszcze raz szturchnęła brata. Ten gdy tylko zobaczył mnie od razu zerwał się na równe nogi i uśmiechnął się lekko podchodząc do mnie.
- Emm, cześć. Jestem Riker. - powiedział miło i wyciągnął w moja stronę swoją prawą dłoń w geście przywitania, ale ja tylko na niego spojrzałam. Chłopak czując się nieco dziwnie odwrócił sie do reszty i szturchnął bruneta siedzącego obok jego wcześniejszego miejsca. Ten zareagował podobnie do niego, budząc przy tym resztę. Brunet również podszedł do mnie i stanął obok blondyna.
- Rocky. - przedstawił się i posłał mi uśmiech. Zaraz do nich dołączyła pozostała dwójka.
- Heej, jestem Ryland. - odezwał się chłopak. Kiwnęłam głową na znak zrozumienia i spuściłam wzrok.
- Ross Shor Lynch - przedstawił się oststni blondyn. Później chwilę staliśmy w ciszy, którą postanowiła przerwać Rydel.
- To może pokaże ci twój nowy pokój? - zapytała i nie czekając na moją odpowiedź powoli wyszła z salonu. Oczywiście poszłam za nią.
~~~
Taki prolog :3 Nie wiem, czy jest za długi czy za krótki, ale normalne rozdziały będą dłuższe. Mam nadzieje, że blog wam się spodoba i będziecie komentować. To tyle, nowy rozdział dodam dopiero, kiedy pod tym pojawią się 3 komentarze ♡.
~ Cat.
sobota, 17 sierpnia 2013
Zaczynamy?
Witam wszystkich!
Oto kolejny już blog Cat. Z poprzednimi blogami trochę mi nie wyszło, dlatego postanowiłam teraz tak szybko się nie poddawać. Blog będzie w większości poświęcony zespołowi R5, ale również jednej, nowej bohaterki - Mai. Cóż, mam wielką nadzieję, że blog wam się spodoba i będziecie z chęcią go czytać i komentować. Rozdziały będą dodawane co tydzień/dwa tygodnie. Wszystkie będą pisane z perspektywy Mai. Pierwszy prolog powinien pojawić się niedługo. Tak więc... Pozostaje mi liczyć na komentarze z waszej strony. ~ Cat. <3
Oto kolejny już blog Cat. Z poprzednimi blogami trochę mi nie wyszło, dlatego postanowiłam teraz tak szybko się nie poddawać. Blog będzie w większości poświęcony zespołowi R5, ale również jednej, nowej bohaterki - Mai. Cóż, mam wielką nadzieję, że blog wam się spodoba i będziecie z chęcią go czytać i komentować. Rozdziały będą dodawane co tydzień/dwa tygodnie. Wszystkie będą pisane z perspektywy Mai. Pierwszy prolog powinien pojawić się niedługo. Tak więc... Pozostaje mi liczyć na komentarze z waszej strony. ~ Cat. <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)