niedziela, 23 lutego 2014

- 013 -

- No Riker, dawaj: spodobał ci się pocałunek z Yvonne? - zapytał zgryźliwie Ross.
- Więc... - zaczął trochę niepewnie. - Był... Normalny, był ok. - powiedział obojętnie i wzruszył ramionami. Obojętnie... To znaczy ja widziałam,mże tylko udawał... Było coś w jego oczach, co mówiło mi, że Riker nie powiedział całej prawdy, ale już wolałam się nie odzywać, właściwie może wolałam jej nie znać...
- No spoko. - powiedziała Delly. - Teraz ty kręcisz. - uśmiechnęła się lekko i wskazała bratu butelkę. Później jeszcze graliśmy przez jakiś czas. Nikt już na szczęście, pytaniami nie wracał do tamtego pocałunku. Powoli robiło się już późno, więc Elly zaproponował, abyśmy dziś u niego zostali, wszyscy się zgodzili, więc Riker wykonał tylko jeden szybki telefon do domu. Nie robiliśmy nic nadzwyczajnego, mimo to było naprawdę fajnie. Nawet nie wiedziałam, że tak dobrze będe dogadywać się z innymi Lynch'ami. A "innymi" są Rocky, bo z nim tak naprawdę jeszcze nie miałam okazji spokojnie porozmawiać. Ale jest w porządku, a to najważniejsze.
Miałam jedną, myślę, że trochę istotną sprawę do Ellingtona, ale on dziwnie nam gdzieś zniknął. Zapytałam Rikera, czy wie, gdzie może być. Obstawił kuchnię, więc właśnie tam sie udałam. Podeszłam pod drzwi i usłyszałam cichy, bardzo cichy głos Ratliff'a, domyśliłam się, że może rozmawiać przez telefon, ale mimo to postanowiłam wejść do środka. D razu zobaczyłam coś, przez co od razu miałam ochotę wybuchnąć płaczem.
- Elly..? - wydusiłam z siebie tylko jego imie. Co zastałam wchodząc do środka? Stał Ratliff, a na przeciwko niego Rydel... Byli do siebie przytuleni, a on coś do niej szeptał. Patrząc na nich powoli zaczęłam się cofać, a do moich oczu napłynęły łzy. Oczywiście obydwoje od razu odsuneli się od siebie. Delly spuściła wzrok, a Ell podszedł do mnie.
- Yvonne... To nie tak... Nie myśl sobie, że my...- zaczął się tłumaczyć ale mu przerwałam:
- Widziałam... Nie przeszkadzajcie sobie... - powiedziałam bliska płaczu i wyszłam, a raczej wybiegłam z kuchni. Na moje nieszczęście zobaczył mnie Riker. Zignorowałam fakt, że zapewne ktoś jeszcze mnie widział i weszłam do pierwszego, lepszego pokoju. Zamknęłam drzwi i stanęłam pod ścianą. Z moich oczu mimowolnie zaczeły płynąć łzy. Nie wierzyłam w to, co właśnie zobaczyłam... Wiedziałam, że Ell i Rydel się przyjaźnią, ale... Wiem, co widziałam i to mi nie wyglądało na zwykłą, przyjacielską rozmowę. Jak się domyśliłam, po chwili do pokoju wszedł Riker.
- Yvonne... Co się stało? - zapytał cichym i troskliwym tonem, podchodząc do mnie. Nic nie odpowiedziałam.
- Byłaś u Ratliff'a? - zapytał. Właściwie... Dlaczego by nic mu nie powiedzieć? Przecież jemu ufam, ale Rydel też ufałam... I Ellingtonowi... Ehh... Kiwnęłam głową na 'tak'.
- Więc o co chodzi? - wyraźnie przejął się tym... Mną.
- Bo byłam u niego, ale... Był z Rydel... - powiedziałam przez łzy. Chłopak zbliżył się do mnie i delikatnym ruchem otarł moje łzy.
- Hej... Po pierwsze: nie płacz... Ile można? Twoje łzy przecież nic nie zmienią... To jak, przestaniesz płakać i wszystko mi powiesz? - on myśli, że jestem idiotką? Przecież dwie godziny temu go pocałowałam... Głupio mi teraz przed nim.
- Yvonne, to jak? - uśmiechnął się delikatnie.
- No dobra... - w końcu się odezwałam. Otarłam jeszcze swoje łzy i spojrzałam na blondyna.
- Więc dlaczego płakałaś? Co się stało? - zapytał i spojrzał mi w oczy.
- Poszłam do kuchni, jak radziłeś. Zobaczyłam tam Ell'a z Rydel... Byli do siebie przytuleni, a on coś do niej szeptał... - wyjaśniłam i spuściłam zrok.
- I myślisz, że oni naprawdę mogliby ze sobą kręcić?
- Tak mi się wydaje, ale... Nie wiem na pewno... Po prostu wiem, co widziałam... - powiedziałam już nieco pewniej.
- Słuchaj Yvonne... Nie wiem, co dokładnie zobaczyłaś w tej kuchni, ale znam Ellingtona i znam moją siostrę... Rydel kompletnie nic nie czuje do Ratliff'a. Wieldziałbym o tym, mówi mi o wszystkim. A Ell... Słuchaj, przyjaźnę się z nim od dobrych kilku lat i... Powiem ci jedno: jemu można zarzucić wiele, naprawdę wiele, ale on nigdy by cię nie zdradził. Tym bardziej nie z Rydel. Może... Jestem pewny, że on tylko coś jej pomógł, doradził, a ona mu podziękowała i go przytuliła. Jestem pewny. - przekonywał z delikatnym uśmiechem.
- Może i masz rację... Mam nadzieję, że ją masz...
- Mam. Zaufaj mi, jestem przekonany, że za chwilę w drzwiach stanie Ratliff, wszystko ci wyjaśni i powie, ja było. - mówił przyjaznym tonem i położył dłoń na moim ramieniu. Westchnęłam cicho i spojrzałam w jego oczy.
- Zaufaj mi. - szepnął i właściwie mimowolnie zaczęłam się do niego przybliżać, on zrobił to samo... Nie myśląc wiele w krótkiej chwili nasze usta złączyły się w jednym pocałunku, który z każdą chwilą nabierał namiętności. Kiedy Riker najbardziej delikatnie, jak tylko potrafi odkleił się ode mnie, spojrzałam mu w oczy.
- Ja... Przepraszam... - powiedziałam cicho i zrobiłam krok do tyłu.
- Hej... Nie masz za co, to przecież ja cię pocałowałem. Ja powinienem przeprosić... - odrzekł patrząc na mnie.
- Ale... Przecież tamten pocałunek ci sie nie spodobał... Dlaczego teraz to zrobiłeś? - zapytałam niepewnie.
- Mam być szczery? - zapytał, na co przytaknęłam. - Tamten pocałunek mi się spodobał. Cholernie. - powiedział pewnie.
- Więc... Dlaczego powiedziałeś, że był po prostu ok, był normalny? - zapytałam nadal niepewnie.
- Bo Ell to mój przyjaciel... A ty jesteś jego dziewczyną, damn! - powiedział szybko i dosyć głośno, zwłaszcza końcówkę, a następnie schował twarz w dłoniach.
- Riker... - odezwałam się cicho, złapałam jego dłonie, odkrywając twarz.
- Zapomnijmy o tym. Nie mów nic Ratliff'owi...
- Riker...
- Zapomnijmy o tym. - powtórzył całkiem poważnie.
- No jasne... - kiwnęłam głową. Riker jest świetnym przyjacielem, może pomijając to, że mnie pocałował... Chce być w porządku co do Ell'a. Widziałam, że tego żałuje, to takie kochane...
- Jasne, ani słowa Ell'owi. - westchnęłam cicho i obydwoje usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzeliśmy w tamtą stronę, a do pokoju wszedł nikt inny, jak nasz Ellington. Riker spojrzał na niego, a następne na mnie.
- Zostawiam was. - szepnął, bez słowa wyminął Ell'a i wychodząc zamknął za sobą drzwi. Przez chwilę staliśmy w ciszy, wcale nie miała ochoty na rozmowę z nim.
- Yvonne... - zaczął przerywając ciszę. - Nie mam pojęcia, co mogłaś sobie pomyśleć, ale to nie tak...
- Ellington, wiem, co widziałam. - powiedziałam poważnie. - Jak... To wyjaśnisz? - miałam ochotę wybuchnąć płaczem i go przytulić, ale teraz nie mogłam tego zrobić.
- Posłuchaj... Nie wiem czy Rydel mówiła ci coś o Leo? - zapytał podchodząc do mnie. Pokręciłam sprzecznie głową, mnie nigdy nic nie wspominała. - Więc chodzi o to, że te chłopak naprawde jej się spodobał i... Chyba wiesz, jak to jest, kiedy osoba, którą kochasz...
- Tak.. - przerwałam mu. - Teraz, dzięki wam już wiem. - dodałam, a do moich oczu napłynęły łzy. Ell trochę przybliżył sie do mnie, ale ja się cofnęłam.
- Nie, nie, nie, to nie tak... - bronił sie. - Poza tym, hej... Ja nie miałem nic przeciwko, żebyś pocałowała Rikera. - dodał.
- Ooo, czyli to był taki rewanż? Ja pocałowałam Rikera, a ty... Nie wiem... Pocałowałeś Rydel? - powiedziała ironicznie, a po moich policzkach powoli zaczeły spływać łzy.
- Nie, to nie tak... Yvonne, przepraszam cię... - odparł już znacznie ciszej i ponownie się do mnie zbliżył, tym razem już nie 'uciekałam'.
- Nie pocałowałem Rydel, nigdy bym tego nie zrobił, będąc z tobą. - powiedział patrząc w moje oczy.
- A więc co to było? Kiedy tam weszłam... - niepewnie spojrzałam na niego.
- Chodzi o tego Leo. Była smutna przez chłopaka, musiałem jakoś jej pomóc, nie mogę patrzeć, kiedy moi przyjaciele się smucą... Nie mogę też patrzeć, jak ty się smucisz, a myśl, że to przeze mnie, nie daje mi spokoju. Yvonne, jak mam ci udowodnić, że mówię prawdę? - brzmiał naprawdę przekonująco. Może faktycznie mówi prawdę? Ehh... Uwierzyłam mu, w końcu jeszcze nigdy mnie nie okłamał, dlaczego teraz miałby to zrobić. Wzięłam gęboki oddech i spojrzałam w jego oczy.
- Ellington... Po prostu o tym zapomnijmy, zgoda? O moim pocałunku z Rikerem i o... Tym z Rydel? - zaproponowałam z pewnością, że się zgodzi, jednak lekko się obawiałam.
- Zapomnijmy. - przytaknął. Bez wahania go przytuliłam, on mnie również.
- Przepraszam za to... Jak zareagowałam... - westchnęłam cicho.
- Nie masz za co, rozumiem to. - uśmiechnął się lekko. Odsunęłam się trochę od niego. - Wracajmy... - powiedziałam cicho i chciałam iśćmw stronę drzwi, ale brunet mną zatrzymał, łapiąc za ręke.
- Yvonne...
- Tak? - spojrzałam na niego, czekając na odpowiedź z jego strony.
- Rozmawiałem z Rydel... Wcześniej z Rikerem i... Powiedzmy Stormie i Markowi o nas. - oznajmił i uśmiechnął się lekko.
- Mówisz poważnie? - zrobiłam kilka kroków w jego stronę. Właściwie to byłoby naprawdę dobre, zwłaszcza, że wcześniej sama mu to zaproponowałam. Byłam tylko ciekawa, dlaczego nagle się do tego przekonał.
- Jak najbardziej poważnie... Riker powiedział, że może z nimi porozmawiać, a Rydel, że nie powinni mieć coś przeciwko. Będą chceć, aby było tu dla ciebie jak najlepiej. Ze mną chyba będzie...- wyjaśnił.
- Będzie. - uśmiechnęłam się, a wtedy Elly odwzajemnił uśmiech.
- Byłoby świetnie... Powiedzmy im. - powiedziałam pewniej i pocałowałam lekko Ell'a w policzek.
- Będzie. - uśmiechnął się już nieco szerzej. - Nie mówiąc o tym, co będzie, jak tylko będziesz mogła wrócić.
- Będzie cudownie. - uśmiechnęłam sie, przegryzając dolną wargę. Ell tylko chwilę na mnie patrzył, aż w końcu się odezwał:
- Nie bądź na mnie zła... - odparł cicho i złapał moją drugą dłoń.
- Nie jestem. - odrzekłam uśmiechnięta. Podeszłam do niego trochę bliżej i złożyłam na jego ustach czuły pocałunek, który oczywiście odwzajemnił.
- A teraz do nich wracajmy. - zaśmiałam się cicho.
- Ooo... Przecież oni wiedzą, że jesteśmy razem. - powiedział zrezygnowany.
- Ale niech nie myślą, że robimy tu niewiadomo co, albo tak długo potrzeba na, czasu, abyśmy się pogodzili. - uśmiechnęłam się, wtedy Ell westchnął cicho i również się uśmiechnął.
- To chodź. - zaśmiał się i razem wyszliśmy z pokoju i wróciliśmy do salonu, gdzie była reszta. Rydel widząc mnie uśmiechnęła się promiennie, jednak ja tylko odwróciłam wzrok, spojrzałam na Rikera, westchnęłam cicho i usiadłam z Elly'm na fotelu.
- Dobra, skoro wszyscy już jesteśmy, to mam genialny pomysł na jutro. - oznajmił zadowolony Rocky, wszyscy się tym zainteresowaliśmy, dlatego spojrzenia wszystkich padły na Lynch'a.


~~~

Okej, napisałam >_< Pewnie jeszcze byście poczekali, gdyby nie wczorajsza motywacja od Ani i moje Jo (która nie może komentować;< ) ❤ w każdym razie nie mam pojęcia, kiedy pojawi się kolejny, ale mam nadzieje, że ten wam się spodobał, mimo, że jest naprawdę krótki ;c następnym razem bardziej się postaram. A więc... Komentujcie xD

piątek, 14 lutego 2014

- 012 -

Kiedy dołączyliśmy do Lynch'ów podeszłam do Rydel, a Ell wbił się między Rocky'ego a Rikera.
- Nie jest łatwo, co? - zwróciła się do mnie Delly.
- Ta... - westchnęłam cicho.
- Nie myśleliście może... Żeby powiedzieć o sobie... No wiesz, moim rodzicom? - zapytała cicho, żeby ona jeszcze wiedziała, jak bardzo by to pomogło.
- Ja myślałam, ale Ellington nie chce nic mówić, aby czasem nam tego nie zabronili czy coś... Eh... - spuściłam wzrok. Sama miałam już dość takiego 'ukrywania się', ale może Ell miał rację, może lepiej nic nie mówić. Przecież już niedługo mogę zostać wysłana do domu, czyli... Czyli już będe mogła być z Ell'em.
- To może chociaż spróbujcie? Słuchaj... Znam moich rodziców i wiem, że będą chcieli dla ciebie jak najlepiej, więc nie powinni niczego wam zabraniać. W ogóle... Skąd taki pomysł? - spojrzała na mnie.
- Teraz już sama nie wiem... Ale wiesz... Może po prostu teraz będe cicho, a później... Chcę już tylko u niego zostać i... - westchnęłam cicho.
- Czekaj, czekaj... Co? - zapytała zdziwiona.
- No bo... Nie mówiłam ci? - lekko się zdziwiłam, ale w sumie kiedy miałam jej o tym powiedzieć?
- Nie... - sprzecznie pokręciła głową.
- A więc... Ell chcę, to znaczy zaproponował mi, abym z nim zamieszkała... - wyjaśniłam cicho.
- A ty się zgodziłaś? - zapytała ucieszona.
- Tak... - kiwnęłam głową. - Tylko, jak będe mogła już wrócić... Nie wracam już do domu, tylko do niego. - powiedziałam nieśmiało i uśmiechnęłam się lekko.
- To wspaniale! - krzyknęła wesoła.
- Co jest takie wspaniałe? - wychylił się rozbawiony Rocky.
- Nie twoja sprawa! - odpowiedziała Delly i ponownie spojrzała na mnie, a jej młodszy brat wrócił do reszty.
- To wspaniale... - powiedziała już znacznie ciszej.
- Ale... Nikomu ani słowa, chyba mogę na ciebie liczyć? - zapytałam tylko dla pewności, mimo, iż wiedziałam, że Rydel mogę ufać.
- No jasne, mam nadzieję, że wam się razem uda. - uśmiechnęła się.
- Dzięki... - mruknęłam cicho z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Czekaj, to znaczy, że teraz nie...
- Teraz wracam do rodziców, dopiero kiedy na stałę będe mogła was opiścić... Wtedy. - wyjaśniłam.
- Rozumiem, ale i tak się cieszę. - dodała wesoła.

- O właaśniee... - usłyszałam głos Ratliff'a, który w tej chwili podszedł do mnie. - Wydaje mi się, że mam coś, co należy do ciebie. - uśmiechnął się i stanął obok mnie. Rydel tylko się uśmiechnęła i zostawiła nas samych, dołączając do braci.
- O co chodzi? - zapytałam niepewnie. Brunet tylko się uśmiechnął, wyciągnął z kieszeni - co bardzo mnie zdziwiło - moją komórkę i podał mi ją.
- Skąd masz mój telefon? Przecież ja go wtedy...
- Wiem, ale... Wczoraj podszedł do mnie jakiś chłopak, kompletnie mi obcy... Dał mi telefon, powiedział, że widział nas razem i żebym ci go dał i...
- I..? - spojrzałam w jego oczy. Powoli zaczynałam domyślać się, o kogo chodzi.
- I przedstawił się jako Troy. - dokończył.
- On..? Umm, nie ważne... Bardzo ci dziękuje... - uśmiechnęłam się i przytuliłam bruneta. Teraz miałam gdzieś czy Ryland nas widzi, czy nie.
- Ale ty go znasz? - zapytał nadal lekko uśmiechnięty.
- Tak jakby... To znaczy... Wtedy, jak mnie znalazłeś, to... Dzięki niemu wtedy się... - spoważniałam, a bardziej posmutniałam i spuściłam wzrok.
- Umm, rozumiem... Przepraszam. - dodał cicho.
- W porządku... Dziękuje za ten telefon. - uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na niego. Potem już w miarę szybko doszliśmy do tego kina, wybraliśmy film, a raczej chłopcy wybrali, a ja z Rydel musiałyśmy się dostosować. Na szczęście nie wybrali horroru, bo na to w życiu bym nie poszła. W sali nie było wiele osób, ale jednak ktoś był, więc przynajmniej była większa szansa, że Rocky z Rossem nie zachowają sie, jak ostatnio. Na szczęście Riker miał bilety, więc ustalił, że Ryland siedzi na jednym końcu, a ja z Ellingtonem na drugim. Ogółem to wygląda tak: Ryland - Ross - Rocky - Rydel - Riker - ja - Ell. Czyli wszystkim na ręke. Przez cały film było spokojnie, to znaczy co jakiś czas było słychać rozmowy Rocky'ego z Rossem, ale po za tym było ok.
Po wyjściu z kina Ryland stwierdził, że jest umówiony z Savannah, kimkolwiek ona jest, dlatego szybko nas opuścił. W końcu!
- Dobra, Rylanda nie ma, to wszyscy wbijają do mnie. - oznajmił/zaproponował uśmiechnięty Ratliff.
- Spoko. - odpowiedział jako pierwszy Rocky i spojrzał uśmiechnięty na resztę. Oni też się zgodzili. I ja... Ja oczywiście, że się zgodziłam. Więc cała nasza 'ekipa' udała się w stronę domu Ratliff'a. Na miejscu było bardzo fajnie. W prawdzie nie robiliśmy nic nadzwyczajnego, ale mimo to, przynajmniej ja, ale wydaje mi się, że cała reszta też, dobrze się bawiłam. W końcu Rocky (a któż by inny) zaproponował grę w buteklę, to znaczy zwykłe 'pytanie czy wyzwanie' i w sumie wszyscy się zgodzili.
Rodzeństwo Lynch, Ellington i ja usiedliśmy w kółku z salonie. Ross przyniósł jakąś pustą butelkę i postanowiliśmy, że grę powinien zacząć najstarszy, czyli Riker, ale Ross chyba zapominając o mnie i korzystając z okazji, że nie ma Rylanda stwierdził, że powinien zacząć najmłodszy. Najmłodsza byłam ja, więc wyraźnie się nie zgodziłam, więc już wszyscy zgodzili się, aby zaczeła najstarsza dziewczyna czyli Delly. Blondynka chętnie wzięła szklaną butelkę i zakręciła. Jako pierwsze padło na Rocky'ego. Spojrzenia wszystkich padły na Rydel, a następnie na bruneta.
- Pytanie czy wyzwanie? - zapytała i spojrzała na młodszego brata.
- Wyzwanie! - odpowiedział zadowolony. Rydel przez chwilę się zastanawiała i popatrzyła na każdego z osobna
- Dobra, a więc... O rany, nie wiem, nie możesz wziąć pytania? - odparła niechętnie.
- Nie. No dalej. Czekam na moje wyzwanie. - powiedział z entuzjazmem.
- Dobra! Skoro tak bardzo chcesz... To uklęknij przed Rossem i wyznaj mu miłość. - oznajmiła z satysfakcją Rydel i spojrzała na brata.
- No nie! - udał oburzenie.
- Sam chciałeś. - uśmiechnęła się.
- Nie takie!
- Jak nie chcesz powiedzieć tego Rossowi, to niech będzie Ratliff. - spojrzała na Ell'a. Cała reszta tylko przyglądała się rodzeństwu. Spojrzałam najpierw na Rocky'ego, a później na Ellingtona, który słysząc wyzwanie o nim trochę się zdziwił.
- Dobra, to już niech będzie Ell, już wolę wyznać miłość jemu niż bratu. - odparł nadal lekko rozbawiony i spojrzał na przyjaciela. Ratliff wstał, a Rocky bardzo niechętnie i uklęknął przed nim. Ell czując się conajmniej dziwnie, patrzył na Lynch'a, który po chwili chwycił jego dłoń.
- Nie, ja nie mogę. - zasmiał się Rocky i cofnął sie.
- No dawaj! - krzyknął rozbawiony Ross, Rocky tylko spiorunował go wzrokiem i ponownie spojrzał na przyjaciela i przysunął sie do niego.
- Ellington Lee Ratlif, kocham cie. - powiedział szybko, a następnie jeszcze szybciej, zawstydzony wrócił na swoje miejsce, natomiast cała reszta wybuchnęła śmiechem. Ell pokręcił głową i też zajął swoje poprzednie miejsce.
- Zadowolona? - burknął Rocky do siostry.
- Bardzo. - uśmiechnęła się. - Dawaj, teraz ty kręcisz. - podała mu butelkę. Brunet zakręcił i jak na złość wypadło na mnie.
- Pytanie czy wyzwanie? - zapytał ze złowieszczym uśmieszkiem.
- Pyta... Wyzwanie. - powiedziałam trochę nieśmiało.
- O, to pocaałuj... - na chwilę się zamyślił. Już miałam zamiar coś mu zrobić. - Rossa... Albo Rikera. - dokończył zadowolony.
- Serio? Żartujesz sobie? - odprałam zdziwiona i spojrzłam na Ell'a.
- Jak wyzwanie to wyzwanie. - westchnął cicho i uśmiechnął się lekko do mnie, najstarszy wśród brunetów.
- No dawajcie! - powiedziała Delly.
- Właśnie, to tylko gra. - dodał uśmiechnięty Ross.
- Dobra... - mruknęłam cicho i spojrzałam na obu blondynów. Miałam któregoś z nich pocałować? Szczerze, to nie chciałam całować żadnego z nich, ale "jak wyzwanie to wyzwanie" i właściwie sama zgodziłam się na te grę. Teraz zostało mi tylko wybrać... Z każdym z nich jeszcze muszę mieszkać, więc i tak to było złe. Z jednej strony bliżej jestem z Rossem, ale z drugiej Riker jest dla mnie większym oparciem. Jest najstarszy i tak naprawdę to on trochę 'uspokoił' Rylanda, ale dla mnie lepiej, jeśli pocaluję tego, z którym mniej mnie łączy, czyli z... Rossem... Albo Rikerem... Wszystkie spojrzenia były zwrócone na mnie, zwłaszcza blondynów. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na Ellingtona, który tylko kiwnął głową z lekkim uśmiechem. Przybliżyłam się do blondyna, zamknęłam oczy i złożyłam pocałunek na ustach Lynch'a. Podobało mi sie to. Ani ja, ani Riker nie planowaliśmy kończyć, gdyby nie jedno:
- Dobra, będzie. Zadanie wykonane. - powiedział Rocky. Szybko odsunęłam się od chłopaka i zajęłam swoje poprzednie miejsce. Spojrzałam nieśmiało na Rossa, miał jakąś dziwną minę... Później na Rikera, jemu chyba też się spodobało, ale w oczy Ellingtona w tej chwili nie miałam odwagi spojrzeć. Nie po tym. Przez chwilę panowała cisza.
- No, Yvonne, kręcisz. - odezwała się Rydel. Spojrzałam na nią, wzięłam butelkę do ręki i zakręciłam nią, wypadła Delly. Wybrała pytanie, więc zadałam jej je. Później gra jeszcze przez chwilę trwała, a później wypadł Riker, a pytanie, które wybrał miał mu je zadać Ross.
- Too... Rany, skończyły mi się pomysły... - zamarudził.
- Ross, dawaj! - rzekł Rocky.
- Dobra, to... Czy podobał ci się pocałunek z Yvonne? - zapytał ciekawy. Wszyscy spojrzeli na blondyna. Riker spojrzał najpierw na Ellingtona i spuścił wzrok. Wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie.
- Riker..? - odezwała sie Delly, patrząc na starszego brata. Blondyn się wahał, w sumie to go rozumiem. W końcu jak powie, że mu się podobało, to Ellington może być na niego zły, a to są przyjaciele, więc... Ale jak powie, że mu się nie podobało... Nie wiem, może myśli, że wtedy ja dziwnie się poczuje? W każdym razie, sam nadal się zastanawiał.
- Riiikeer... - mruknął Rocky, cały czas patrząc na brata. Chłopak w końcu spojrzał na Ratliff'a, a następnie na mnie...


~~~

No, taki tam koniec :) Mam nadzieję, że się spodobał :p Kończę dla was rozdział tak naprawdę w ostatni weekend wolności, bo od poniedziałku do szkoły (y) Zwykle wychodzą dłuższe rozdziały, ale nic... A i tak.. Życzę wam wesołych walentynek, czy jak to się tam mówi. >_< Kolejny rozdział... Jak najdzie mnie wena, czyli jakoś w niedalekiej przyszłości xD

niedziela, 2 lutego 2014

- 011 -

!Oficjalnie zmieniłam imię bohaterki z Mai na Yvonne, wyjaśnienie pod rozdziałem!

- No to wyobraź sobie, że ja muszę znosić go na codzień. - oznajmiłam lekko uśmiechnięta.
- Tak, od kilku dni, ja mam tak od czterech lat. - Zaśmiał się i podszedł do mnie, to znaczy do drzwi... Ale stanął obok mnie.
- Nie chcę nigdzie iść z Rylandem... Wolałabym zostać z tobą, bez niego. - zamarudziłam i spojrzałam w jego śliczne, brązowe oczy.
- Uwierz, że ja też bym wolał, ale co powiemy Stormie i Markowi? - westchnął cicho.
- Powiedzmy im o nas... Przecież... Ile można to ukrywać? Chyba lepiej, żebyśmy powiedzieli im to sami niż mieliby dowiedzieć się przez przypadek, mam racje? - odparłam pewnie. Mimo, że właściwie dopiero zaczynaliśmy ja już miałam dość. Dość ukrywania się, tyle dobrze, że Riker, Rocky, Ross i Rydel wiedzieli na na wszystkich próbach mogliśmy spokojnie okazywać swoje uczucia, a tutaj nic.
- Ile można? Trzeba, nie chcę, aby jeszcze coś do tego mieli, nie chcę, aby nam tego zabronili, a wiem, że zapewne właśnie tak by zrobili. Wolę być z tobą 'po tajemnie' niż nie być wcale. - wyjaśnił szybko, na co niechętnie przytaknęłam. I już bez słowa wyszłam z pokoju i od razu podeszłam do Lynch'ów, którzy najwyraźniej już tylko na nas czekali.
- Gdzie Ratliff? - zapytał Ross, kiedy przyszłam sama, miałam szybko coś odpowiedzieć, ale chwilę po mnie pojawił się również Ellington.
- Jestem. Możemy iść. - uśmiechnął sie lekko. Wszyscy wyszliśmy z domu kierując się w stronę wybranego celu, czyli kina. Chłopcy chyba tradycyjnie nie mogli iść normalnie, bo praktycznie całą drogę się wygłupiali. Dopiero po jakimś czasie Ell do mnie podszedł.
- Jesteś na mnie zła... - powiedział cicho, szybko poważniejąc.
- Co? Nie... - zaprzeczyłam, choć tak naprawdę myślałam o sytuacji w domu.
- To nie było pytanie. Jesteś na mnie zła. - westchnął cicho.
- Nie prawda... Nie jestem... - uśmiechnęłam sie lekko. Uśmiech w prawdzie był sztuczny, ale zrobiłam to jak najbardziej wiarygodnie.
- Przecież widzę... O co chodzi? - dopytywał. Nie byłam zła, może trochę... Zmieszana tym udawaniem, ale nie zła. Westchnęłam cicho i spojrzałam na bruneta.
- Elly, nie jestem zła. - uśmiechnęłam się... Tym razem szczerze, na niego nie umiałam się gniewać, a niecierpiałam, kiedy ktoś był smutny, tym bardziej kiedy był smutny przeze mnie.
- Teraz magicznie ci przeszło. - zaśmiał się.
- Hej! To nie prawda! - odparłam z rozbawieniem.
- Tak, tak... Oczywiście. - odrzekł rozbawiony.
- Nie jestem... - oznajmiłam poważniejąc, jednak uśmiech nadal gościł na mojej twarzy.
- Teraz już nie. - uśmiechnał się szeroko, ukazując tym samym swoje urocze dołeczki, którym nie mogłam się oprzeć. On był taki słodki!
- Dobra, nieważne. - pokręciłam w zabawny sposób głową i spojrzałam przed siebie. Między mną, a Ellingtonem zapanowała cisza, którą po kilku chwilach przerwał Ratliff.
- Muszę porozmawiać z Rikerem, chodzi o zespół. - powiedział szybko.
- W porządku. - uśmiechnęłam się, Ell kiwnął głową, odwzajemnił uśmiech i podszedł do Rikera, pociągnął go za rękaw, aby sie zatrzymał.

- Możemy porozmawiać? - zapytał patrząc na obecnie najstarszego Lynch'a.
- Koniecznie teraz? - odpowiedział trochę niechętnie.
- Chodzi o Yvonne... - powiedział już ciszej brunet.
- Chyba, że tak. - od razu spojrzał na Ratliff'a. - To o co chodzi? - zapytał poważnie.
- Boję się o nią... - odpowiedział trochę nieśmiało.
- To oczywiste, jesteś jej chłopakiem. - uśmiechnął się, jednak brunetowi wcale nie było do śmiechu, więc blondyn także spoważniał.
- Wiadome, ale... Obawiam się tego jej powrotu do domu...
- Hej... Wraca tylko na kilka dni, poza tym jej ojciec się zmienił... Przecież nikt by jej tam nie puścił, gdyby było inaczej. - przerwał mu i wyjaśnił.
- Chodzi o to, że on się już nie zmieni. - mruknął cicho.
- Jak to? Ell, nie gadaj głupot. - pokręcił sprzecznie głową.
- Riker, mówię serio. Jak dla mnie on jest jakiś chory... Czekaj, wiesz dlaczego Maia tak wystraszyła się Rylanda? No wiesz... Ostatnio?
- Nie, nic mi nie mówiła.
- A mnie tak. Słuchaj, boje się, że może jej się tam coś stać... - wyjaśnił cicho, za wszelką cenę próbował przekonać Rikera, właśnie jego, ponieważ jako najstarszy syn państwa Lynch, zapewne zostanie najbardziej wzięty pod uwagę przez rodziców.
- Mówisz poważnie? - zapytał i na chwilę się zamyślił.
- Cały czas. Słuchaj, ja po prostu chcę ją chronić, a wysłanie jej tam nie jest najlepszym pomysłem. - przekonywał. - Poza tym... Chyba widziałeś jej nadgarstki? Pełno ran i siniaków, Riker, ona sobie z tym nie radzi... - dokończył już mniej spokojnie.
- W sumie... W sumie masz rację Ell, pogadam z rodzicami, jeśli masz racje... Masz rację! Rany, no właśnie: dziś była mocno przybita, kiedy dowiedziała się, że wraca do domu... Ale powiedz mi, dlaczego tak wystraszyła się Rylanda? Przecież nic strasznego jej nie zrobił... O co chodziło? Wyglądała wtedy na okropnie przerażoną, jakby... Naprawdę się go bała. Ratliff, wyjaśnij mi to. - odparł poważnie i z jwagą czekając na odpowiedź ze strony przyjaciela.
- Nie powinienem tego nikomu mówić, ale... Chodzi o to, że jej ojciec dla niej i jaj matki był potworem... Jej matka sobie z tym nie radziła, tyle że ona się nie tnie, to znaczy Yvonne mówiła, że pare razy podejmowała próby samobójcze, ale ona również 'wyżywała' się na Yv. Te siniaki na rękach... To nie tylko wina ojca. - wyjaśnił smutny, wcale nie było mu łatwo o tym mówić.
- I ona tak o wszystkim ci mówi?
- Ufa mi. Wie, że ze mną jest bezpieczna, więc mi ufa i mówi takie rzeczy... To chyba nic złego..? - spuścił wzrok.
- Teraz już nie... - powiedział cicho. - Naprawdę ją pokochałeś, prawda? - zapytał Lynch, na co brunet przytaknął. - Mam nadzieje, że nic jej nie powiedziałeś..?
- Nie... I nie powiem.. Na początku... To było naprawdę dziwne, ale teraz... Riker, ja naprawdę bardzo ją kocham. - wyznał ze spuszczonym wzrokiem. - To jednak coś innego niż było wcześniej, z Kelly, to coś więcej... Kocham Yvonne i czuję sie za nią odpowiedzialny. Właściwie wcześniej nie myślałem o tym w ten sposób, ale... Ona mi ufa i wie, że jest ze mną bezpieczna, więc jestem dla niej...
- Wszystkim... - dokończył za niego i westchnął cicho. - Teraz jesteś dla niej wszystkim.
- Dokładnie. - mruknął brunet. - Dlatego tym bardziej nie mogę pozwolić, aby jakiś Ryland ją straszył i tym samym odbierał jej to poczucie bezpieczeństwa. Ona przecież boi się wyjść z pokoju, bo wie, że Ryland może kręcić się po całym domu. - powiedział i spojrzał na przyjaciela.
- No tak, Ell, dziękuje. - uśmiechnął sie lekko blondyn. - Za to, że tu jesteś, nie... To dziwnie zabrzmiało... Chodzi mi o to, że cieszę się, że sie tak o nią troszczysz. Chyba wiesz, o co mi chodzi?
- No jasne, rozumiem. Nie musisz sie tak tłumaczyć. - uśmiechnął się.
- A więc przemyśl to... Pogadaj z rodzicami, ona naprawdę nie może tam wrócić...
- Jane, rozumiem. - przyyaknął.
- Super, to ja ten... Wracam do Yvonne. - uśmiechnał się lekko i spojrzał w moją stronę, ale uśmiech szybko zniknął z jego twarzy. - Riker... - powiedział cicho, szturchając lekko przyjaciela. Blondyn od razu spojrzał w tamtą stronę:
- Ryland! - krzyknął bez większego zastanowienia, spojrzenia wszystkich padły najpierw na najstarszego Lyncha, a później na najmłodszego, idącego równo ze mną. Szesnastolatek spojrzał jeszcze na mnie, a następnie podszedł do brata.
- Tylko szybko do nas dołączcie. - powiedział Riker do przyjaciela, ten przytaknął i podszedł do mnie. Złapał moje dłonie i razem się zatrzymaliśmy, a Lynch'owie poszli dalej.
- Yvonne, co on ci znowu powiedział?! - zapytał przejęty i spojrzał mi w oczy.
- Nic... - powiedziałam szybko i spuściłam wzrok.
- Słuchaj... Mnie możesz powiedzieć. O co chodzi? - dopytywał. Był taki opiekuńczy, to wspaniała cecha.
- Nie chce nigdzie iść z Rylandem, po prostu... - powiedziałam cicho i spojrzałam na bruneta.
- Jak po prostu? No dalej... Mnie nie powiesz..?
- Dlaczego Riker sie odezwał? - zapytałam nie zwarzając na jego poprzednie słowa.
- Jak to dlaczego? Bo nie chciał, aby Ry znowu powiedział coś głupiego, to chyba zrozumiałe...
- Właśnie nie... Nie wiem, naprawdę nie wiem, o co chodzi temu kretynowi, ale powiedział, że lepiej, abym siedziała cicho, b...
- Nie przejmuj się jego słowami! - przerwał mi. - Przecież wiesz, że on nic nie może może ci zrobić. Może i umie straszyć, ale będzie bał sie zrobić cokolwiek... Zaufaj mi... Bo co? To znaczy... Lepiej, żebyś 'siedziała cicho', bo co? Co on ci powiedział?
- Że będzie gorzej...- odpowiedziałam cicho.
- Ale chyba się tym nie przejęłaś? Yvonne... Oh... No chodź tu do mnie. - uśmiechnął sie lekko, choć w ogóle mało widocznie i rozłożył ręce do uścisku. Od razu przybliżyłam się do niego i przytuliłam się do bruneta.
- Ale posłuchaj mnie... Jeśli będziesz bała się Rylanda, da mu to jeszcze większą satysfakcję... Nie możesz pokazać mu, że się boisz, nie możesz się go bać. Obiecaj mi to. - przez chwilę sie zastanawiałam, nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie chciałam od razu się zgadzać, bo nie chciałam łamać obietnicy.
- Mogę postarać się udawać, że nie robię sobie nic z jego słów, ale tylko udawać... - powiedziałam niemalże szeptem i westchnęłam cicho.
- Dalczego tak się go boisz? - zapytał wprost - To... Ma jakiś związek z tym, co działo sie w twoim domu, zgadza sie? - zapytał, na co pokręciłam głową.
- Też... To znaczy... Wiem do zdolni są ludzie, nie chcę, aby znowu coś złego... - wyjaśniłam, a do moich oczu napłyneły łzy. Może i było to trochę egoistyczne, ale... Jednak właśnie tego sie bałam.
- Słuchaj... Wiem, co tam się działo, ale tutaj jesteś bezpieczna, jesteś ze mną. Możesz już nie myśleć o tym, co działo się wcześniej.
- Ale to nie tak... Z tobą czuję się dobrze, bezpiecznie, ale... Wszędzie są źli ludzie... Nie tylko moi rodzice... Kiedy 'uciekłam' od Lynch'ów, też spotkałam takie osoby. Nie wiem, co by się stało, gdyby jeden z nich nie postamowił mi pomóc... - wyjaśniłam smutna. Ellington z uwagą wysłuchał moich słów.
- Ale teraz jesteś ze mną i jesteś bezpieczna...
- Teraz... Z tobą... Teraz...
- Pamiętaj, że zgodziłaś się ze mną zamieszkać, tam już zawsze będziesz bezpieczna. - powiedział cichym tonem. Uśmiechnęłam się lekko.
- Wracajmy do nich...- odparłam cicho i spuściłam wzrok.
- Hej... Co jest? - zapytał patrząc na mnie.
- Nic...
- I tak po prostu chcesz do nich wracać? Do Rylanda?
- Nie chcę myśleć o tym, co może być...
- Posłuchaj mnie... Wszystko będzie dobrze, dopóki będziemy razem, tak? - powiedział niemalże szeptem.
- Masz rację... - uśmiechnęłam sie delikatnie, chłopak odwzajemnił uśmiech i złapał mnie za ręke. Na początku niepewnie wzrokiem wskazałam idących już całkiem daleko przed nami Lynch'ów. On tylko sie uśmiechnął i pokręcił głową. Przez chwilę nie wiedziałam, o co mu chodzi, ale szybko zrozumiałam. Zaczęliśmy iść w stronę rodzeństwa Lynch.

~~~

Okej, więc w końcu dodaję :) Od razu wyjaśniam, dlaczego zmieniłam to imię głównej bohaterki, oczywiście wiem, że nie powinna, tego robić, ale wiem, że wiele osób myśli, że w opowiadaniu jest Maia Mitchell, a za nią nie przepadają. Ale nie, to nie Maia Mitchell, a od teraz po prostu Yvonne Schmidt. Mam nadzieję, że to nie zrobi większej różnicy... W każdym razie mam też nadzieję, że rozdział się spodobał :)